Archiwum
23.09.2016

Matka i córka (wojna w tle)

Monika Błaszczak
Teatr

Podczas kolejnych wieczorów wrześniowego weekendu (17. i 18.09.) w sali Teatru Ósmego Dnia można było zobaczyć dwie odsłony „Projektu V.” – teatralnego przedsięwzięcia stworzonego przez Ewę Kaczmarek (występującą pod pseudonimem Laura Leish). Polska premiera spektaklu zatytułowanego „Elise V.” okazała się świetnym dopełnieniem i dopowiedzeniem wcześniejszego (wyróżnionego za tekst i rolę w tegorocznym, XXII Ogólnopolskim Konkursie na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej) przedstawienia „Wera V.”, którego premiera odbyła się w listopadzie ubiegłego roku. Oba spektakle inspirowane są treścią około stu widokówek, znajdujących się w zbiorach Biblioteki Uniwersyteckiej w Poznaniu (która zakupiła je dla dawnych wizerunków stolicy Wielkopolski, a nie z powodu korespondencji widniejącej na ich rewersie). Wysyłała je niemiecka urzędniczka, Wera, do swojej matki, Elise.

Ewa Kaczmarek, aktorka i autorka scenariuszy obu spektakli, w pierwszym z nich pozwoliła mówić Werze, opisującej swoje losy w latach 1941–1944. Dziewczyna mieszkała wówczas w Poznaniu, gdzie zatrudniona była w Stowarzyszeniu Rolników Kraju Warty. Na scenie jej postaci towarzyszy Alter ego (Piotr Zawadzki), które co jakiś czas przypomina, że za pozorami normalnego życia, które stara się wieść Wera, kryje się wojna ze wszystkimi towarzyszącymi jej okropnościami. W drugim przedstawieniu głos zyskuje matka, o której losach wiadomo było tylko tyle, ile odczytać można było z kartek wysyłanych przez córkę (odpowiedzi Elise nie zostały odnalezione). Stworzona przez Ewę Kaczmarek w tej części opowieść jest rodzajem gdybania, snuciem przypuszczeń i domysłów wyczytywanych pomiędzy wierszami pisanymi przez Werę. I chociaż o Elise nie wiemy prawie nic, wizja kobiety, która została w Hamburgu i cieszy się każdą wiadomością otrzymaną od córki, wydaje się przekonująca i przejmująca.

Dużym atutem „Elise V.” jest doskonała scenografia Anny Olszewskiej. Wykonane z czarnych metalowych prętów, rozsypane po scenie sześciany i prostopadłościany pełnią funkcje stołu i krzeseł w hamburskim mieszkaniu Elise, szafy na sukienki jej córki, by potem zaistnieć jako elementy konstrukcji schronu przeciwlotniczego. W tyle sceny znajduje się kolejny prostopadłościan, większy i przeszklony, do którego parokrotnie wchodzi Wera, by z jego wnętrza przemawiać do matki i pozdrawiać ją machaniem. Na jego frontowej ścianie pojawiają się projekcje multimedialne. Nie są one – na szczęście – w żaden sposób nachalne, ale wysmakowane i dopracowane estetycznie. Bombardowania Hamburga i grozę wojny oddają obrazy przypominające krople czarnego atramentu wpuszczone do wody – ciemna barwa rozchodzi się, pęcznieje, pulsuje – bo wojna najczęściej funkcjonuje w świecie bohaterek jedynie w niedopowiedzeniu, niedomówieniu, wyparciu. Wizualizacje te nie stanowią jedynie modnego dodatku do aktorskiej obecności na scenie, a współtworzą ważny, znaczący przekaz.

Geometryczny kształt prostych, utrzymanych w ciemnych kolorach kostiumów nawiązuje do metalowych konstrukcji tworzących scenografię. Na zasadzie kontrastu projekty te świetnie współgrają z jasnymi, srebrzysto-złocistymi sukienkami Wery, które przysyła ona matce – a właściwie mamuni, bo tak zwraca się do niej w całej korespondencji – w celu wyprania i uprasowania. Nietrudno docenić spójność założeń scenograficznych, wizualizacji, doboru kostiumów czy sposobu gry aktorskiej w obu przedstawieniach. Świat bohaterów dyptyku jest monochromatyczny – w „Elise V.” niemal we wszystkich elementach przedstawienia dominuje czerń. Tymczasem w „Werze V.” króluje biel – postaci Wery i Alter ego ubrane są na biało, za scenografię służy biała szafa – tylko czasem przełamywana przez szarość i czerń, a także czerwień otaczającą nazistowską swastykę. Sukienki wiszą na ścianach szafy, tak jak w pokoiku Wery w Poznaniu, albo rozłożone są na czarnych prostopadłościanach, podobnie jak w mieszkaniu jej mamy w Hamburgu.

Najmocniejszym elementem obu spektakli jest gra aktorska – świetna, poruszająca do głębi, bardzo emocjonalna, a jednocześnie niepopadająca w patos i sentymentalizm. Ewa Kaczmarek gra mocno i wyraziście, starając się oddać najróżniejsze emocje bohaterki, a jednocześnie się do niej dystansując. Niemiecka aktorka polskiego pochodzenia, Katharina Naumow, przekonująco odtwarza Elise. Świetnie oddaje ona dramatyzm sytuacji, w jakiej znalazła się jej postać, ekspresywnie oddziałując na widza, który nie może pozostać obojętnym wobec emocji bohaterki.

„Elise V.”, którego akcja toczy się w Hamburgu, grane jest w całości w języku niemiecku, z polskimi napisami (prapremiera odbyła się właśnie w Hamburgu, w lipcu tego roku). „Wera V.”, po kilku pierwszych kwestiach w tym języku, w języku polskim opowiada o okupacyjnych realiach z perspektywy niemieckiej urzędniczki. Posen i Hamburg wczesnych lat 40. spotykają się ze sobą. W obu miastach słychać bombardowania, jednak sytuacja wojennego zagrożenia bardziej oddziałuje na matkę, świadomą tego, co się dzieje, kiedy jej rodzinne miasto zostaje niemal doszczętnie zrównane z ziemią. Obie historie, opowieści, spojrzenia mają punkt wspólny: zarówno matka, jak i córka ukrywają – przed samymi sobą i sobą nawzajem – własny strach, obawy i niepewność. Oszukują się, że wszystko jest w porządku, a ich życie jest szczęśliwe i udane.

Jedna z najbardziej zapadających w pamięć kwestii, wybrzmiewających ze sceny w drugiej części projektu, przypomina wyświechtany, szowinistyczny slogan: „Mężczyzna jest panem swojego losu. Kobieta się mu poddaje”. Te wypowiedziane przez matkę Wery słowa nabierają rangi symbolu niezgody. Obie bohaterki nie chcą poddać się swojemu losowi, biorą – każda na swój sposób – życie we własne ręce i walczą o siebie. Chociaż Wera wydaje się kompletnie bierna wobec okropieństw wojny i skoncentrowana głównie na swojej garderobie, a jej matka bardziej rozpacza nad losem kanapy i stołu w salonie niż z powodu bombardowań, które huczą nad jej głową, obiema kierują wola przetrwania i potrzeba normalności w dziwnych czasach, w jakich przyszło im żyć. Tu leży właśnie siła obu przestawień – nie oceniają, nie dają jednoznacznych odpowiedzi, nie szukają jakiejś jednej, niepodważalnej prawdy. Efekt starań Ewy Kaczmarek i reżysera Wojtka Wińskiego jest naprawdę imponujący.

Laura Leish, „Elise V.”
reżyseria: Wojciech Wiński
scenariusz: Ewa Kaczmarek
scenografia: Anna Olszewska
kostiumy: Idalia Mantas
muzyka: Adam Brzozowski
wizualizacje: Maciej Domagalski
Poznań, Teatr Ósmego Dnia
premiera polska: 17.09.2016