Archiwum
07.08.2012

Pisanie o „Wrong” Quentina Dupieux jest jak chodzenie po polu minowym. Jedno słowo za dużo i cała przyjemność eksploduje. Zdradzenie choć jednego z szalonych pomysłów francuskiego reżysera zakrawa o zbrodnię na satysfakcji widza z oglądania filmu. A ten składa się dosłownie z kilku absurdalnych pomysłów, paru zabawnych dialogów i jednej nieprzewidywalnej fabularnej wolty. Tym bardziej należy się powstrzymać od zdradzania szczegółów tym, którzy zdecydują się pójść do kina.

Dla oddania klimatu dzieła Dupieux opiszę jednak otwierającą film scenę: na środku autostrady pali się zdemolowana furgonetka, co nie przeszkadza grupce strażaków zajadać się w tym czasie kanapkami, a jednemu z nich defekować na środku jezdni. Tym obrazem reżyser wita nas w świecie postawionym na głowie, gdzie wszystko jest na opak i nic nie powinno nas dziwić. A jednak główny bohater zdziwi się nie lada, gdy pewnego dnia zniknie jego ulubieniec – pies Paul, którego kocha bardziej niż cokolwiek i kogokolwiek na świecie. Ten nieprzyjemny dla Dolpha Springera poranek będzie bramą, która otworzy przed nim świat zbudowany na motywach zaczerpniętych z imaginarium Davida Lyncha, braci Coen i z filmu „The limits of control” Jima Jarmuscha. Inspiracje są jednak powierzchowne – objawiają się tylko w oddawaniu klimatu absurdu, często ocierając się wręcz o parodię. Należy docenić, że Dupieux nie kopiuje bardziej znanych reżyserów z oddaniem należnym uczniowi. Tworzy własną rzeczywistość, w której da się jedynie słyszeć echa klasyków gatunku. Niestety te echa są w jego filmie najciekawsze, a wszystko to, co oryginalne, blednie przy skromnych zapożyczeniach.

„Wrong” zdecydowanie bliżej do „Miasteczka Twin Peaks” (nawet przez wariację na temat głównego motywu muzycznego serialu!) niż „Zagubionej autostrady”, do której bywa przez krytykę porównywany. I to do tych momentów, w których zabójca Bob siedzi cicho, a nad górskim miasteczkiem świeci słońce. Choć mamy do czynienia ze śledztwem i detektywistycznym dochodzeniem, ani na moment nie wejdziemy na ścieżkę niepokoju i mroku, w których brodził po kolana Fred Madison z „Zagubionej autostrady”. Bohaterowie Dupieux przypominają raczej Dale’a Coopera, który bez śladu zadziwienia potrafił przyjmować najdziwniejsze metody prowadzenia śledztwa. Tak jak on filmowe postacie z „Wrong” mówią i robią rzeczy dziwaczne z takim samym wyrazem twarzy, jakby w najbardziej pospolity sposób parzyli kawę czy zajadali śniadanie. Jednak skonstruowany przez reżysera świat razi niekonsekwencją. Dolph na niektóre szaleństwa reaguje całkowitą obojętnością, a na inne – wielkim zaskoczeniem. Świat przedstawiony łamie się i pęka – panuje w nim nieprzenikniony porządek, nad którym – jak się zdaje – stracił panowanie również reżyser. Trudno byłoby zbudować jakąś intrygującą fabułę, gdyby wszyscy zachowywali się nietypowo i niczemu się nie dziwili. Wtedy żadne szaleństwo nie wywołałoby konsternacji i nie pociągnęło bohatera do działania. Jest to trudność, z którą musi poradzić sobie każdy twórca biorący się za bary z filmowym surrealizmem. Być może dlatego tak bardzo cenimy absurdalne dzieła, że wychodzą tylko najlepszym – tym razem niestety się nie udało.

Nie oznacza to, że film Dupieux jest kompletną porażką. Przez pierwsze pół godziny wręcz skrzy się zabawnymi, zupełnie szalonymi pomysłami, które jednak z czasem zaczynają się powtarzać i raczej nudzić, niż zaskakiwać. Podobnie rzecz się ma z dialogami – akcję napędzają prowadzone przez niezwykłe postacie kolejne rozmowy, które rozwiązują wszelkie fabularne zawiłości. Pierwsze z nich, dzięki swojej świeżości i zabawnej surrealności, smakują wyśmienicie, kolejne jednak – gdy zorientujemy się, że oparte są na tym samym schemacie – stają się ciężkostrawne. Prowadzone są wolno, jakby nikomu nigdzie się nie śpieszyło, a cały świat zamarł obciążony zbyt dużą dawką nonsensu – przez to także akcja filmu rozwija się ociężale, abyśmy przypadkiem nie przegapili jakiegokolwiek z nielicznych zaskakujących absurdów. Szkoda, że reżyser nie zaufał potencjałowi obrazu, który pozwoliłby mu zbudować kilka oryginalniejszych scen, jak choćby ta otwierająca film.

Sztuczność świata z jego hermetycznością i niekonsekwencją sprawia, że przestajemy przejmować się losami bohatera, które, swoją drogą, tracą z minuty na minutę na oryginalności, pozbawione ożywczej dawki nonsensu. Po pewnym czasie do tego stopnia obojętnieje nam wolno rozwijająca się akcja filmu, że puenta równie dobrze mogłaby nie nastąpić. Powodem wkradnięcia się nudy jest jak najbardziej klasycznie rozwijająca się narracja, na skomplikowanie której wyraźnie zabrakło reżyserowi pomysłu. Od filmowej rzeczywistości – która, jak głosi plakatowy slogan – zanurzona jest w oparach absurdu, oczekiwalibyśmy równie niekonwencjonalnych zabaw czasem, przestrzenią i logiką. Dupieux jednak zadowolił się kilkoma scenkami o proweniencji kabaretowych skeczy, a to zdecydowanie za mało jak na film, który ma bawić, zaskakiwać i wywoływać szaleństwo wśród widowni. Niestety entuzjazmu zabrakło zarówno po jednej, jak i drugiej stronie ekranu.

„Wrong”
reż. Quentina Dupieux
dystrybucja: Gutek Film
premiera: 3.08.2012

alt