Archiwum
18.10.2013

Za kulisami produkcji świata

Marta Skłodowska
Sztuka

W = Fxs,
gdzie: W = praca, F = siła, s = przemieszczenie”

Każda rzecz, która znajduje się w naszym otoczeniu, nosi pewne cechy materialności: formę, fakturę, wagę. Ale każda z nich zawiera w sobie także ciężar procesów niewidocznych na pierwszy rzut oka – jest wynikiem czyjejś pracy.

Rozpoznanie pracy jako centralnego zagadnienia determinującego nasze życie i życie poszczególnych narodów jest istotą projektu „Praca w jednym ujęciu” Haruna Farockiego, wybitnego reżysera kina politycznego, który za pośrednictwem medium filmowego bada relacje między tym, co wizualne, a tym, co społeczne i ekonomiczne. Razem z Antje Ehmann, teoretyczką filmu i kuratorką między innymi wystaw Farockiego w Tate Modern w Londynie (2009) i Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski (2012), wciąż rozwijają globalną bazę filmów, prezentujących różne oblicza pracy. Idea projektu narodziła się w 2011 roku, kiedy świat dotknięty finansowym kryzysem zaczął się zastanawiać nad zjawiskami, wcześniej będącymi domeną specjalistów.

Punktem wyjścia dla badań Farockiego stał się jeden z pierwszych filmów w historii, „Wyjście robotników z fabryki w Lyonie” braci Lumière. W czasie warsztatów organizowanych na całym świecie reżyser zapraszał do współpracy młodych ludzi, którzy między innymi w Bangalore, Berlinie, Buenos Aires, Kairze, Moskwie, Rio de Janeiro czy Tel Awiwie mieli za zadanie w dwuminutowym ujęciu zaprezentować różne oblicza pracy. W Polsce warsztaty odbyły się w Łodzi – mieście z przemysłem włókienniczym, które w czasach PRL-u było symbolem etosu pracy robotniczej, a po zamykającej wschodnie rynki zbytu transformacji stało się synonimem bezrobocia i degradacji społecznej. W Łodzi powstało 6 filmów studentów Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej, a wystawę prezentującą część liczącego już kilkaset filmów archiwum pokazuje Muzeum Sztuki w Łodzi.

Bangalore, tragarz z mozołem idzie zatłoczoną ulicą, ciągnąc, niczym u Becketta, wózek z większym od siebie ładunkiem. Na ekranie obok pędzi kurier rowerowy z Berlina, za którym z trudem nadąża kamera. Za chwilę z bliska oglądamy powszechną przecież czynność podkuwania zwierzęcia: znajdujemy się tuż obok ciała spętanego wołu, który albo konwulsyjnie stara się uwolnić, albo leży przerażony bez ruchu. Śledzimy każdy ruch mężczyzny obsługującego krematorium dla zwierząt, razem ze sprzedawcą butów krążymy po sklepie w sięgającym sufitu labiryncie pudeł i oglądamy wyładunek butelek Coca-Coli, mający pozory wesołej żonglerki. Ważne są detale – grymas na twarzy, gest zniecierpliwienia, brak synchronizacji zmęczonych mięśni. Enjoy it.

Polscy studenci zmuszeni byli szukać nietypowych rozwiązań, żeby w jednym ujęciu zawrzeć istotę danej pracy. Kamera rejestruje na przykład samą głowę pracującego i tylko po ruchach jego ciała i mimice domyślamy się, jakie wykonuje gesty. Czasem widzimy tylko stół, na który odkładane są narzędzia chirurgiczne w czasie operacji, innym razem – pustą halę wypełnioną odgłosami pracujących z różnym natężeniem silników.

Jak to często bywa, bardzo wąskie kryterium formy i tematu paradoksalnie doprowadziło do powstania bardzo bogatego w narrację i znaczenia materiału, ujmującego jedno z kluczowych zagadnień życia człowieka. Zwłaszcza odwiedzając internetową stronę projektu z mozaiką miniaturowych obrazków, zyskujemy perspektywę czarodziejskiego globu, pokazującego nam, jak wygląda życie w różnych częściach świata. To ruchome pocztówki à rebours – zamiast wizualizacji relaksu i marzeń pokazują one codzienność ludzi. Oglądamy ludzi wykonujących zawody, których przypuszczalnie nigdy nie bylibyśmy świadomi, gdyby autorzy filmu nas do nich nie zbliżyli. Przeważa praca tradycyjna, bliska materii i angażująca fizycznie; ale widać także, jak bardzo kontrastuje z nią pokazana w kilku filmach praca umysłowa: komentatora sportowego, notariusza, urzędniczki, ludzi z dyżurki pełnej komputerów. Angażując mózg, staje się ona pracą aseptyczną, niemal niewidoczną.

Wartość pracy wyrażona w dżulach zwykle nie jest równa wartości tej pracy w euro czy dolarach. Pojawia się pytanie o sprawiedliwość: o to, od czego zależy wartość pracy i osobisty los ludzi, którzy zdają się zamknięci w swoich rolach.

Towarzyszące projekcjom tablice z infografikami, zaprojektowane przez Alice Creischer i Andreasa Siekmanna, abstrahują od tego, co osobiste i pokazują każde z miejsc o tak zróżnicowanych standardach życia poprzez dane o ilości mieszkańców, poziomie zatrudnienia, ilości produkcji regionalnej, wysokości przeciętnego wynagrodzenia, jego sile nabywczej i czasie pracy odpowiadającym określonej ilości dóbr materialnych.

Czarno na żółtym możemy zaobserwować, że z tej perspektywy to, co zdaje się indywidualną egzystencją, jest częścią globalnego rynku, który rządzi się swoimi mechanizmami: przenoszeniem ciężaru pracy z krajów najlepiej rozwiniętych do tych dopiero rozwijających się.

Na końcu ekspozycji czeka na nas prezentacja cyklu „Wyjście robotników z fabryk” (projekt Farockiego rozpoczęty w 1995 roku). Anonimowe tłumy zmęczonych pracowników opuszczają swoje miejsca pracy, odbijają karty pracownicze, falą wlewają się w kadr. W tej bezosobowej machinie produkcji uwagę zwraca jeden film. Pracodawca ściska dłoń każdemu z niewidomych, którzy wychodzą z zakładu produkującego szczotki i miotły w Berlinie. To ujęcie jest jednym z nielicznych, w których mechaniczną, często bezwzględną pracę i logikę zysku zastępuje kultura wzajemnych relacji. Jakby społeczeństwo musiało dopiero osiągnąć stan dobrobytu pozwalający na ludzkie odruchy.

„Praca w jednym ujęciu” – projekt Antje Ehmann i Haruna Farockiego.
współpraca kuratorska: Aleksandra Jach, Joanna Sokołowska.
Łódź, Muzeum Sztuki
4.10. – 17.11.2013

fot. kadr z filmu Haruna Farockiego „Obrazy świata i zapis wojny” (1988)

alt