Archiwum
20.12.2011

Materialność fotografii

Karolina Miszczak
Sztuka

Rozciągnięta w przestrzeni 6 sal warszawskiej Zachęty wystawa „Wolfgang Tillmans. Zachęta Ermutigung” stanowi pierwszą tak obszerną prezentację prac niemieckiego artysty w Polsce. Przekrojowa ekspozycja, zaaranżowana specjalnie z myślą i na potrzeby zastanych wnętrz (co jest regularną praktyką jej bohatera) daje wyczekiwaną możliwość pełnej konfrontacji z propozycjami gwiazdora fotografii, dla którego kwestia warunków wystawienniczych stanowi kluczowy problem.

Debiutując w drugiej połowie lat 80. fotografiami codziennych scen z życia swoich przyjaciół – często przynależących do rozmaitych subkultur – Tillmans stopniowo poszerzał spektrum zainteresowań w swoich  pracach. Chcąc uchwycić otaczający go świat we wszelkich możliwych przejawach, prócz bliskich mu osób uwieczniał też budynki, wnętrza lotnisk, niebo, ubrania, kwiaty, owoce. Obrana droga tematycznie różnorodnej, a przy tym pełnej dbałości o szczegół i nienachalnie estetycznej dokumentacji zaprowadziła Tillmansa – jako pierwszego artystę niebrytyjskiego pochodzenia i pierwszego fotografa – ku honorom Turner Prize. Nagroda ta przyznana została mu w 2000 roku, kiedy była jeszcze na tyle istotnym wyznacznikiem rangi koncepcji twórczych, że automatycznie stawała się dla uhonorowanego artysty przepustką do międzynarodowej kariery. Tak też stało się w tym przypadku.

Estetyka kadru Tillmansa, chociaż ważna, nie wystarczy, by okrzyknąć go autorem wyjątkowym. Uogólniając bowiem, czerpie ona z banalnej ikonosfery prasy codziennej i Internetu. Czasem jedynie, jak w pracy „Sommer” z 2004 roku – prostej, wysmakowanej martwej naturze z owocami – spod pozornie nieciekawego ujęcia przeziera subtelnie kunszt autora, odbijającego się w krzywym zwierciadle wypolerowanych, metalowych kul widocznych na pierwszym planie. Absurdalna, techniczna igraszka wywołuje nieoczekiwany refleks metafizyki w trywialnej rzeczywistości.

Podobnie motywy przedstawiane w fotografii Niemca nie układają się w narrację, dzięki której widz mógłby łatwo odnaleźć klucz do jego światopoglądu i docenić artystyczną wizję. Neurotyczne rozproszenie tematów godnych obiektywu Tillmansa analogiczne do tego, z jakim mamy do czynienia w medialnie zbanalizowanej sferze wizualności – uniemożliwia (a w każdym razie stawia pytanie o sensowność) badanie linearnej struktury jego poszukiwań, prowadzącej do celu bardziej konkretnego niż skazana z góry na fiasko próba ogarnięcia całego uniwersum. Pozostaje analiza pojedynczych wydruków i wyzwanie wyłonienia idei, stojących za powtarzającymi się widokami miast, kwiatami, pigmentami rozpuszczającymi się w wodzie. Inne możliwości dotarcia do poglądów Tillmansa otwierają pojawiające się w tak zwanych truth study center aluzje do świata z pogranicza polityki i problemów społecznych, takich jak na przykład: bezdomność, prawa mniejszości seksualnych, narkopolityka; tu nieuchronnie pojawia się pytanie o prawdę w mediach. Tego typu sugestie jasno wskazują, że oeuvre Niemca nie celuje w czystą wizualność, lecz zawiera podskórny, ideowy komunikat.

Skoro jednak zarówno forma, jak i treść obrazów Tillmansa nie stanowią sedna twórczości światowej sławy artysty, pora wyjawić, że najpoważniejszym i najdogłębniej badanym przez niego zagadnieniem jest przedmiotowość fotografii. Laureat Turner Prize dokonuje przewartościowania w potocznym rozumieniu zdjęcia jako obrazu, który w jakiejś formie odzwierciedla pewną treść, będącą elementem otaczającego nas świata. Dla niego zdjęcie to nade wszystko odbitka, przedmiot na bazie papieru, zajmujący określoną przestrzeń, będący efektem kombinacji światła i pigmentów, które zastosowano w wyjątkowych okolicznościach. Okoliczności te dotyczą wszystkich etapów powstawania odbitki, począwszy od wykonania zdjęcia (może być wykonane zwyczajnie, przez nakierowanie obiektywu aparatu na interesujący obiekt i naciśnięcie przycisku, wycięte z gazety, znalezione w Internecie lub domowych archiwach, wreszcie naświetlone bez pośrednictwa jakiegokolwiek sprzętu), przez wywoływanie i drukowanie (stąd na wystawie znajdziemy wydruki cyfrowe, atramentowe, prace formatu pocztówki i zajmujące połowę ściany, obrazy rozpikselowane, zadrukowane nierówno), aż po ekspozycję (stąd kartki pogięte, przyklejone do ścian taśmą klejącą, rozłożone na stolikach pod szkłem). Są to w pierwszym rzędzie materialne elementy instalacji, złożone z papierowego podłoża nasączonego chemikaliami. Dopiero uświadomiwszy sobie ten fakt, możemy rzetelnie śledzić obraz świata, wyłaniający się z wystawy.

Opisane przewartościowanie stanowić ma istotę twórczości Tillmansa. Samo w sobie interesujące, nie sprawdza się, niestety, przy próbie jednoczesnej przekrojowej prezentacji dorobku artysty. Wobec tematycznego rozproszenia zgromadzonych w Zachęcie fotografii kwestia ekspozycji jako instalacji zdjęć-przedmiotów staje się atrakcyjną wymówką, by nie zagłębiać się poważniej w tę twórczość. Staje się też nieprzejrzystą warstwą interpretacyjną, na której bezpiecznie można się zatrzymać, skonstatować ją, przetrawić i pójść dalej, niezmierzywszy się z potencjałem, być może tkwiącym w pojedynczych pracach. Słowem, zamiast być środkiem prowadzącym do celu, to jest interpretacji sensu, staje się celem samym w sobie. Na domiar złego prace, chaotycznie zmieszane w swoistą ursuppe, stają się komunikatem zubożonym, nużąco bezcelowym, skupionym na własnym medium. Marshall McLuhan nie byłby zadowolony.

„Wolfgang Tillmans. Zachęta Ermutigung”
Warszawa, Zachęta Narodowa Galeria Sztuki
19.11.2011 – 29.01.2012

Rozciągnięta w przestrzeni 6 sal warszawskiej Zachęty wystawa „Wolfgang Tillmans. Zachęta Ermutigung” stanowi pierwszą tak obszerną prezentację prac niemieckiego artysty w Polsce. Przekrojowa ekspozycja, zaaranżowana specjalnie z myślą i na potrzeby zastanych wnętrz daje wyczekiwaną możliwość pełnej konfrontacji z propozycjami gwiazdora fotografii, dla którego kwestia warunków wystawienniczych stanowi kluczowy problem.