Archiwum
13.08.2013

My, marzyciele swojego wieku

Łukasz Saturczak
Literatura

 

W formułowaniu się myśli marksistowskiej być może zadziałał przypadek, ale nie zmienia tego fakt, że wcześniej czy później „Manifest komunistyczny” zwyczajnie musiał powstać. Książka „Jak zmienić świat” to jedna z najlepszych pozycji na temat marksizmu, jaką kiedykolwiek czytałem, ale trudno się dziwić, skoro napisał ją jeden z najważniejszych historyków idei XX wieku, zmarły w 2012 roku Eric Hobsbawm. I choć przy chociażby trzytomowych „Głównych nurtach marksizmu” Leszka Kołakowskiego książka ta prezentuje się jak podręcznik podstaw tematu, to zdecydowanie mamy do czynienia z lekturą obowiązkową.

„Nawet rewolucjoniści lubią mieć przodków” – pisze Hobsbawm w jednym z pierwszych rozdziałów o socjalizmie przedmarksistowskim. Wcześniej historyk zaznacza: „Marks i Engels stosunkowo późno doszli do komunizmu. Engels ogłosił się komunistą dopiero w 1842 roku, Marks prawdopodobnie zrobił to dopiero pod koniec 1843 roku, po dość długim i skomplikowanym wyrównaniu rachunków z liberalizmem i filozofią Hegla”. Autor zaznacza w ten sposób, że komunizm nie tylko powstał jako odpowiedź na niesprawiedliwość systemową XIX-wiecznego kapitalizmu, ale był silnie ugruntowaną filozofią, na którą wpływ miało wielu wcześniejszych myślicieli. Sprawa oczywista, jednak Hobsbawm nie poprzestaje na sloganach, lecz rozrysowuje historię formułoania się myśli marksistowskiej na długo przed pojawieniem się Marksa i Engelsa. Fakt, że pierwsze rozdziały książki mogą się okazać dla czytelnika niezaznajomionego z filozofią ostatnich stuleci chaotycznym zlepkiem odrzucanych i przyjmowanych przez Marksa i Engelsa tez takich myślicieli, jak Fourier, Saint-Simon czy Rousseau, ale bez tego trudno zrozumieć prąd, który w dużym uproszczeniu miał źródła we francuskim socjalizmie, niemieckiej filozofii i brytyjskiej ekonomii politycznej.

Rozdziały te sprawiają sporo trudności chociażby z pozornej niekonsekwencji. Hobsbawm pisze, że jedynym francuskim filozofem, mającym wpływ na Marksa, był Charles Fourier, po czym dziesięć stron dalej zaznacza: „Bez francuskiego [..] wkładu Marksowska synteza byłaby zupełnie niemożliwa”. I to nie jedyny przykład. Historyk umiejętnie wychwycił podejście Marksa i Engelsa, którzy swoją filozofię budowali na tezach już powstałych (od wspomnianego Fouriera przejęli krytykę burżuazji czy od Saint-Simona analizę historii – w tym przypadku Francji – jako walki klasowej), ale robili to niekiedy bardzo wybiórczo, co widać w późniejszych pismach, w których pomijali nazwiska myślicieli mających na nich wpływ. Być może jednak chodziło o coś zupełnie innego.

Marks i Engels potrzebowali zaplecza intelektualnego, bo jak wspomniałem na początku za Hobsbawmem: „Nawet rewolucjoniści lubią mieć przodków”. O ile teza obecna we wcześniejszych pracach u Marksa, prezentujących proletariat jako klasę, która, aby się wyzwolić, musi wyzwolić społeczeństwo, była według Leszka Kołakowskiego „bardziej wynikiem dedukcji filozoficznej aniżeli rezultatem obserwacji”, w późniejszych latach i to miało się zmienić. Siła myślenia Marksa, która zdaniem Hobsbawma została w kolejnych dekadach wypaczona, to odczytywanie historii jako procesu, który miał ostatecznie doprowadzić do wyzwolenia ludzkości z klas zakończonego indywidualnym zespoleniem człowieka z naturą. Hobsbawm podkreśla, że Marks miał znikome pojęcie o historii wielu cywilizacji, co nie zmieniało faktu, że ten rewolucyjny pogląd stał się podwaliną wszystkiego, co później na temat Marksa i jego myśli napisano.

„Od czasu pojawienia się marksizmu jako siły intelektualnej nie było roku – a w świecie anglosaskim po 1945 roku niemal tygodnia – bez podjęcia jakiejś próby jego obalenia” – zaczyna Hobsbawm drugą część książki, w której analizuje to, co stało się ze spuścizną intelektualną dwóch XIX-wiecznych filozofów z Niemiec. Zaczyna od wiktoriańskiej Anglii, gdzie powstały pierwsze krytyki dzieł Marksa. Problem polegał jednak na tym, że wiele zarzutów wysuwanych przez brytyjskich ekonomistów czy akademików nie było podparte solidną lekturą dzieł filozofa chociażby ze względu na ich niewielką popularność. Po drugie zaś, pisze Hobsbawm, w ówczesnej Anglii trudno byłoby szukać kogoś, kto nazwałby się marksistą, z tego powodu analiza dzieł autora „Kapitału” była dokonywana przez autorów o poglądach liberalnych. Nie zmienia to faktu, że już wtedy dostrzegano ogromny wpływ poglądów Marksa na gospodarkę, nazywając jego dzieła  „jednymi z najbardziej istotnych dla historii gospodarki”. Niemniej popularność jego filozofii miała się dopiero zacząć.

Idea równościowa w kraju takim jak Francja przyjęła się zupełnie naturalnie, również za sprawą wprowadzenia nauk Marksa i Engelsa na tamtejsze uniwersytety. Ale dlaczego myśl ta cieszyła się popularnością w innych krajach? Hobsbawm przygląda się pierwszym recepcjom myśli marksistowskiej w najważniejszych ośrodkach intelektualnych i dochodzi do wniosku, że argument o reakcji na niezadowolenie wobec ówczesnego modelu gospodarki czy kwestie wykluczenia, nie jest wystarczający. Trudno również mówić o podatnym gruncie, skoro nie istniały jeszcze wyspecjalizowane ruchy robotnicze. Wpływ na idee równościowe miały na pewno nastroje społeczne, z antysemityzmem w Austrii włącznie, dzięki czemu marksizm został dobrze przyjęty przez wiedeńską inteligencję żydowskiego pochodzenia, choć jak twierdzi Hobsbawm, o jakieś ogromnej fali fascynacji socjalizmem nie można mówić. Dopiero lata 30. XX  wieku doprowadziły do stworzenia z marksizmu ogromnej siły politycznej, przeciwstawianej skrajnej prawicy, jak w przypadku hiszpańskiej wojny domowej.

Jedno z najsłynniejszych zdań wypowiedzianych przez Marksa brzmiało: „Filozofowie rozmaicie tylko interpretowali świat; idzie jednak o to, aby go zmienić”. Nie da się ukryć, zaznacza Hobsbawm, że szybkość, z jaką ruch socjalistyczny opanował świat od Chin do Peru, można porównać z ekspansją islamu i wpływami Mahometa. A na ile myśl Marksa była w XX-wiecznej myśli politycznej jeszcze jego myślą, pozostaje pytaniem otwartym i jeszcze czeka na dokładne omówienie, co ze względu na wielość i różnorodność interpretacji na przełomie dwóch stuleci jest zadaniem niemal niewykonalnym.

Problemem z recepcją Marksa w momencie, kiedy jego dzieła powstawały, był fakt, że tezy, które przedstawiał, miały się dopiero spełnić. Marks twierdził chociażby, że kapitalistyczny system doprowadza do rozpadu tradycyjnego modelu rodziny, co ówcześnie, a nawet przed latami 60. XX wieku nie miało potwierdzenia, ale dziś w wielu krajach Zachodu nawet połowa matek wychowuje dziecko samotnie, zaś gospodarstwa domowe składają się z jednej osoby. Ale to nie jedyny przykład.

Krytyka Polityczna już zapowiada kolejne trzy książki wybitnego historyka. Obok wydanych już dzieł Marcie Shore, Jarosława Hrycaka, Tony’ego Judta czy Timothy’ego Shnydera stanowić będą kolejne prezentacje prac najważniejszych współczesnych historyków.

Eric Hobsbawm, „Jak zmienić świat. Marks i marksizm 1840–2011”
Krytyka Polityczna
Warszawa 2013

alt