Archiwum
26.06.2013

Moje serce to pompa

Piotr Dobrowolski
Festiwale

W napisanym w 1748 roku traktacie Julien Offray de La Mettrie dowodził analogii pomiędzy człowiekiem i maszyną. Stwierdzał w nim, że ludzkie serce jest tylko jedną z części mechanizmu ustrojowego, ważną o tyle, że „wprawia w ruch całą maszynę ludzką” („Człowiek-maszyna”, przekł. S. Rudziński). Czy mechaniczność naszych działań, powtarzalnych i warunkowanych konwencją, kulturą i umową społeczną, wpływać może także na uczucia? Drugi dzień Malty, mimo różnorodności dostarczanych wrażeń, zachęcał do stawiania pytań o automatyzm naszych akcji, reakcji i emocji.

Rejestracja spektaklu „Juliusz Cezar” Romea Castelluciego z 1997 roku otworzyła trzydniowy cykl projekcji, w niepokojący sposób ukazując mechaniczną zależność znaczeń komunikowanych przez jednostkę od jej sprawności fizycznej. Eksponując ułomne, kalekie ciała aktorów w Szekspirowskiej tragedii, reżyser obnażył automatyzm języka. Szkoda, że jakość rejestracji tego – i tak niełatwego – spektaklu znacznie utrudniła jego odbiór. Dwóch kolejnych spotkań z archiwalną twórczością kuratora tegorocznego idiomu (CK Zamek, 15.00) podobne problemy mają już nie dotyczyć, bo – zgodnie z zapowiedzią organizatorów –jakość nagrań będzie znacznie lepsza.

Znakomity spektakl belgijskiej grupy tg STAN, osadzony w (zmiennych) teatralnych konwencjach, nie uobecniał emocji Nory, ograniczając się do ich ukazywania. Świetna gra Wine Dierickx oscylowała pomiędzy skrajnym zaangażowaniem w postać i prywatnością, czego dopełniała pozostała trójka wykonawców. Zgodnie z klasyczną interpretacją dramatu aktorzy obnażali mechaniczność konwencji i społecznych uwarunkowań sytuacji kobiety. Nie pozwalali jednak, by dramat przejął kontrolę nad ich opowieścią, niosąc spektakl na skrzydłach iluzji. Przekraczając teatralną „czwartą ścianę”, pozostawali na skraju teatralnych światów: sceny i widowni. Technika gry rozciągnięta została pomiędzy naturalizmem Stanisławskiego a dystansem wobec prezentowanej historii, w ironiczny cudzysłów biorącym działania postaci. Wykonawcy traktowali publiczność jak partnera dialogu, a może nawet superarbitra w obrazowanym konflikcie.

Z kolei obserwacja zapierających dech w piersiach umiejętności tanecznych Mikiko Kawamury prowokowała refleksje dotyczące mechanizmu ruchu. Młoda japońska artystka, która od szesnastego roku życia tańczyła na ulicach hip-hop, połączyła w „Alphard” emocjonalne fragmenty muzyczne (rozpięte pomiędzy ścieżką dźwiękową z komputerowej gry Yume Nikki a polonezem As-dur Op. 53 Chopina i zapisem buddyjskich pieśni nagranych we własnym domu) i perfekcyjnie dopracowany ruch, sprawiający wrażenie, jakby to on prowokował konkretne brzmienia. Można w nim było odnaleźć zarówno uzależnienie od kulturowych nawyków, jak i potrzebę wolności. Kawamura do perfekcji opanowała oryginalną i spektakularną technikę tańca; części jej własnego ciała wydają się poruszać niezależnie od siebie, jakby nie były trwale powiązane.

Wreszcie premierowy spektakl „Ceglorz” Teatru Ósmego Dnia, którego artyści próbowali ukazać jednostkę jako część mechanizmu społecznego, ożywiając przy tym przestrzeń jednej z hal poznańskich Zakładów Cegielskiego. Ósemki przypominały o tym, że zatrudniani tu od 1846 roku robotnicy, choć byli jedynie trybami wielkiej przemysłowej maszyny (w szczytowym okresie zatrudniającej  ponad 20000 osób), myśleli, czuli i potrafili też marzyć na własny rachunek. Powstała atrakcyjna wizualnie instalacja, łącząca olbrzymie, kolorowe projekcje wideo (niczym marzenia o lepszym życiu), ze wspomnieniami prawdziwych ludzi. Zdystansowany teatr plastyczny łamał bezpośrednie zaangażowanie aktorów częstujących widzów herbatą i próbujących przekazać hasła przeciwników neoliberalizmu. Łączenie zbyt wielu stylistyk nie powiodło się, a konkretny człowiek – wbrew zamiarom twórców, po raz kolejny w tych zakładach – został przytłoczony przez maszynę, choć tym razem była to maszyna toczącego się widowiska.

Czy ustaną deszcze, dając szansę życia popołudniowym potańcówkom na Placu Wolności (fajfy)? Jakim sposobem Kurt Hentschläger spróbuje zawładnąć wyobraźnią widza w instalacji „Feed” i co pokaże wyczekiwany przeze mnie zespół Needcompany? Odpowiedź już jutro.

 

Malta Festival Poznań 2013

Wstępniak: Oh, man! Festiwal!

Dzień 1.: Para buch! Maszyna w ruch!

Dzień 2: Moje serce to pompa

Dzień 3: W dół króliczej norki

Dzień 4: Przesilenie. Samobójstwo cyborgów

Dzień 5: Guzik naciskamy, melodyjkę wygrywamy

Podsumowanie: Sześć dni, sześć nocy

 

fot. Maciej Zakrzewski – Mikiko Kawamura, „Alphard”

alt