Archiwum
17.06.2014

Festiwal Malta kojarzy się w Poznaniu przede wszystkim z teatrem, do czego przyzwyczaiły publiczność programy 23 jego edycji i pamięć czasów, kiedy dominowały w czasie ich trwania masowe spektakle plenerowe. Dzisiaj, choć wśród najważniejszych wydarzeń artystycznych teatr nadal zajmuje czołowe miejsce, festiwal pełen jest także innych atrakcji. Prócz tańca – do którego obecności, po 10 latach programu Stary Browar Nowy Taniec (rocznica!) i 8 jego edycjach maltańskich, powinniśmy już przywyknąć – wystaw i instalacji, performansów czy projekcji (o czym będzie jeszcze okazja, by napisać więcej), szczególnie ważna część programu (będąca oczkiem w głowie organizatorów) skupia się pod szyldem „Generator Malta”. Stanowią go wydarzenia adresowane do społeczności lokalnej, mające – jak stwierdzają autorzy – prowadzić do „wspólnego działania, bycia ze sobą i stawiania pytań o otaczającą nas rzeczywistość poprzez udział w projektach artystycznych, zabawę oraz publiczną debatę”. Codziennie od 10 rano proponują zatem: gry na świeżym powietrzu, warsztaty i zabawy dla dzieci, spotkania i rozmowy, wspólne posiłki i popołudniowe potańcówki. Wszystko to przede wszystkim w centrum miasta, na placu [gdzie] Wolno, jak znów przechrzczony został plac Wolności. Nie tylko tam jednak, bo i w tym roku – wzorem ubiegłego – Generator dociera także do zaniedbanych wcześniej podwórek w różnych punktach miasta, gdzie zorganizowane zostały „społecznościowe” ogrody: na Wildzie, Łazarzu i Śródce.

Czy kolejna edycja Malty jedynie wskaże społeczne podziały w Poznaniu, czy – jak chcieliby tego organizatorzy – pozwoli je zniwelować i połączyć siły aktywnych mieszkańców, aby choćby odrobinę ulepszyć najbliższą nam okolicę, a z nią – kawałek świata? Czy zostawi trwały ślad w świadomości poznaniaków i stworzy szansę, by pokazać wszystkim niedowiarkom, że uczestnictwo w kulturze nie musi wiązać się z obciążeniami i przykrym wysiłkiem? Czy uda się udowodnić, że sztuka może być atrakcyjna dla każdego, bo przynosi ogólne korzyści? Że kultura – wbrew powszechnemu przekonaniu – może także generować kapitał, który nie ogranicza się jedynie do mglistych korzyści społecznych, bo ulepsza świat? Wierzę, że jest taka szansa. I chociaż po zeszłorocznej edycji wiadomo, że efekty działań artystycznych i edukacyjnych nie pojawiają się natychmiast, konsekwencja programowa Malty daje nadzieję na ciekawe efekty.

Naprzód! Malta Festiwal Poznań już trwa! Jego trzytygodniowy program artystyczny zainicjowany został 9 czerwca występem Rebolledo, muzycznego rewolucjonisty z Meksyku. Ale już wcześniej tego dnia ruszyła lawina spotkań, dyskusji, zabaw, pokazów, projekcji i warsztatów, które trudno określić jednym hasłem. Znaczenie idei reprezentowanej przez Generator wydaje się szczególnie ważne w czasach atomizacji społecznej i dominacji kultury sieci. Dajmy mu szansę. Równocześnie jednak polecam przyjrzenie się artystycznej stronie tegorocznej Malty; temu, co już się wydarzyło, co jeszcze się wydarzy i czego możemy się po niej spodziewać.

Tematyczny idiom bieżącej edycji największego poznańskiego festiwalu, z kosmicznym – jak na tutejsze warunki – budżetem 5 milionów złotych, to „Ameryka Łacińska: Mestizos/Mieszańcy”. Zbiega się on z rozgrywanymi właśnie w Brazylii mistrzostwami świata w piłce nożnej, stwarza zatem okazję, żeby dodatkowo zainteresować się realiami życia w regionie świata, stereotypowo postrzeganym jako świątynia samby, karnawału i futbolu właśnie – zwłaszcza gdy pamiętamy o sygnałach społecznego oburzenia, prowokowanego niezgodą na gigantyczne inwestycje w państwie skrajnych nierówności społecznych i ekonomicznych. Idiom prowokuje do dyskusji na temat realiów Ameryki Środkowej i Południowej w zestawieniu z Polską, dlatego jedną z bardziej interesujących dyskusji wydaje się dwudniowe forum („Twarze Ameryki Łacińskiej” 28–29.06.), choć temat wprowadziła już w ubiegłą sobotę (14.06.) debata prowadzona przez Maxa Cegielskiego („Mistrzostwa w mieście – kto zyskuje, kto traci”).

Organizatorzy festiwalu po raz kolejny podejmują próbę połączenia ważnych w świecie wydarzeń skupionych w idiomie, a także prezentację dokonań polskich i poznańskich twórców z aktywizacją mieszkańców miasta i budzeniem ich społecznej świadomości. Całość zwyczajowo okraszają pojawieniem się (ewentualnie spektakularną nieobecnością) zapowiedzianej gwiazdy, co dodatkowo podnosi potencjał promocyjny festiwalu. Proponowana od kilku lat formuła sprawdza się artystycznie głównie dzięki zaangażowaniu światowej sławy kuratorów. O Rodrigo Garcíi, który przed 5 laty odebrał we Wrocławiu Europejską Nagrodę „Nowe Rzeczywistości Teatralne”, mogliśmy już w Polsce usłyszeć. Pochodzący z Argentyny dramaturg i reżyser teatralny, choć opuścił rodzinny kraj już w wieku 22 lat, nadal za najważniejsze dla całej swojej dalszej kariery artystycznej doświadczenia wiąże z dorastaniem w biednej dzielnicy Buenos Aires. Już od chwili debiutu z założonym przez siebie w 1989 roku w Madrycie La Carnicería Teatro (Teatr Rzeźnia) jego twórczość charakteryzuje inspirowana działalnością guerillas estetyka, materia organiczna i krytyka konsumpcji. García tworzy spektakle, które z pomocą silnych impulsów prowokują do zdecydowanej krytyki politycznej i ekonomicznej, prowadząc do refleksji nad normami społecznymi czy religijnymi.

Kilka lat temu wywołał w Polsce oburzenie obrońców zwierząt nieakceptujących publicznego przyrządzania posiłku z homara i prób nauki pływania podejmowanych na stadku gryzoni. Tym razem, jeszcze przed rozpoczęciem festiwalu, przeciwko obecności w programie spektaklu „Golgota Picnic” (27–28.06.) protestują – inspirowani przez prawicowych polityków – konserwatywni katolicy i narodowcy, którzy wesprzeć mają wedle zapowiedzi kółka różańcowe i kibice sportowi. Wzorem są dla nich manifestacje paryskie sprzed 2 lat (nota bene to właśnie w stolicy Francji – Liberté-ÉgalitéFraternité – w 1988 roku wybuchła bomba w kinie pokazującym „Ostatnie kuszenie Chrystusa”). Czy oburzeni – nawet ci w kominiarkach, z racami i kostką brukową w dłoniach, sprowokowani samym tytułem i krótkimi notkami, że w przedstawieniu temat konsumpcjonizmu (scenografia stworzona jest z setek hamburgerowych bułek) zestawiony został z historią Chrystusa – będą pamiętać, żeby „zło dobrem zwyciężać”? List otwarty w obronie artystycznej wolności, który upowszechniono po kilku dniach nagonki fanatyków, podpisali między innymi Mirosław Bałka, Romeo Castellucci, J.M. Coetzee, Agnieszka Holland, Krystyna Janda, Jan A.P. Kaczmarek i Andrzej Wajda.

Ta akcja i reakcja zaprzeczać może twierdzeniu Garcíi, że sztuka nie ma politycznej mocy, bo – chcemy tego czy nie – jest zawsze elitarna. Można wprawdzie przewidzieć, że ograniczenia pojemności widowiskowych sal i kulturalna abnegacja (mimo bardzo przystępnych cen biletów, a nawet darmowych wejściówek) nie wszystkich skłonią do zobaczenia nawet najważniejszych wydarzeń festiwalu, za które uważać trzeba także inne znakomite spektakle taneczne i teatralne, takie jak „Król Lear” według tekstu kuratora, minimalistyczny „La Revolución” Amapoli Prady czy spektakl-instalację „Under de si” Luisa Garaya i Diego Bianchiego, a tym bardziej koncert gwiazdy (tu koszt biletu nie odbiega już od innych tej rangi wydarzeń w kraju). Program jednak jest na tyle różnorodny, że każdy znajdzie w nim coś dla siebie. Polecam zwłaszcza darmowe koncerty, dyskusje i projekcje, a zwłaszcza znakomite spektakle na placu Wolności.

Niełatwo przewidzieć, jaka będzie tegoroczna Malta. Z pewnością nie będzie jednorodna. Potencjalnie można będzie widzieć ją jako święto młodzieży pląsającej podczas ludycznych silent discos (kiedy już odstoją swoje po słuchawki) albo pikniki rozpartych w leżakach hipsterów, którzy brazylijskie hamburgery popiją piwkiem, rozprawiając o niebezpieczeństwach konsumpcjonizmu. Ale może też stać się okazją do poważnej konfrontacji różnych poglądów i postaw, a także – nadal tylko dla chętnych i zaradnych, gdy brakuje biletów – stworzyć unikalną okazję doświadczenia współczesnej, znaczącej w Polsce i świecie sztuki. Pewnym wydaje się natomiast, że Malta nie jest już po prostu festiwalem teatralnym, a staje się przestrzenią aktywizacji społeczno-politycznej.

 

alt
fot. Nora Lezano, „Król Lear”