Już w najbliższy poniedziałek, 24 czerwca, rozpocznie się w Poznaniu Malta, festiwal łączący teatr, muzykę, taniec, sztuki wizualne i sztukę dla dzieci. Niezależnie od dwudziestotrzyletniej tradycji tego wydarzenia, jego okrzepnięcia i wpisania się na stałe w kulturalny kalendarz miasta, nie zestarzało się ono dzięki wielotorowej ewolucji. Sukcesy pierwszych edycji, angażujących wiele różnorodnych przestrzeni, a zwłaszcza okolice toru regatowego, sprawiły, że poznańska publiczność oczekiwała tego tygodnia w mieście, które na co dzień zbyt rzadko ożywiali artyści. Nieunikniona zapaść przyszła późno, bo po kilkunastu latach, kiedy coraz więcej wydarzeń festiwalu zamykano w salach, ograniczając liczbę publiczności i nie kultywując już atmosfery masowego święta.
Odświeżająca zmiana nastąpiła w 2010 roku, odkąd znakiem odrodzenia stał się tajemniczy idiom, rodzaj przewodniego hasła tematycznego, które – co roku inne, od „Flamandów”, „Wykluczonych”, „Akcji Azjatyckich” do tegorocznego „Oh man, oh machine” – jako najważniejsza część programu realizowane jest przez kuratora. W zeszłym roku był nim Stefan Kaegi znany z Rimini Protokoll, w tym roku to Włoch Romeo Castellucci, założyciel teatru Socìetas Raffaello Sanzio. Drugim znakiem zmiany było włączenie do programu bloku tańca współczesnego, kolejnym – zainteresowanie najmłodszych widzów cyklem Sztuka Szuka Malucha. Otwarto także przestrzeń wystawową w Starej Rzeźni, miejscu, które mogłoby pełnić taką funkcję cały rok. Tam właśnie, w ramach Nowych Sytuacji, w tym roku pod kuratelą Agnieszki Jelewskiej i Michała Krawczaka, uda się być może przełamać zwyczajowy niedostatek sztuki wideo i instalacji. Muzyka, która, choć obecna była na Malcie od zawsze, staje się najważniejszym elementem promocji festiwalu w kraju.
Dzisiaj Malta to rozbudowana instytucja o ogromnym potencjale, zakresie działania i niemałym budżecie, która zawdzięcza swój sukces pracy całego sztabu ludzi. Czy tegoroczna edycja festiwalu nie zawiedzie wymagających? Czy stanie się okazją do promocji kultury wśród przypadkowych widzów i turystów napotykających wydarzenia w przestrzeni publicznej, której symbolem staje się wreszcie wymarzony na tego typu działania Plac Wolności? Czy przypomni poznaniakom, że kultura to ważny element życia i nie przytłoczy wszystkich tych, dla których powinna być najważniejsza – zainteresowanych i otwartych, nie zawsze przygotowanych widzów, którzy poszukują wrażeń, inspiracji, interesujących doświadczeń? Zobaczymy. Zapowiada się świetnie, a od studiowania programu można dostać zawrotu głowy. Odliczanie rozpoczęte, za kilka dni start; oczekiwania – a wraz z nimi apetyt na sztukę – rosną.
Romeo Castellucci kilkukrotnie już prezentował w Polsce swój teatr, między innymi przed dwoma laty na wrocławskim Dialogu pokazał budzący głośne kontrowersje we Francji spektakl „O twarzy. Wizerunek Syna Boga”. Jako reżyser Castellucci doświadcza widzów na różne sposoby: muzyką, dotykającą ich niemal fizycznie, brutalnymi w swojej dosłowności obrazami ukazującymi ludzką cielesność, elementami performansu, nawiązaniami do czterech żywiołów i klasycznego malarstwa. W Poznaniu pojawi się tym razem (na Malcie gości po raz trzeci) z przedstawieniem zatytułowanym „The Four Seasons Restaurant”. To montaż jedynie luźno powiązanych, wstrząsających obrazów, dźwięków, kolorów, światła, tekstu i dosłownej gry aktorów. Autorem muzyki jest Scott Gibbons, którego kompozycje inspirowane muzyką mikrocząstek zaprezentowane zostaną także na koncercie 27 czerwca w oprawie wizualnej przygotowanej przez Castelluciego. Kiedy zapowiadał on swój sposób widzenia maltańskiego idiomu „Oh man, oh machine”, stwierdził: „Język jest maszyną, prawo jest maszyną, czasem też maszyną jest obecność Boga. Wszystko to, co zakłada pewien dystans wobec człowieka, jest lub może być maszyną”. Mam wrażenie, że nieco zagalopował się w tym stwierdzeniu, bo to nie wskazany przez niego dystans, a mechaniczna schematyczność relacji akcji i reakcji byłaby dla mnie najogólniejszym określeniem maszyny.
Żyjemy z nimi na co dzień, podporządkowując im nasz świat. Jesteśmy gotowi burzyć domy pod budowę dróg, po których poruszać się będą maszyny. Rezygnujemy z bezpośredniego kontaktu z ludźmi, przedkładając nad nich nasze telefony komórkowe i tablety, dające poczucie kontaktu z kimś, podczas gdy stykamy się tylko z maszynowym interfejsem. Czy w naszym życiu jest miejsce dla człowieka, czy też świat, w którym żyjemy, został już całkowicie zawładnięty przez maszyny? Castellucci zapowiada krytyczną refleksję na temat ich miejsca w świecie. Czy to jeszcze świat człowieka, czy twór, w którym, jak twierdzi wielu, obowiązującą perspektywą widzenia powinien się stać posthumanizm? Ewolucja, którą jako jeden z pierwszych opisywał w swoich performansach Stelarc, nieuchronnie prowadzić miała do połączenia człowieka i maszyny. „Trzecia ręka” tego artysty, różne rodzaje projektowanych przez niego zewnętrznych szkieletów, pojazdów i protez, aż po słynne ucho na przedramieniu, w którym miano zainstalować sensor dźwięku połączony z jego układem nerwowym – choć dzisiaj prezentować się mogą jak futurystyczne wizje z lat 80., miały niemały wpływ na nasze wyobrażenia na temat przyszłości gatunku ludzkiego. Kolejny rozdział otworzył przed kilkoma laty fenomen Oscara Pistoriusa, dzięki któremu okazało się, że korzystanie z protez może nie tylko wyrównać fizyczne niedostatki niepełnosprawnych, ale nawet zwiększyć możliwości ludzkiego ciała. Ciało połączone z maszyną może także budzić najczystszą formę pożądania, o czym przekonuje nie tylko literacka fikcja J. G. Ballarda „Cash” czy inspirowany nią film Davida Cronenberga (projekcja w programie Malty), ale także przypadek pięknej i podziwianej Aimee Mulins, beznogiej modelki i sportsmenki. Granicę fikcji przekroczył także Kevin Warwick, który w roku 1998 po raz pierwszy wszczepił w swój organizm mikrochip z nadajnikiem, stając się, jak twierdzi szukająca sensacji prasa, bezprecedensowym „cyborgiem”.
„Jesteśmy robotami” – śpiewał już w 1977 roku zespół Kraftwerk, korzystając z syntezatorowych przetworników dźwięku. Legendarna formacja, której – nie tylko wielbicielom elektroniki – przedstawiać nie trzeba. Nawet jeśli nieprzekonanych nie porwie ich muzyka, 28 czerwca zrobi to oprawa wizualna koncertu w 3D. Nie będę teraz jednak pisać o dinozaurach elektroniki ani o wydanym w lutym tego roku pierwszym albumie grupy Atoms for Peace (koncert 20.07), formacji, w której składzie nie ma debiutantów. Nie chcę też dawać świadectwa mojej radości spowodowanej faktem, że przed Thomem Yorkiem i kompanią wystąpi Cat Power. I tylko zwrócę uwagę, że oprócz tych gwiazd, dzięki Malcie w Poznaniu zagrają niebawem także Thieves Like Us (25.06), Jessie Evans (26.06) czy (z siłą spokoju) British Sea Power (28.06). Jestem przekonany, że scena muzyczna festiwalu nie tylko zadowoli fanów, ale może i niejednokrotnie zaskoczyć przypadkowych słuchaczy. A skoro jesteśmy już przy dźwiękach, proszę zwrócić uwagę na cykl Silent Malta, który w południe każdego dnia trwania festiwalu prezentować będzie słuchowiska radiowe, a wśród nich zarówno archiwalne Teatry Polskiego Radia, zrealizowaną z inicjatywy Piotr Gruszczyńskiego z Nowego Teatru „Miejską Powieść Odcinkową”, jak i dźwiękowe powieści radiowej Trójki.
Owszem, czekam na muzykę, czekam też na instalacje, które w ramach Nowych Sytuacji pojawić się mają w Starej Rzeźni. Ale jeżeli przebieram niecierpliwie nóżkami, myśląc o Malcie, to przede wszystkim z radości oczekiwania na spektakle taneczne i teatralne, które będzie można zobaczyć w Poznaniu. Przede wszystkim zaś na dwa firmowane przez Needcompany (25–26 i 28–29.06), zespół, który olśnił mnie przed trzema laty tryptykiem „Sad Face/Happy Face”, wspomnianą produkcją Socìetas Raffaello Sanzio „The Four Seasons Restaurant” (24–26.06) i „Norą” belgijskiej grupy tg STAN (24–25.06). Ciekaw jestem także nowej, idącej w kierunku teatru verbatim, premiery poznańskich Ósemek „Ceglarz” (25–26.06) i „Requiemaszyny” (26–27.06), trzeciego, po wpisanych także w program tegorocznej Malty „Chórze kobiet: Tu mówi chór” (24.06) i „Chórze kobiet: Magnificat” (25.06) Marty Górnickiej. Tym razem rolę chóru pełnią mężczyźni, a ostrze krytyki skierowane jest przeciwko kapitalistycznej władzy rynku i podległości pracowników, którzy stają się robotami systemu. Zbierając siły przed nadchodzącym tygodniem, sam marzę o przemianie w robota.
Ale przecież, co nie powinno ujść naszej uwadze, w haśle tegorocznego idiomu zawiera się także człowiek. Dlatego nie możemy ograniczać naszej perspektywy widzenia Malty 2013 do maszyn ani nawet do naszych relacji z nimi. Organizatorzy festiwalu stworzyli Generator Malta, zwracając się w stronę tego, co ludzkie, a o czym najłatwiej zapomnieć. Proponują chwilę spokoju i zatrzymania w środku rozbieganego miasta: jogę, tai-chi, taniec i posiłki wśród zieleni, która dzięki grupie pasjonatów pojawiła się wreszcie na Placu Wolności i pośród kamienic kilku dzielnic Poznania. Może powstałe w ten sposób ogrody, których tak zazdrościmy mieszkańcom Berlina, będą miały szansę przetrwać? A może spowodują reakcję łańcuchową i wiele zaniedbanych terenów naszego miasta zazieleni się wreszcie, stając się enklawami spokoju dla nas wszystkich? Warto sprawdzić gdzie na Wildzie, Śródce, Jeżycach, Chwaliszewie i Łazarzu powstały ogrody i odwiedzić je, manifestując w ten sposób, że nie jesteśmy maszynami i potrzebujemy takich miejsc.
Malta to wydarzenie rozgrywające się na wielu płaszczyznach, na których możliwe są różnorodne formy kontaktu artystów z widzami. To festiwal wielu mediów, gdzie każdy – nawet człowiek nie co dzień obcujący z kulturą – znaleźć może coś dla siebie. Różny jest ciężar i różna jest ranga proponowanych publiczności wydarzeń. Otwarcie, którego symbolem staje się w tym roku Generator Malta, już się dokonało, o czym świadczy powodzenie cyklu dla najmłodszych widzów i wielu odmiennych w swoim charakterze imprez, akcji publicznych, spotkań i projekcji, łączących różne tematy i rodzaje artystycznej ekspresji. Jaki będzie ten festiwal? Czy pozwoli owocnie otworzyć kulturalne lato? Sprawdźmy i przekonajmy się razem. Zapraszam do lektury codziennych relacji z Malta Festiwal 2013 na stronie e.CzasKultury.pl, już od pierwszego dnia jego trwania.
Malta Festival Poznań 2013
Wstępniak: Oh, man! Festiwal!
Dzień 1.: Para buch! Maszyna w ruch!
Dzień 2: Moje serce to pompa
Dzień 3: W dół króliczej norki
Dzień 4: Przesilenie. Samobójstwo cyborgów
Dzień 5: Guzik naciskamy, melodyjkę wygrywamy
Podsumowanie: Sześć dni, sześć nocy
Normal 0 21 false false false MicrosoftInternetExplorer4
Piotr Dobrowolski
Oh, man! Festiwal!
Już w najbliższy poniedziałek, 24 czerwca, rozpocznie się w Poznaniu Malta, festiwal łączący teatr, muzykę, taniec, sztuki wizualne i sztukę dla dzieci. Niezależnie od dwudziestotrzyletniej tradycji tego wydarzenia, jego okrzepnięcia i wpisania się na stałe w kulturalny kalendarz miasta, nie zestarzało się ono dzięki wielotorowej ewolucji. Sukcesy pierwszych edycji, angażujących wiele różnorodnych przestrzeni, a zwłaszcza okolice toru regatowego, sprawiły, że poznańska publiczność oczekiwała tego tygodnia w mieście, które na co dzień zbyt rzadko ożywiali artyści. Nieunikniona zapaść przyszła późno, bo po kilkunastu latach, kiedy coraz więcej wydarzeń festiwalu zamykano w salach, ograniczając liczbę publiczności i nie kultywując już atmosfery masowego święta.
Odświeżająca zmiana nastąpiła w 2010 roku, odkąd znakiem odrodzenia stał się tajemniczy idiom, rodzaj przewodniego hasła tematycznego, które – co roku inne, od „Flamandów”, „Wykluczonych”, „Akcji Azjatyckich” do tegorocznego „Oh man, oh machine” – jako najważniejsza część programu realizowane jest przez kuratora. W zeszłym roku był nim Stefan Kaegi znany z Rimini Protokoll, w tym roku to Włoch Romeo Castellucci, założyciel teatru Socìetas Raffaello Sanzio. Drugim znakiem zmiany było włączenie do programu bloku tańca współczesnego, kolejnym – zainteresowanie najmłodszych widzów cyklem Sztuka Szuka Malucha. Otwarto także przestrzeń wystawową w Starej Rzeźni, miejscu, które mogłoby pełnić taką funkcję cały rok. Tam właśnie, w ramach Nowych Sytuacji, w tym roku pod kuratelą Agnieszki Jelewskiej i Michała Krawczaka, uda się być może przełamać zwyczajowy niedostatek sztuki wideo i instalacji. Muzyka, która, choć obecna była na Malcie od zawsze, staje się najważniejszym elementem promocji festiwalu w kraju.
Dzisiaj Malta to rozbudowana instytucja o ogromnym potencjale, zakresie działania i niemałym budżecie, która zawdzięcza swój sukces pracy całego sztabu ludzi. Czy tegoroczna edycja festiwalu nie zawiedzie wymagających? Czy stanie się okazją do promocji kultury wśród przypadkowych widzów i turystów napotykających wydarzenia w przestrzeni publicznej, której symbolem staje się wreszcie wymarzony na tego typu działania Plac Wolności? Czy przypomni poznaniakom, że kultura to ważny element życia i nie przytłoczy wszystkich tych, dla których powinna być najważniejsza – zainteresowanych i otwartych, nie zawsze przygotowanych widzów, którzy poszukują wrażeń, inspiracji, interesujących doświadczeń? Zobaczymy. Zapowiada się świetnie, a od studiowania programu można dostać zawrotu głowy. Odliczanie rozpoczęte, za kilka dni start; oczekiwania – a wraz z nimi apetyt na sztukę – rosną.
Romeo Castellucci kilkukrotnie już prezentował w Polsce swój teatr, między innymi przed dwoma laty na wrocławskim Dialogu pokazał budzący głośne kontrowersje we Francji spektakl „O twarzy. Wizerunek Syna Boga”. Jako reżyser Castellucci doświadcza widzów na różne sposoby: muzyką, dotykającą ich niemal fizycznie, brutalnymi w swojej dosłowności obrazami ukazującymi ludzką cielesność, elementami performansu, nawiązaniami do czterech żywiołów i klasycznego malarstwa. W Poznaniu pojawi się tym razem (na Malcie gości po raz trzeci) z przedstawieniem zatytułowanym „The Four Seasons Restaurant”. To montaż jedynie luźno powiązanych, wstrząsających obrazów, dźwięków, kolorów, światła, tekstu i dosłownej gry aktorów. Autorem muzyki jest Scott Gibbons, którego kompozycje inspirowane muzyką mikrocząstek zaprezentowane zostaną także na koncercie 27 czerwca w oprawie wizualnej przygotowanej przez Castelluciego. Kiedy zapowiadał on swój sposób widzenia maltańskiego idiomu „Oh man, oh machine”, stwierdził: „Język jest maszyną, prawo jest maszyną, czasem też maszyną jest obecność Boga. Wszystko to, co zakłada pewien dystans wobec człowieka, jest lub może być maszyną”. Mam wrażenie, że nieco zagalopował się w tym stwierdzeniu, bo to nie wskazany przez niego dystans, a mechaniczna schematyczność relacji akcji i reakcji byłaby dla mnie najogólniejszym określeniem maszyny.
Żyjemy z nimi na co dzień, podporządkowując im nasz świat. Jesteśmy gotowi burzyć domy pod budowę dróg, po których poruszać się będą maszyny. Rezygnujemy z bezpośredniego kontaktu z ludźmi, przedkładając nad nich nasze telefony komórkowe i tablety, dające poczucie kontaktu z kimś, podczas gdy stykamy się tylko z maszynowym interfejsem. Czy w naszym życiu jest miejsce dla człowieka, czy też świat, w którym żyjemy, został już całkowicie zawładnięty przez maszyny? Castellucci zapowiada krytyczną refleksję na temat ich miejsca w świecie. Czy to jeszcze świat człowieka, czy twór, w którym, jak twierdzi wielu, obowiązującą perspektywą widzenia powinien się stać posthumanizm? Ewolucja, którą jako jeden z pierwszych opisywał w swoich performansach Stelarc, nieuchronnie prowadzić miała do połączenia człowieka i maszyny. „Trzecia ręka” tego artysty, różne rodzaje projektowanych przez niego zewnętrznych szkieletów, pojazdów i protez, aż po słynne ucho na przedramieniu, w którym miano zainstalować sensor dźwięku połączony z jego układem nerwowym – choć dzisiaj prezentować się mogą jak futurystyczne wizje z lat 80., miały niemały wpływ na nasze wyobrażenia na temat przyszłości gatunku ludzkiego. Kolejny rozdział otworzył przed kilkoma laty fenomen Oscara Pistoriusa, dzięki któremu okazało się, że korzystanie z protez może nie tylko wyrównać fizyczne niedostatki niepełnosprawnych, ale nawet zwiększyć możliwości ludzkiego ciała. Ciało połączone z maszyną może także budzić najczystszą formę pożądania, o czym przekonuje nie tylko literacka fikcja J. G. Ballarda „Cash” czy inspirowany nią film Davida Cronenberga (projekcja w programie Malty), ale także przypadek pięknej i podziwianej Aimee Mulins, beznogiej modelki i sportsmenki. Granicę fikcji przekroczył także Kevin Warwick, który w roku 1998 po raz pierwszy wszczepił w swój organizm mikrochip z nadajnikiem, stając się, jak twierdzi szukająca sensacji prasa, bezprecedensowym „cyborgiem”.
„Jesteśmy robotami” – śpiewał już w 1977 roku zespół Kraftwerk, korzystając z syntezatorowych przetworników dźwięku. Legendarna formacja, której – nie tylko wielbicielom elektroniki – przedstawiać nie trzeba. Nawet jeśli nieprzekonanych nie porwie ich muzyka, 28 czerwca zrobi to oprawa wizualna koncertu w 3D. Nie będę teraz jednak pisać o dinozaurach elektroniki ani o wydanym w lutym tego roku pierwszym albumie grupy Atoms for Peace (koncert 20.07), formacji, w której składzie nie ma debiutantów. Nie chcę też dawać świadectwa mojej radości spowodowanej faktem, że przed Thomem Yorkiem i kompanią wystąpi Cat Power. I tylko zwrócę uwagę, że oprócz tych gwiazd, dzięki Malcie w Poznaniu zagrają niebawem także Thieves Like Us (25.06), Jessie Evans (26.06) czy (z siłą spokoju) British Sea Power (28.06). Jestem przekonany, że scena muzyczna festiwalu nie tylko zadowoli fanów, ale może i niejednokrotnie zaskoczyć przypadkowych słuchaczy. A skoro jesteśmy już przy dźwiękach, proszę zwrócić uwagę na cykl Silent Malta, który w południe każdego dnia trwania festiwalu prezentować będzie słuchowiska radiowe, a wśród nich zarówno archiwalne Teatry Polskiego Radia, zrealizowaną z inicjatywy Piotr Gruszczyńskiego z Nowego Teatru „Miejską Powieść Odcinkową”, jak i dźwiękowe powieści radiowej Trójki.
Owszem, czekam na muzykę, czekam też na instalacje, które w ramach Nowych Sytuacji pojawić się mają w Starej Rzeźni. Ale jeżeli przebieram niecierpliwie nóżkami, myśląc o Malcie, to przede wszystkim z radości oczekiwania na spektakle taneczne i teatralne, które będzie można zobaczyć w Poznaniu. Przede wszystkim zaś na dwa firmowane przez Needcompany (25–26 i 28–29.06), zespół, który olśnił mnie przed trzema laty tryptykiem „Sad Face/Happy Face”, wspomnianą produkcją Socìetas Raffaello Sanzio „The Four Seasons Restaurant” (24–26.06) i „Norą” belgijskiej grupy tg STAN (24–25.06). Ciekaw jestem także nowej, idącej w kierunku teatru verbatim, premiery poznańskich Ósemek „Ceglarz” (25–26.06) i „Requiemaszyny” (26–27.06), trzeciego, po wpisanych także w program tegorocznej Malty „Chórze kobiet: Tu mówi chór” (24.06) i „Chórze kobiet: Magnificat” (25.06) Marty Górnickiej. Tym razem rolę chóru pełnią mężczyźni, a ostrze krytyki skierowane jest przeciwko kapitalistycznej władzy rynku i podległości pracowników, którzy stają się robotami systemu. Zbierając siły przed nadchodzącym tygodniem, sam marzę o przemianie w robota.
Ale przecież, co nie powinno ujść naszej uwadze, w haśle tegorocznego idiomu zawiera się także człowiek. Dlatego nie możemy ograniczać naszej perspektywy widzenia Malty 2013 do maszyn ani nawet do naszych relacji z nimi. Organizatorzy festiwalu stworzyli Generator Malta, zwracając się w stronę tego, co ludzkie, a o czym najłatwiej zapomnieć. Proponują chwilę spokoju i zatrzymania w środku rozbieganego miasta: jogę, tai-chi, taniec i posiłki wśród zieleni, która dzięki grupie pasjonatów pojawiła się wreszcie na Placu Wolności i pośród kamienic kilku dzielnic Poznania. Może powstałe w ten sposób ogrody, których tak zazdrościmy mieszkańcom Berlina, będą miały szansę przetrwać? A może spowodują reakcję łańcuchową i wiele zaniedbanych terenów naszego miasta zazieleni się wreszcie, stając się enklawami spokoju dla nas wszystkich? Warto sprawdzić gdzie na Wildzie, Śródce, Jeżycach, Chwaliszewie i Łazarzu powstały ogrody i odwiedzić je, manifestując w ten sposób, że nie jesteśmy maszynami i potrzebujemy takich miejsc.
Malta to wydarzenie rozgrywające się na wielu płaszczyznach, na których możliwe są różnorodne formy kontaktu artystów z widzami. To festiwal wielu mediów, gdzie każdy – nawet człowiek nie co dzień obcujący z kulturą – znaleźć może coś dla siebie. Różny jest ciężar i różna jest ranga proponowanych publiczności wydarzeń. Otwarcie, którego symbolem staje się w tym roku Generator Malta, już się dokonało, o czym świadczy powodzenie cyklu dla najmłodszych widzów i wielu odmiennych w swoim charakterze imprez, akcji publicznych, spotkań i projekcji, łączących różne tematy i rodzaje artystycznej ekspresji. Jaki będzie ten festiwal? Czy pozwoli owocnie otworzyć kulturalne lato? Sprawdźmy i przekonajmy się razem. Zapraszam do lektury codziennych relacji z Malta Festiwal 2013 na stronie e.CzasKultury.pl, już od pierwszego dnia jego trwania.