Z pewnością wielu spośród naszych czytelników na pewnym etapie swojego życia miało okazję zetknąć się z historią o chłopcu zamieszkującym niewielką planetę. Pozostali niech żałują. „Mały książę” – bo o nim mowa – to dzieło ponadczasowe. Jest jednocześnie bajką dla dzieci, lekturą szkolną, a dzięki swojej bogatej symbolice także przypowieścią dla dorosłych. Każdy odnajdzie w niej coś dla siebie. Dzięki grze planszowej „Mały książę: Stwórz mi planetę” po raz kolejny będziemy mogli zagłębić się w rzeczywistość wykreowaną przez Antoine`a de Saint-Exupéry’ego.
Rzecz, która rzuca się w oczy przy pierwszym kontakcie z grą, to zachowanie oryginalnych grafik, którymi przeplatany był tekst książki. Dzięki temu od razu wracają wspomnienia, a sama rozgrywka nabiera sentymentalnego charakteru. Dorośli gracze starają się odtworzyć w myślach przebieg wydarzeń, wzajemnie uzupełniając luki w pamięci. Bardzo cenię planszówki, które zachęcają do zachowań bezpośrednio z nimi nie związanych. W moim przypadku była to wycieczka do najbliższej biblioteki w celu przypomnienia sobie wzmiankowanego utworu. Dość już jednak o książce, wszak tekst traktować ma o czym innym. Najwyższy więc czas, by przyjrzeć się lepiej samej grze.
Jak można wywnioskować z jej podtytułu, naszym zadaniem będzie zbudowanie planety, wygra zaś ta osoba, której będzie ona najbardziej wartościowa. Wnętrze pudełka przedzielone zostało przegródkami, w których znajdują się cztery typy kafelków: wnętrza planety, krawędzie wznoszące i opadające oraz postacie. Taka segregacja bardzo ułatwia przygotowanie rozgrywki. W zależności od liczby graczy wystarczy po prostu wyciągnąć odpowiednią ilość elementów każdego rodzaju, potasować i ułożyć w formie zakrytych stosów. Tłumaczenie zasad również nie pochłania zbyt wiele czasu, gdyż mechanika gry jest niezwykle prosta. Jeden z graczy wskazuje stos, pobierając z niego tyle kafelków, ile osób bierze udział w zabawie. Następnie wybiera ten, który najbardziej mu odpowiada, pozostałe przekazując dowolnej osobie. Runda trwa do momentu, aż każdy otrzyma swój fragment i umieści go na swoim „placu budowy”. Osoba, która dostała kafelek jako ostatnia, w ramach rekompensaty będzie rozpoczynać następną kolejkę. Rozgrywka toczy się przez szesnaście rund, na koniec każdy będzie właścicielem rysunku okrągłej planety z czterema kafelkami postaci w jej narożnikach. To tyle teorii, dowiedzmy się jednak, czym kierować się w wyborze odpowiednich części układanki.
Na fragmentach terenu przedstawiono najróżniejsze elementy natury ożywionej i nieożywionej, a także przedmioty i ciała niebieskie, na jakie natrafiał Mały Książę podczas swej wędrówki. Znajdziemy więc na nich między innymi żmije, baranki, lisy, róże, baobaby czy wulkany. Na kafelkach postaci znajdują się natomiast napotkane przez niego osoby, takie jak Geograf, Próżny czy Król. Każdy bohater pozwala na zdobywanie punktów w odmienny sposób, na przykład kontrolując Myśliwego zdobędziemy trzy punkty za każdy gatunek zwierząt obecny na naszej planecie, a Tureckiego Astronoma – jeden za każdą gwiazdę. Nie wszystkie symbole na kafelkach niosą ze sobą pozytywne skutki. Należy się wystrzegać wulkanów, gdyż osoba z ich największą ilością zostanie na koniec ukarana ujemnymi punktami, a także baobabów, bo jeśli pojawi się u nas trzeci, wszystkie kafelki, na których się one znajdują, trzeba będzie odwrócić na pustą stronę, tracąc możliwość uzyskania punktów z przedmiotów.
Zabawę cechuje spora interakcja. Dzięki temu, że część ikonek niesie ze sobą negatywne konsekwencje, gracze nie mogą skupiać się jedynie na swojej planecie. Cały czas trzeba obserwować, co zbierają inni i starać się utrudnić im życie. „Małego Księcia” charakteryzuje ten rodzaj losowości, który do ostatniej chwili nie pozwoli być pewnym wygranej i daje możliwość osiągnięcia sukcesu naprawdę każdemu. Nie oznacza to, że bardziej doświadczeni gracze nie staną przed możliwością podjęcia kilku interesujących decyzji. Dobrym pomysłem wydawców było umieszczenie na tyle pudełka toru punktacji, dzięki któremu dużo łatwiej podliczyć końcowe wyniki poszczególnych graczy.
W instrukcji zawarto wariant tak zwanych ukrytych postaci. Czyni on rozgrywkę nieco trudniejszą, bo trzeba się dodatkowo domyślać, co zbierają inni. Nieco inaczej wygląda także gra w wersji dwuosobowej, bo do zabawy dochodzi element blefu. Gracz startowy dociąga trzy kafle, dwa z nich kładąc na stole odkryte, a jeden zakryty. Druga osoba może wybrać każdy z nich. Nigdy jednak nie wiadomo, czy na kaflu zakrytym jest coś, na czym bardzo zależy naszemu przeciwnikowi, czy raczej chce nam sprawić niemiłą niespodziankę.
Postacie występujące w grze są dość dobrze zbilansowane, a te, za które można zdobyć najwięcej punktów, obarczone są większym ryzykiem, że się to nie uda wcale. Symbolika na nich jest bardzo przejrzysta i od razu wiadomo, kto punktuje za co. Co prawda zabrakło dwóch postaci z książki – kupca i zwrotniczego – ale trudno sobie wyobrazić za co mogliby punktować – szyny na planecie nie prezentowałyby się jednak zbyt dobrze.
Gra „Mały Książę” zachowuje główną zaletę swojego książkowego pierwowzoru – uniwersalność. Sprawdza się w każdym przedziale wiekowym, zarówno jako poobiedni wypełniacz czasu dla rodzin, jak i lekki przerywnik pomiędzy cięższymi tytułami dla graczy zaawansowanych. Może także posłużyć za zwykłą układankę dla najmłodszych. Zasady spokojnie można wytłumaczyć w przeciągu pięciu minut, a sama rozgrywka jest bardzo szybka i dynamiczna. Przeważnie nie kończy się na jednej partii i zaraz po jej zakończeniu ma się ochotę na następną.
„Mały książę: Stwórz mi planetę”
autorzy: Antoine Bauza, Bruno Cathala
Rebel.pl