Archiwum
13.01.2016

Na irlandzką nutę

Aneta Głowacka
Teatr

Stanisław Wyspiański wpisał w „Wesele” pewien model wspólnoty narodowej. Dlatego każda inscenizacja sztuki, niezależnie od pomysłu reżysera i czasu powstania, okazuje się opowieścią o polskim społeczeństwie. Wejście do bronowickiej chaty zmusza do postawienia pytań dotyczących zarówno tożsamości indywidualnej, jak i zbiorowej bez względu na to, kiedy toczy się akcja. Konfrontacja z „Weselem” oznacza zderzenie z ciągle aktualnym problemem społecznych podziałów, uniemożliwiających wspólnotowe działanie. Wiąże się też z rozliczeniem Polaków z antysemityzmu, inteligentów – ze społecznych zaniechań, a chłopów ze ślepej potrzeby odwetu, nawet jeśli pod tymi figurami w scenicznej interpretacji ukrywają się nieco inni bohaterowie niż w literackim pierwowzorze. Pokazując społeczeństwo, w którym nie jest możliwa skuteczna komunikacja, Wyspiański demaskował Polaków jako ludzi bezwolnych i niezdolnych do konstruktywnego działania, za to wrażliwych na majaki przeszłości, zakochanych w uwznioślających mitach i symbolach.

Radosław Rychcik, autor katowickiej inscenizacji, na przekór tradycji wystawiania tej sztuki zrezygnował z polskiego kontekstu i narodowego sztafażu, jakkolwiek przesłanie tekstu Wyspiańskiego w dzisiejszej sytuacji społeczno-politycznej w Polsce mogłoby się okazać bardzo aktualne. Reżyser, a jednocześnie autor adaptacji, akcję jednego z najważniejszych narodowych dramatów przeniósł do Irlandii Północnej w czasy tak zwanych Troubles. Tym mianem brytyjski rząd eufemistycznie określał konflikt o podłożu etniczno-religijno-politycznym między katolickimi Irlandczykami, zwolennikami przyłączenia sześciu protestanckich hrabstw do Republiki Irlandii a protestanckimi Brytyjczykami, opowiadającymi się za pozostaniem w Zjednoczonym Królestwie. Trwający trzydzieści lat konflikt pochłonął po obu stronach blisko cztery tysiące ofiar, nie mówiąc o osobach, które odniosły rany podczas tortur i w czasie zamachów bombowych (statystyki mówią nawet o pięćdziesięciu tysiącach). Eskalację przemocy udało się zahamować w 1998 roku po podpisaniu w Belfaście Porozumienia Wielkopiątkowego, które jednak nie rozwiązało problemu.

Belfast jest dzisiaj poprzecinany dziesiątkami betonowych „ścian pokoju”, które dzielą miasto na protestanckie i katolickie enklawy. Brytyjskie i irlandzkie dzieci chodzą do odrębnych, wyznaniowych szkół, a dorośli starają się na co dzień nie przekraczać wyznaczonych przez państwo linii demarkacyjnych. Tu nawet akcent może cię zdradzić i narazić na nieprzyjemności. Jednym z pomysłów na przywrócenie pokoju, a w przyszłości być może uporanie się z traumą wojny domowej było zawieranie małżeństw mieszanych. Jeszcze w latach 70. powstało Stowarzyszenie Małżeństw Mieszanych Irlandii Północnej, którego głównym celem jest wspieranie ludzi decydujących się na związki wbrew etniczno-religijnym podziałom i niepisanym regułom separowania się od wroga.

Jak pisze Aleksandra Łojek w zbiorze reportaży o Belfaście, małżeństwa międzywyznaniowe i działalność NIMMA (ang. Northern Ireland Mixed Marriage Association) na razie nie zmieniły społeczno-obyczajowego krajobrazu Irlandii Północnej. Jednak temat wesela, które miałoby połączyć i pogodzić skłócone strony, zabliźnić rany i uczynić przyszłość bardziej optymistyczną, zaintrygował Rychcika na tyle, że reżyser zdecydował się zestawić ze sobą historię z bronowickiej chaty z początku XX wieku z atmosferą miasta zanurzonego w krwawym konflikcie. Ten zabieg miał zapewne nadać dramatowi Wyspiańskiego wymiar uniwersalny, wyrwać go z getta przeklętych polskich tematów. Nie twierdzę, że to zły pomysł. Takie nieoczywiste zestawienia są intrygujące, a często ujawniają także nowe interpretacyjne ścieżki w materii, która wydaje się na wszystkie strony przepracowana i zasklepiona. To jednak, co reżyserowi udało się w zrealizowanych przez niego dwa lata wcześniej „Dziadach”, osadzonych w amerykańskiej historii i popkulturze, w przypadku „Wesela” raczej się nie sprawdziło.

Podstawowym problemem tej inscenizacji jest język dramatu Wyspiańskiego, który niełatwo wtłoczyć w nowy społeczno-polityczny kontekst. Słowa stylizowane na chłopską gwarę wymykają się założeniom fabularnym, brzmią niewiarygodnie i sztucznie w ustach bohaterów, którzy reprezentują społeczność Irlandczyków. Nie wiadomo, dlaczego rodzina Panny Młodej to zbieranina niewykształconych, agresywnych prostaków, skoro zamieszki w Irlandii Północnej miały przede wszystkim charakter polityczny, a nie klasowy. Zarysowana na początku spektaklu narodowościowa opozycja, w jego trakcie przeradza się w konflikt inteligencko-chłopski, który ma się nijak do całej opowieści. Kto wie, być może udałoby się ten pomysł uratować, gdyby przepisać gwarę na język literacki, a elementów dystynktywnych obu grup poszukać poza brzmieniem wypowiadanych słów.

Nie do końca udało się również przypisanie protagonistów Wyspiańskiego do ich irlandzko-brytyjskich alter ego. Dużą pomocą dla widzów może być przewodnik zamieszczony w programie. Poza głównymi osobami dramatu, między innymi młodą parą (Ewelina Żak, Marcin Rychcik), Dziennikarzem (Artur Święs), Poetą (Mateusz Znaniecki), gospodarzami (Andrzej Dopierała, Violetta Smolińska), Radczynią (Anna Kadulska), Żydem (Wiesław Kupczak) i jego córką Rachelą (Barbara Lubos) – chociaż wątek antysemicki jest w tym kontekście co najmniej wątpliwy – czy zjawami, które pojawiają się w drugiej części „Wesela”, pozostali bohaterowie są mniej czytelni. Czasami wręcz rozmywają się ich tożsamości, zwłaszcza że niektóre kwestie reżyser potraktował dość swobodnie, wkładając je w usta innych postaci, niż zostało to zaplanowane w literackim pierwowzorze. Nietrafione okazały się też niektóre rozwiązania fabularne. Rychcik pociął i skrócił tekst dramatu miejscami bez szkody dla całości, jakkolwiek pojawiły się tak kuriozalne sceny, jak poród Isi (Katarzyna Dudek), która wydaje na świat potomka, gdy z offu dobiega pieśń Chochoła w wykonaniu Czesława Niemena. Podobnie niezrozumiała i nielogiczna z dramaturgicznego punktu widzenia jest scena, w której Panna Młoda strzela do Nosa (Grzegorz Przybył), jeżdżącego na wózku i uzależnionego od alkoholu weterana wojennego. Nawet jeśli ta scena miała pokazać, do czego są zdolne uczestniczące w konflikcie irlandzkie kobiety, w kontekście całości wydaje się nieprzemyślana.

Dużo lepiej wypadły fragmenty, w których bohaterów nawiedzają duchy, a więc ich spersonifikowane myśli, wątpliwości i przeczucia. Spotkanie Marysi (Dorota Chaniecka) ze zmarłym Malarzem (Dominik Więcek), który w tej interpretacji jest tancerzem, odbywa się bez zbędnych słów. To jedna z piękniejszych scen. Dla dziewczyny kochającej taniec za całą rozmowę wystarczy wspólna, pełna namiętności choreografia. Do Stephena Nolana, popularnego w regionie dziennikarza (Artur Święs), nie przychodzi Stańczyk, lecz ofiara toczącego się od lat konfliktu (Paweł Świerczek), która niczym wyrzut sumienia obnaża ciało poranione w wyniku tortur. Zamiast Jakuba Szeli na scenie pojawia się poplamiony krwią rzeźnik William More (Arkadiusz Machel), a niepozorny Wernyhora (Michał Zdarzałek) zostawia waltornię, z którą reszta nie bardzo wie, co zrobić. Ostatni, chocholi taniec w katowickim spektaklu odbywa się na irlandzką nutę. Trudno powiedzieć, czy to zapowiedź optymistycznego finału Kłopotów, czy wręcz przeciwnie – opowieść o złotym rogu wznieci nową falę przemocy.

W przedstawieniu warto docenić kompozycję scen, świetnie budujące przestrzeń i dramaturgię światło (Radosław Rychcik, Maria Machowska) czy wreszcie choreografię Jakuba Lewandowskiego inspirowaną tańcem irlandzkim, którą wykonują zaproszeni do spektaklu tancerze i sprawnie poprowadzeni statyści. Duży wkład w zbudowaniu atmosfery miejsca miała – przypominająca wnętrze irlandzkiego pubu – scenografia Anny Marii Kaczmarskiej i bardzo dobre kostiumy jej autorstwa, stylizowane na lata 70. ubiegłego wieku. Jednak pomysł przeniesienia „Wesela” w odmienny historyczny i kulturowy kontekst nie do końca się udał. Spektakl może jednak przypomnieć polskim widzom o dramacie mieszkańców Irlandii, który – jak pisze Łojek – wciąż się tli, mimo że w oficjalnej narracji jest przemilczany.

Stanisław Wyspiański, „Wesele”
reżyseria i adaptacja: Radosław Rychcik
scenografia i kostiumy: Anna Maria Kaczmarska
muzyka i wideo: Michał Lis, Piotr Lis
choreografia: Jakub Lewandowski.
Teatr Śląski im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach
premiera: 08.01.2016

alt
fot. Piotr Lis