W tegorocznym konkursie międzynarodowym WFF, o którym prawdopodobnie rozpisują się wszyscy korespondenci warszawskiego festiwalu, chyba najbardziej intryguje najnowszy film Catherine Breillat „Nadużycie słabości”. Oczywiście można zgodnie z przyzwyczajeniami śledzić wszystkie filmy tego cyklu, rozpisywać się o kolejnych złych wyborach selekcjonerów, zastanawiać się, co tak naprawdę liczy się w trakcie doboru filmów i jakie to ma przełożenie na dalszą karierę poszczególnych tytułów. Można też wybrać tylko niektóre, zapominając o reszcie, bez stresu, że akurat nie udało się obejrzeć filmu zwycięzcy.
Nazwisko Breillat przyciąga przede wszystkim dzięki poprzednim filmom, między innymi „Anatomii piekła” czy ostatniej „Śpiącej królewnie” i „Sinobrodemu”, z drugiej strony – w „Nadużyciu słabości” główną rolę gra Isabelle Huppert. Filmowy świat Breillat nie ma jednak nic wspólnego z kategorią „filmów dla kobiet”, którą preferuje wspomniany przeze mnie we wcześniejszej relacji polski reżyser. Breillat wybiera na swoją bohaterkę kobietę w średnim wieku, po wylewie, która na pierwszy rzut oka jest zdana na łaskę swojej eleganckiej rodziny. Jej choroba nie służy bynajmniej wizualizacji tajników ludzkiego cierpienia. Epizod szpitalny kończy się bardzo szybko. Kilka krótkich scenek z terapii, kilka łez i Maud wraca do domu. Nigdy nie będzie już w pełni sprawna, ale nie zamierza spocząć na laurach. W końcu przed „wypadkiem” pracowała jako reżyserka, pisała książki – pani z wyższych sfer, która nie może poradzić sobie bez pomocy czterech asystentów.
Przełomem w życiu Maud ma być produkcja najnowszego filmu i spotkanie z przypadkiem podpatrzonym w telewizji przyszłym odtwórcą głównej roli. Vilko (Kool Shen) to oszust stulecia, złodziej i niebezpieczny typek, który okrada bogatych, koniecznie inteligentniejszych od niego. Maud jest nim zafascynowana od pierwszego wejrzenia. Bynajmniej nie chodzi tu tylko o klasyczne zderzenie dwóch obcych sobie światów czy różnice klasowe. Bohaterowie toczą ze sobą pozornie niewinną gierkę, polegającą przede wszystkim na upokarzaniu, uzależnianiu i walce z samotnością za wszelką cenę.
Breillat sukcesywnie i bardzo konsekwentnie przesuwa granicę nieszczęścia w życiu Maud. Igra z przyzwyczajeniami widza, oczekującego bardzo konkretnego komunikatu i zderzającego się z postacią kobiety-kaleki, która nie jest już w stanie być w pełni niezależna. Jednocześnie w „Nadużyciu słabości” nie ma mowy o romantycznym uczuciu, empatii i poświęceniu dla dobra drugiego człowieka. Maud powoli, z dnia na dzień odmawia kontrolowania własnej codzienności. Z jednej strony, próbuje naśladować swojego nowego przyjaciela, z drugiej – radykalnie odcina się od przeszłości. Wierzy, że teraz nikt jej niczego nie odmówi, że jej stan wymaga całkowitego oddania. Koniec końców, ona sama nie jest w stanie powiedzieć „nie”.
Trochę mniej skomplikowane, przez co niestety również mniej interesujące gierki uczuciowe prowadzą bohaterowie innego konkursowego filmu, „Bardzo niespokojne lato” Anci Damian. Czwórka bohaterów, jedna historia miłosna, Bukareszt i niezniszczalny temat konsekwencji, jakie niesie ze sobą kreowanie historii/opowiadania. Podobnie jak w poprzednim filmie, „Droga na drugą stronę”, Damian igra z formą filmową, wprowadza elementy animacji, „wycinanek”, minimalnie komplikując strukturę linearną swojego filmu. Całość dotyczy zdrady, byłych i obecnych partnerów, którzy nagle stają się wyjątkowo fascynujący i pociągający. W tym uczuciowym chaosie panuje „pisarz” – pożądana przez wszystkich innych bohaterów figura, tworząca narrację ostateczną. Jego zadanie polega przede wszystkim na mieszaniu wątków, zestawianiu poszczególnych opowieści, poszukiwaniu odpowiednich zakończeń.
„Bardzo niespokojnie lato” przypomina „Ogród rozkoszy ziemskich” Lecha Majewskiego (i nie chodzi tylko i wyłącznie o odwołania malarskie), a także „Rekonstrukcję” Christoffera Boe. Niestety filmowi Damian bliżej do „poszukiwań” Majewskiego, przez co jej film od samego początku wydaje się nazbyt pretensjonalny i zmanierowany. Wyszukane metafory, erotyczne opowieści na granicy jawy i snu w zderzeniu z „wielką narracją à propos sztuki opowiadania” – bardzo ciężkostrawne zestawienie.
Na koniec „Ida” Pawła Pawlikowskiego – jeden z dwóch polskich filmów w konkursie głównym i objawienie ostatniego festiwalu w Gdyni, nagrodzone również nagrodą FIPRESCI na festiwalu w Toronto. Pawlikowski po wybitniej nieudanej „Kobiecie z piątej dzielnicy” na podstawie historii Heleny Wolińskiej Brus (zmarła w 2008 roku w Oksfordzie) stworzył jeden z najbardziej inspirujących duetów kobiecych w kinie polskim ostatnich lat.
Początek lat 60., dwie zupełnie różne bohaterki, które trafiają na siebie przez czysty przypadek i które łączą więzy krwi. Ida (Agata Trzebuchowska) musi się spotkać ze swoją ciotką, zanim przyjmie śluby zakonne. Jej ostatnia krewna to Krwawa Wanda (Agata Kulesza) – bezwzględna prokurator z czasów stalinowskich, pracująca po latach jako sędzina. Obie panie jadą poszukiwać śladów swojej, żydowskiej rodziny.
Pawlikowski wykorzystuje motyw holokaustowy, tragiczną historię rodzinną, jako pretekst do spotkania bohaterek. Każda z nich reprezentuje wykluczające się nawzajem światy. Od samego początku wiadomo, że ta konfrontacja po latach nie odtworzy zerwanych więzi. Ich relacja może trwać tylko chwilę. W „Idzie” konsekwencje wojennej przeszłości odbijają się w biografiach obu kobiet. Dlatego w filmie Pawlikowskiego bardzo ważnym motywem jest próba przepracowania traumy holokaustowej, która dokonuje się w czasach odwilży, pozornego spokoju i stagnacji, kiedy spotkanie jest nareszcie możliwe.
Zupełnie inaczej z holokaustową traumą rozprawia się Jan Kidawa-Błoński w swoim „W ukryciu” z Magdaleną Boczarską i Julią Pogrebińską w rolach głównych. Oprócz „kobiecego przeznaczenia” reżyser usprawiedliwia się również na pytania dotyczące etykietki „thriller erotyczny”, która towarzyszy jego filmowi. Podobno film nie ma nic wspólnego z tym gatunkiem. Całą winą obarczeni są dystrybutorzy i żarłoczny marketing. W rzeczywistości „W ukryciu” przypomina raczej tandetny erotyk z elementami science-fiction i wojenką w tle, ale to już temat na kolejny tekst.
c.d.n.
Zobacz także: