W warszawskiej Zachęcie trwa właśnie wystawa prezentująca 30 obrazów Neo Raucha, niemieckiego malarza i jednego z najwybitniejszych przedstawicieli tak zwanej nowej szkoły lipskiej (określenie to stało się jednak tak nieostre, że w istocie rzeczy nie może oznaczać już nic więcej, jak tylko przynależność do środowiska Hochschule für Grafik und Buchkunst w Lipsku).
„Postać Neo Raucha i jego sztuka nie były dotąd szeroko znane w Polsce”, piszą kuratorki wystawy. Wprawdzie – o czym nie wypada zapominać – ekspozycję prac artysty zorganizowano już dekadę wcześniej w Krakowie (Międzynarodowe Centrum Kultury, 2001), niemniej jednak jej recepcja była stosunkowo niewielka. Dlatego trzeba przyznać, że prezentacja tego malarstwa szerokiej publiczności istotnie wydaje się zadaniem niewypełnionym i odpowiadającym randze Zachęty, czyli Narodowej Galerii Sztuki.
Skoro tak, tym ostrzej należy jednak postawić pytanie o decyzje kuratorskie, które nadały kształt obecnej wystawie, a w których – jak wolno sądzić – tkwi zasadnicza niekonsekwencja. Z jednej strony, konstatacja nieznajomości sztuki Neo Raucha jest oczywistą obietnicą zmiany stanu rzeczy. Z drugiej strony – posługując się prostą klasyfikacją, zaproponowaną przez Petera Vergo – warszawskiego pokazu nie zaprojektowano jednak jako wystawy kontekstualnej, czyli dostarczającej wiedzę, ale jako wystawę par excellence estetyczną. Innymi słowy – i tu właśnie tkwi paradoks – widz przekraczający progi galerii pomyślany jest jako „ten, który już wie” i któremu nie należy zakłócać kontemplacji obrazów nazbyt dużą ilością tekstu zawartego w broszurach czy podpisach pod eksponatami. Do czego odnosi się tytuł pokazu („Begleiter. Mit Realizmu” to nawiązanie do rok wcześniejszych wystaw Raucha, uświetniających jego 50. urodziny) i według jakiej zasady rozmieszczono obrazy („W pierwszej [sali] prezentowane są wcześniejsze prace – mocno graficzne w formie, oszczędne w kolorze, w drugiej w pełni dojrzałe prace – wielkie kompozycje, pełne postaci”) – widz może dowiedzieć się z prasy, jeśli ta przedrukuje notę przygotowaną dla Polskiej Agencji Prasowej, ale nie z samej ekspozycji. Podobnie drobiazgową biografię artysty odbiorca pozna dzięki internetowej stronie Zachęty – ale nie w samej galerii.
„W tym momencie powinienem przynajmniej wspomnieć o pewnym argumencie, który zwykle jest wysuwany przeciwko pomysłowi zamieszczania informacji o eksponatach” – pisze Vergo. „Często mówi się, że nie może to być celem samej wystawy i że publiczność nie czyta ich w czasie zwiedzania wystaw”. Widz mógłby przecież przyjść do galerii po lekturze adekwatnych tekstów, jak choćby eseju niemieckiego krytyka Mathiasa Flügge, który zamieszczono w publikacji towarzyszącej pokazowi. Niemniej jednak – kontrargumentuje Vergo – „chociaż ludzie mogą rzeczywiście zapoznać się z katalogiem, o ile jest on wystarczająco tani, wystarczająco atrakcyjny, dobrze opracowany i ciekawy, to z pewnością nie będą czytać go podczas oglądania wystawy. Tak więc jako metoda strukturyzacji bezpośredniego doświadczenia, wynikającego z uczestnictwa w wystawie, jest on właściwie bezużyteczny”.
Dlaczego warto roztrząsać te kwestie? Neo Rauch jest bowiem artystą, który wiele traci, jeśli nie podejmuje się nawet próby sproblematyzowania złożonego kontekstu jego twórczości, rozpiętej między młodością spędzoną w NRD a fascynacją estetyką pop, programowo synkretycznej i – na zasadzie postmodernistycznego cytatu – obejmującej wiele odległych w czasie stylistyk, od XIX-wiecznej konwencji portretu („Vater”, 2007) i romantycznego pejzażu w duchu Caspara Davida Friedricha („Schilfland”, 2009), przez realizm socjalistyczny („Moder”, 1999) i pastisz licznych awangardowych -izmów (quasi-konstruktywistyczny „Dock”, 1994), aż do obrazowania, które, zwłaszcza w kompozycji kadru, wiele zawdzięcza medium fotografii (m.in. „Start”, 1997). Nie chodzi jednak o prostą listę impulsów oddziałujących na malarza (pojawia się ona zresztą na wystawie, a pewnie można by ją jeszcze wydłużać), ale właśnie o refleksję nad kontekstem, oświetlającym znaczenie owych odniesień.
Podtytuł ekspozycji – „Mit realizmu” – oddaje chyba jedną z najistotniejszych cech twórczości Neo Raucha, który operując doskonałym warsztatem, w przewrotny sposób przypomina, że iluzjonizm reprezentacji obrazowej można w każdej chwili zawiesić, konfrontując widza z płaskim, ledwie zamalowanym płótnem. Gra tymi skrajnościami ujawnia się na wielu pokazanych w Zachęcie obrazach, by wymienić tylko reprodukowany na plakatach wystawy „Halt” czy prace, takie jak „Sucher” i „Glück”, gdzie logika konwencjonalnego pejzażu zostaje niespodziewanie zakłócona w górnej części płótna. Skoro więc Neo Rauch wciąż zawodzi zwyczajowe oczekiwania wobec sztuki i, prowadząc wyrafinowaną grę z jej licznymi tradycjami, oscyluje między drobiazgowym opisem rzeczywistości a brutalnym, na poły modernistycznym obnażaniem natury medium, czy nie należałoby przynajmniej zapytać o oryginalność tej przewrotnej strategii? Gdzie można sytuować samego artystę, nie tyle nawet w obrębie „szkole lipskiej”, ile pośród innych kanonicznych przedstawicieli „nowej figuracji” w malarstwie przełomu lat 90. i 2000.? Jak – konkretnie rzecz ujmując – obrazowanie Neo Raucha ma się na przykład do twórczości Wilhelma Sasnala z jednej oraz Luca Tuymansa z drugiej strony? To akurat pytanie wydaje się niemal oczywiste, gdyż obaj wymienieni artyści ledwie kilka lat temu mieli w Zachęcie wystawy monograficzne, odpowiednio w 2007 i 2008 roku.
Oczywiście, brak zainteresowania rozpatrywaniem tych i innych problemów, składających się na właściwe umiejscowienie sztuki Neo Raucha, nie zmienia faktu, że warto zobaczyć zebrane w Zachęcie obrazy niemieckiego artysty. Samą wystawę należy jednak potraktować jako zupełnie transparentne medium, które – niestety – nie pomaga zrozumieć tej twórczości.
„Neo Rauch. Begleiter. Mit Realizmu”
Warszawa, Zachęta Narodowa Galeria Sztuki
12.03–15.05.2011.