Archiwum
01.05.2017

Czy może być coś bardziej polskiego niż umieranie? Nie ma jednak mniej typowych piosenek o śmierci niż te, które gra duet Nagrobki. Maciej Salamon i Adam Witkowski właśnie wydali swój trzeci album „Granit” – i wciąż potrafią zaskoczyć. Także wystawą w CSW Kronika w Bytomiu.

Zanim zeszli do trumien, obaj muzycy udzielali się w zespole Gówno, które wyrosło jako inicjatywa kolegów z ASP w Gdańsku. – Gówno było punkrockowe, ale nie dlatego, że chcieliśmy być albo byliśmy punkami. Taki punk punk to dla mnie w ogóle nie jest środek wyrazu dla dorosłych ludzi – przyznaje Adam.

Nagrobki były też efektem pewnego rodzaju despotyzmu w sztuce: – Poza tym Gówno było kwintetem, a to już całkiem sporo osób. Jeśli jest dużo osób w zespole, to albo jest jeden dyktator, albo zaczyna działać demokratyzacja. Demokracja w sztuce to, moim zdaniem, absurd. To już nie sztuka w duchu romantycznym, a działanie społeczne. Gdy jesteś w zespole i chcesz uszanować wolę wszystkich jego członków, to zazwyczaj efekt takich działań jest rozwodniony. Kiedy w zespole są dwie osoby, to łatwiej się dogadać i albo na coś się nie zgadzamy, albo akceptujemy stuprocentowo – dodaje Adam.

A. „Pańskie Wersety” i Salomonika

Nagrobki działają na polskiej scenie muzycznej od 1 stycznia 2014 roku. Parę minut po północy tego dnia ukazała się ich EP-ka „Pańskie Wersety” – jak by ta płyta nie została oceniona, wydawca Michał Turowski z Oficyny Biedota i muzycy mogli być pewni jednego: że to będzie pierwsza płyta owego roku, i nikt im tego nie odbierze. Panowie zresztą wytrwali w tej współpracy.

– Czuję się lepiej, że jestem w BDTA i wszystko tam produkuję. Wiem, że teraz stylistycznie odstajemy. Ale ja łącznie wydałem tam już pewnie 20 płyt pod różnymi pseudonimami i w różnych projektach. Może teraz odstajemy od reszty wytworni, ale kiedy zaczynaliśmy z „Pańskimi Wersetami”, to nie było daleko do Biedoty i BDTA. Obecnie Michała Turowskiego interesuje jednak bardziej zaangażowana elektronika. Tyle że dla mnie to nie jest kwestia gromadzenia się wokół stylistyki, a raczej towarzyskie spotkanie z innymi kochającymi muzykę – tłumaczy Adam.

W zespole za oprawę wizualną płyt i plakatów z trasy koncertowej odpowiada Maciej, z wykształcenia grafik i wykładowca na ASP. Okładkami zajmował się jeszcze w Gównie. Najciekawsze jest to, w jak przewrotny sposób Salomon posługuje się przypadkiem, błędem – tworząc świadomie rażące niedoróbki. Te wpadki podbijają bit specyficznego poczucia humoru i grozy, które wymieszały się w piosenkach Nagrobków. Zresztą model działania ma oparty na negacji: najpierw plakat zrobi dobrze, potem zaczyna go podpsuwać.

– Miałem kiedyś ambicję związaną z czasem projektowania różnych rzeczy. Sprawdzałem, jak najszybciej uda mi się zaprojektować plakat – udało mi się zejść do 10 minut. Czuję estetyczną niezgodę na poczynania niektórych twórców polskiej szkoły plakatu. Gdy widzę na przykład projekty Pągowskiego czy Olbińskiego, to nie mogę na nie patrzeć. Celowo wprowadzam błędy do moich plakatów i liczę, że im z tego powodu jest przykro.

Na plakatach Nagrobków tekstem rządzą „tłuste” literki różnej wielkości i sprawiające wrażenie, jakby stawiający je człowiek zupełnie nie wiedział, jak powinno się robić plakaty. – Te charakterystyczne literki na początku robiłem dla jaj – żeby było szybciej. Potem polubiłem je na tyle, że rozwinąłem ten rodzaj typografii – stworzyłem nawet z nich font, który się nazywa Salamonika.

To spsowanie treści przez dyrdymały wyróżnia Nagrobki na polskiej scenie niezależnej. Ich plakaty działają niczym wymyślny pastisz na przekazywanie treści w tym medium. Nawet nie wiem, czy plakaty są potrzebne jako takie – czy po prostu uspokajają fanów, że Nagrobki jeszcze nie zdziadziały i daleko im do wyprostowania się i normalizacji – Uczę moich studentów, że podstawową funkcją plakatów jest funkcja informacyjna – że plakat musi „gadać” do odbiorcy. Ja ją zaburzam i wrzucam kretyńskie teksty, typu: „pozdrawiam moją rodzinę i wszystkich znajomych”. Jestem pewien, że gdy moi profesorowie z Akademii Sztuk Pięknych to oglądają, krew ich zalewa. Strasznie się z tego cieszę. Robię celowo tak podstawowe błędy projektowe, że gdybym je zobaczył u moich studentów, to bym im ręce poucinał – przyznaje Maciej

B. „Jesteśmy martwi”: pozdrowienia z urny w formie nekropolo

W domu postawiłem grubą białą kreskę,
ty przez nią nie przejdziesz i ja też nie przejdę,
na spotkanie wybierz jakieś inne miejsce,
[…]
(na) Śmierć, śmierć, śmierć zapomniałem,
śmierć, śmierć ciągle widzę oczy twe,
śmierć, śmierć, śmierć zapomniałem,
śmierć, śmierć, tylko ciebie chcę.

(„Na śmierć zapomniałem”)

Proste teksty piosenek Nagrobków błyskawicznie zapadają w pamięć. Dobrze się je skanduje z zespołem. Ba, na początku działania Adam i Maciej podczas występów rozdawali śpiewniki, by ludzie mogli od razu wspólnie z nimi krzyczeć.

– Temat śmierci miałem już sprawdzony w zespole Samorządowcy, w którym grałem ze swoją córkę. W Nagrobkach staramy się nie być smutni. Dla mnie to bardziej buddyjskie zaakceptowanie zdarzeń. Lepiej się z tym pogodzić, niż zwalczyć. Dla mnie o tym jest ten zespół. Nasze teksty nie są dla mnie smutne, ale też nie są zabawne – twierdzi Adam. To właśnie ta ambiwalencja odbioru sprawia, że pozorny banał tekstów szybko ustępuje zdziwieniu – a same słowa powracają uporczywie jak kontrolująca nasz oddech kostucha.

– Jest sporo tekstów, które napisał tylko Maciek. Ale wiele rzeczy improwizujemy na próbach i ciężko powiedzieć, kto to napisał. Redakcja tych tekstów jest bardzo długa. Teksty zmieniamy na koncertach – nawet jeżeli są już na płycie – dodaje Adam.

To ciągłe modyfikowanie tekstów jest też spójne ze robieniem byków czy testowaniem, co lepiej wypada w praktyce. Początkowo przypadkowe, błędy są równie ważne – i dokładają się do i tak już imponującego chaosu Nagrobków: – W Gównie mieliśmy utwór „Ballada o siatce foliowej”, a ja zrobiłem na okładce błąd „Ballada o siatec foliowej”, bo mam dysortografię. Tak się nam ten błąd spodobał, że potem wszędzie posługiwaliśmy się słowem „siatec” – wspomina Maciej.

Etykietka punkowa nie do końca pasuje do Nagrobków. Zainicjowany przez nich gatunek nekropolo trochę jednak ułatwia sprawę. – Pojęcie nekropolo było bardzo świadome. Disco polo jest bardzo blisko tego, co robimy – głównie ze względu na prostotę słów w tekstach. Ale nie jestem jedną z osób, które negują disco polo. Uważam, że w wielu przypadkach kryją się tam głębokie emocje – tyle że wyrażone w discopolowy sposób. To rodzaj prymitywizmu, który może być stylizacją rodem z Cepelii, a może być czymś bardzo autentycznym. Nie raz się wzruszałem przy piosenkach Akcentu – na przykład przy „Laurze” czy „Dziewczynie z klubu disco” – twierdzi Adam. Podobnie jak w wypadku zespołów disco polo, nekropolo Nagrobków też wymaga konkretnej atmosfery budowanej w teledyskach oraz komplementarnych z piosenkami form wizualnych.

C. „Stan Prac” in progress: mapy, gazetki i gadżety

„Stan Prac” to drugi album Nagrobków, a także stworzona przez nich mapa w formie work in progress: – W „Stanie Prac” stawiamy krzyże na mapie trochę jak Opałka. To zaznaczanie tego, co się już zdarzyło i pozwala policzyć koncerty, które graliśmy. W Gównie liczyliśmy koncerty w busie i pytaliśmy: „ty, który to już koncert?” – mówi Adam.

Na wystawie w bytomskim CSW Kronika „Stan Prac” jest instalacją: wielką dwumetrową planszą, na której stoją drewniane krzyże oznaczające miejsca zagranych koncertów. A że obecnie Nagrobki są w trakcie trasy koncertowej, konieczność aktualizacji jest paląca. Dlatego pracownicy galerii dostali solidny zapas krzyżyków i mają je dostawiać po każdym zaliczonym przez Adama i Macieja gigu.

Do drugiej płyty została dołączona gazetka, w której znalazł się wywiad z zespołem typu basic level, mroczne zdjęcia muzyków na grobbingu, teksty piosenek w klepsydrowej estetyce, „Stan Prac” na dzień 12 grudnia 2015 roku do samodzielnego domalowywania i inne cuda. A wszystko na prawdziwym papierze, na jakim wychodzą dzienniki. Cudowne!

Po udanym teście z gazetką przyszła pora na meta-zin „Adam rozkładający perkusję”. Maciej jeszcze w czasie studiów robił z kolegami zin „Krecha”, więc miał już doświadczenie, pozostało jedynie wszystko bardziej „zepsuć”. Wydany w symbolicznej liczbie 50 egzemplarzy druk – na papierze typu kserokopia – wzrusza swoją zgrzebnością. – Rozkładanie perkusji to dowcip bardzo branżowy. Ten, kto gra trasę koncertową, wie, jaki jest rytm dnia – objaśnia Adam. A że sam zwykle udziela wywiadów, w zinie również się on pojawia, opowiadając wyłącznie… o rozstawianiu perkusji.

Maciej podczas tych Adamowych rozstawień sprzętu zwykle wykonywał zdjęcia. Jednak ich galeria w jakości kserokopii jest tak nieczytelna, że bardziej domyślamy się, co przedstawiają, niż faktycznie jesteśmy w stanie to zobaczyć. Od umieszczonych przy zdjęciach osobliwych komentarzy trudno się oderwać. Poza tym Nagrobki sprzedają koszulki (kilka opcji nadruków nagrobnych do wyboru), a nawet szaliki – są zatem bardzo otwarci także na fanów piłki.

D. „Granit” w kamieniu, styl w ewolucji, a Nagrobki ludowe

Najnowszy album duetu, „Granit”, chyba najtrudniej opatrzyć etykietą „punk rock” (dlatego dziennikarze zaczęli wskazywać na obecność w nim yassu). – Zespołów mam od groma, przez co działam z wieloma osobami w kompletnie innych kategoriach muzycznych. Rozwijam się jako producent. Grać, a zajmować się nagrywaniem muzyki to zupełnie co innego. Zacząłem nagrywać mniej więcej wtedy, gdy powstało Gówno. Forma punkrockowa wynikła z tego, na jakim etapie rozwoju byliśmy, a nie była stylizacją. Ja tego bym lepiej nie zmiksował, nawet gdyby to było wybitnie zagrane – objaśnia Adam.

Na płycie Nagrobki na nowo interpretują kultowe „Nekropolo” z pierwszego krążka, choć w odróżnieniu od agresywnego pierwowzoru, nagrali nową wersję piosenki z wolnym i balladowym wokalem. Z kolei towarzyszące albumowi i trasie koncertowej motywy średniowieczne przypominają, skąd wywodzą się potyczki Nagrobków ze śmiercią – i w jakiś sposób dopowiadają, skąd wzięło się nekropolo.

– Gdy rozłożysz okładkę „Granitu”, otrzymujesz około metrową wkładkę, która skojarzyła mi się ze średniowiecznym danse macabre. W tym duchu ją zaprojektowałem. Potem chciałem, żeby wszystkie grafiki związane z Granitem były tworzone w oparciu o kolaże ze średniowiecznych drzeworytów. Poza tym prawa autorskie do nich wygasły – twórcy nie żyją od kilkuset lat – wyjaśnia Maciej.

W średniowieczu Europejczycy nie mieli jeszcze takich problemów ze wstydem i nagością, a nieskrępowane podejście do czynności fizjologicznych puentowała wszechobecność i namacalność śmierci. Chyba tylko głupia, współczesna urbanizacja i odklejenie człowieka od natury mogły sprawić, że gdy w japońskim filmie „Pożegnania” reżyser przywrócił symbolicznie korporealność, widzowie się dziwili i mówili „oj, trupy… zaprawdę, jednak umrzemy…”. Nagrobki proponują nową wersję danse macabre w teledysku do „Nie chcę myśleć o śmierci”.

E. Artyści wizualni grający muzykę?

Nagrobki są określani jako polscy artyści wizualni zajmujący się projektami muzycznymi. Trzeba jednak dodać, że duet tak siebie nie postrzega. Kluczowa jest nie tylko idea (Nagrobki nie czują, że grając, wykonują wyrafinowane gesty performatywne – raczej zwyczajnie muzykują dla siebie i swoich słuchaczy), ale i proporcje gry do działań artysty wizualnego. Jak zresztą mówi Adam:

– Teraz jestem zdecydowanie artystą audio i bardzo się z tego powodu cieszę. Mam 39 lat i fazy sinusoidy muzyka–rzeczy wizualne miałem parę razy. Nie czuję potrzeby multimedialności i łączenia tych rzeczy. Jestem dosyć konserwatywnym odbiorcą mediów. Zazwyczaj wybieram jakieś średniowieczne galerie albo po prostu malarstwo. Muzyka kojarzy mi się z malowaniem, bo uruchamia we mnie podobny proces myślowy.

Przed poznańskim występem Nagrobków zalecam lekkie i ożywcze ćwiczenia z układem gestów do „Jesteśmy martwi”.

 

Nagrobki / płytografia:
„Pańskie wersety”
„Stan Prac”
„Granit”

Nagrobki, źródło: Facebook