Archiwum
07.01.2013

Miraże w stylu vintage

Michał Piepiórka
Film

Lato 1969 roku na Florydzie było wyjątkowo upalne. Zmęczone żarem palącego słońca ciała lepiły się od potu, a umysły nabierały się na solarne miraże. Wycieńczone upałem ludzkie organizmy były wyjątkowo podatne na oszustwa i krętactwa. Tamtejsi mieszkańcy, choć pełni dobrych intencji, nieświadomi kolejnych popełnianych błędów zapadali się w grząskim bagnie morderczej intrygi.

Bohaterowie „Pokusy” Lee Danielsa – Ward Jansen i Yardley Acheman – dziennikarze „Miami Times”, przyjeżdżają do małego miasteczka, by oczyścić z zarzutów Hillary’ego Van Wertera. Ma on zostać skazany na karę śmierci w poszlakowym procesie w sprawie zabójstwa miejscowego szeryfa. Dziennikarzom pomaga w tym Charlotte Bless, nieco ekscentryczna panna w zbyt mocnym makijażu, posiadająca nietypowe hobby – pisuje do mężczyzn skazanych na karę śmierci. Van Wetter pozostaje dla niej kimś szczególnym – jest przekonana o jego niewinności oraz żywi do niego wielkie uczucie. Tej trójce towarzyszy brat Warda – Jack – nastolatek wyrzucony z koledżu za drobne przewinienie. Wszyscy oni stają się bohaterami dramatu – konsekwencji grupowego zamroczenia wplątującego ich w spiralę nieszczęść.

Po pierwszych minutach filmu mamy pewność, że trafiliśmy na kolejną produkcję o mrocznej stronie amerykańskiej prowincji przebraną w kostium opowieści detektywistycznej. Oczekujemy więc, że atmosfera będzie z minuty na minutę gęstnieć, a bohaterowie grzęznąć w poszlakach i fałszywych tropach. Scenografia bagiennych terenów południowych stanów syci naszą wyobraźnię jadowitymi wężami i agresywnymi aligatorami, które będą miały do odegrania swoją rolę. Jednak gdy drzemiący w nas miłośnik kryminałów zaczyna zacierać ręce, historia skręca w zupełnie nieprzewidywalnym kierunku. Choć sprawa Van Wettera do końca pozostaje osią fabuły, z czasem staje się pretekstem do śledzenia rodzących się napięć między czwórką głównych postaci. W tym momencie kryminał zamienia się w obyczajowy dramat z odrobiną erotycznego napięcia.

Każdy z bohaterów skrywa w sobie jakąś tajemnicę lub namiętność, która jedną iskrą może prowadzić do wybuchu konfliktu. Choć jednoczy ich wspólny cel, różnią się pragnieniami zamieniającymi wzajemną kooperację w tykającą bombę, która, prędzej czy później, musi eksplodować. Warda i Yardleya łączy silna więź, której nie jest w stanie zrozumieć Jack – wyraźnie zazdrosny o starszego brata. Zazdrość odczuwa również w stosunku do Charlotte, która staje się obiektem jego młodzieńczego erotycznego uwielbienia. Na sferę skomplikowanych uczuciowych relacji Daniels nakłada dodatkowo kwestię konfliktów rasowych – Floryda lat 60. nie była wolna od rasistowskich uprzedzeń, w społecznej świadomości białych najodpowiedniejszą przestrzenią dla czarnych była ich kuchnia lub ewentualnie miejsce obok kołyski ich dzieci. Nie pomaga to w pracy Yardleyowi, który z powodu koloru swojej skóry musi znosić szykany małomiasteczkowych rednecków.

Tygiel pragnień, wzajemnych sympatii i uprzedzeń oraz buzujące hormony i namiętności nie wybuchają jednak z siłą, której moglibyśmy się po nich spodziewać. Daniels utknął w połowie drogi – dotknął każdej ze skrywanych przez bohaterów tajemnic, ale skupił się na najmniej ciekawej z nich. Zamiast zagłębić się w niejednoznaczne stosunki dwojga dziennikarzy bądź podążyć za Wardem ciemnymi uliczkami Miami w poszukiwaniu zaspokojenia jego żądz, musimy przyglądać się nastoletnim fantazjom Jacka i nieudolnym próbom uwiedzenia panny Charlotte, która może być atrakcyjna jedynie dla długo odizolowanego więźnia i niespełnionego seksualnie podrostka. Również kwestia rasowa wygląda na sztucznie doklejoną do opowiadanej historii – ani nie zwiększa naszej historycznej wiedzy, ani nie problematyzuje przedstawionych kwestii. Wygląda na to, że Daniels chciał zwyczajnie uczynić zadość swoim fanom, którzy po sukcesie wcześniejszego „Hej, skarbie” obwołali go nowym Spikiem Lee.

W konsekwencji „Pokusa” nie kusi intrygującą zagadką czy psychologicznymi zawiłościami międzyludzkich stosunków. Nawet szeroko reklamowane, ponoć kontrowersyjne sceny seksu nie podnoszą ciśnienia krwi – po pierwsze dlatego, że w tym niekrótkim filmie naliczyłem ich zaledwie trzy, a po drugie, ich wulgarność raczej każe nam odwracać wzrok – i to nie z powodu naszej pruderii, a poczucia dobrego smaku.

Daniels tym filmem pokazał się jednak jako znakomity rzemieślnik znający swój fach – wrażliwy na styl, kolor i budowanie napięcia wewnątrz scen. „Pokusa” przy miałkości opowiadanej historii uwodzi pastelowymi zdjęciami, które kampowo igrają z kiczem. Całość dodatkowo ozdobiona została dodatkami w modnym stylu vintage, który z pewnością przypadnie do gustu wielbicielom ironicznych gierek z poślednimi gustami i stylizacjami nie zawsze najwyższych lotów. Szkoda jednak, że te igraszki z kulturą popularną lat 60. nie przełożyły się na swobodniejsze potraktowanie treści, która momentami nieznośnie ciąży wizualnym zabawom. Gdyby Daniels z odrobiną rezerwy poprowadził opowiadaną historię, mógłby się zbliżyć do kunsztu Tarantino – wystarczyło wydobyć ewidentne podobieństwa fabuły do kina exploitation i zbudować z nich oryginalną opowieść, przedstawioną w konwencji nie do końca serio. Niemniej powaga, z którą podszedł do historii, pozwoliła mu pochwalić się umiejętnością budowania napięcia w pojedynczych scenach – co niestety nie przełożyło się na całość filmu. Daniels zagęścił kadr, dzieli ekran na małe kawałki, miesza głosy, które zlewają się w kakofoniczny bełkot – wiele skrywa się poza zamkniętą ramą widzialności, co wprowadza wizualny i audialny chaos, który niepokoi i wytrąca z równowagi. W momentach zaś autentycznego zagrożenia, gdy linie dramatyczne się łączą, a akcja przyspiesza, tonuje koloryt i oczyszcza kadr. Adrenalinę podnosił na zimno, roziskrzoną, wizualną gorączkę pozostawiając scenom tłumionych namiętności i obyczajowych utarczek.

Prawdziwymi wygranymi „Pokusy” są jednak aktorzy, którzy zostali obsadzeni wbrew przyzwyczajeniom swoich fanów. Największą metamorfozę przeszła Nicole Kidman, która po ostatnich rolach kruchej i wrażliwej kobiety przemieniła się w wulgarną i rozerotyzowaną małomiasteczkową lalunię. Jej zmiana przywodzi na myśl rolę Charlize Theron z pamiętnego „Monster”. Pozytywnie zaskakuje również Zac Efron, który na ekranie nie przypomina już gwiazdki z hitu dla nastolatków „High School Musical”, a staje się prawdziwym aktorem.

Scenariuszowe mielizny, psychologiczne banały i fabularne rozleniwienie to grzechy główne „Pokusy”. Ani z niej thriller, ani erotyk – choć dystrybutorzy pragną nas do tego przekonać w trailerach i na billboardach. Florydzki upał roku 1969 dosięgnął najwyraźniej również Lee Danielsa, który stracił swoją energię niezależnego twórcy, jaką iskrzy „Hej, skarbie”, i poddał się zwodniczym mirażom hollywoodzkiego kina gatunków.

„Pokusa”
reż. Lee Daniels
premiera: 4.01.2013

alt