Joanna Sikorzanka: Piotr Macierzyński z wydaną właśnie przez WBPiCAK „Książką kostnicy” objeżdża Polskę. Był Pan już w Lublinie, Łodzi, Głownie, Oświęcimiu, Poznaniu, w niektórych miejscach spotykał się Pan z protestami, ale nie dotyczyły one samej książki, lecz pewnego cytatu z – pochodzącego sprzed wielu lat – wiersza…
Piotr Macierzyński: Należy postawić pytania: czy pomówienia (na podstawie fragmentu wyrwanego z kontekstu wiersza) o seksizm mogą w Polsce wystarczyć, by uniemożliwić dyskusję o książce na całkiem inny, ważny temat? Czy poetki, krytyczki literackie domagające się parytetu w poezji mają prawo niszczyć wolność wypowiedzi? Niby wszystkim wiadomo: frazy z wiersza nie mogą stanowić dowodu w sprawie. Nie są tożsame z autorem. Odnoszą się do konkretnej sytuacji lirycznej. Założona konwencja literacka może wymagać przedziwnych konstrukcji. A co, gdybym napisał, że jestem esesmanem? A jednak żąda się odwoływania moich spotkań z czytelnikami, próbuje się nie dopuścić do rozmowy zupełnie innej rangi, o problemie: jak kolejnym pokoleniom przekazywać wiedzę o Zagładzie?
Może przypomnijmy, o co chodzi. Poetki poczuły się obrażone strofą z wiersza „Epitafium dla Piotra Macierzyńskiego bo kto zrobi to lepiej” (tom „Zbiór zadań z chemii i metafizyki”, Ha!art, 2009). Wioletta Grzegorzewska nawet napisała „Epitafium dla Piotra Macierzyńskiego”: „Tu leży poecina / w stylistyce Korwina”.
Jestem przyzwyczajony do pism papierowych, z redakcją. Nawet w internecie należy tak pisać, by nie trzeba było zasłaniać się podziałem na wpisy prywatne i oficjalne, bo w przestrzeni publicznej właściwie wszystko jest oficjalne, łącznie z nagimi zdjęciami.
Absurdalne wypowiedzi w środowisku poetyckim nie są czymś nowym, kuriozalne jest to, że atak przeprowadza redaktorka Ha!artu. Może jest to próba podkopania pozycji prezesa – jednocześnie redaktora tomu, z którego pochodzi oprotestowany fragment wiersza? Mówię o tym z wielkim smutkiem. Takie działania uderzają we wszystkich i stawiają w kłopotliwej sytuacji zarówno autorów współpracujących Ha!artem, jak i samą redakcję.
Zwykle wydawnictwa nie atakują swoich poetów, książek wydanych przez siebie. Twórcy raczej mogą liczyć na pomoc redakcji, kiedyś w Ha!arcie tak było. Można powiedzieć, że teraz wydawnictwo wynajęło osobę od robienia im czarnego piaru.
[…]
Podczas mojego wieczorku w ramach Festiwalu Poznań Poetów wyszło na jaw, że osoby atakujące mnie za strofę z wiersza sprzed dziesięciu lat nie znają utworu w całości. Większość uczestników „dyskusji” przeczytała jedynie sześć wersów, nawet ci, którzy podsyłali link do wiersza zamieszczonego na stronie internetowej wydawcy, znali wiersz jedynie we fragmencie. Dopiero w Poznaniu spostrzegliśmy, że Ha!art, osiem lat temu – może przez niedopatrzenie – zamieścił wiersz bez ostatniej strofy, która – jak słusznie zauważył jeden z uczestników wieczoru – zmienia odczytanie. Nikt nie zajrzał do książki! Wszyscy przez wiele tygodni hejtowali bez lektury.
To wywołuje emocje, na różnych portalach znaleźć można oskarżenia o seksizm, a o „Książce kostnicy” mówi się niewiele, z czego to wynika? Może Holokaust i Auschwitz – jak pisze w nocie do „Książki kostnicy” profesor Piotr Śliwiński – „trochę nam już zobojętniał. A wiersze utraciły władzę sądzenia…”?
Jean Améry w świetnej książce „Poza winą i karą” zwraca uwagę na to, że problemy dotyczące teraźniejszości przemawiają do ludzi mocniej. Pisze:
Przyszłość jest najwyraźniej pojęciem wartościującym: to, co będzie jutro, jest więcej warte od tego, co było wczoraj.
Nie dziwi mnie, że środowisko poetyckie, zajęte swoimi małymi wojnami, nie zwraca uwagi na tom odnoszący się do Zagłady, bo przy Holokauście wszystkie nasze problemy mogą okazać się małe, nieistotne.
Spróbujmy przypatrzyć się niektórym spośród czterdziestu utworów z „Książki kostnicy” – w kilku z nich pojawia się powracający motyw ucieczki i zapłaty za nią, niekiedy przekreślający jej sens. Tak jest w wierszach „Roszada”, „Uratowani” czy w utworach zaczynających się od incipitu „XXX [mówiono że to się nie uda]” czy „XXX [we dwóch czekali na mleko]”. To Pana odpowiedź na zadawane niekiedy przez czytelników pytania w rodzaju: „dlaczego taki ogrom ludzi nie zwiał / tylko dawał się tłamsić garstce esesmanów” („Uratowani”). Z kolei w utworze „XXX [niech stopień niezrozumienia Zagłady]” pisze Pan, że jednemu z więźniów Auschwitz zadano pytanie:
nie wyobrażam sobie jak kulturalny człowiek
może usnąć nie przeczytawszy czegoś
czy mieliście tam przy łóżkach nocne lampki?
Jak to jest z postrzeganiem Zagłady? Z jakimi reakcjami spotyka się Pan na spotkaniach z czytelnikami? Czy jest w nas jeszcze jakaś wrażliwość na to wszystko?
Na spotkania poetyckie zwykle przychodzi wrażliwa, wyrobiona publiczność. A te konkretne pytania pochodzą nie od czytelników moich wierszy, ale od ludzi spoza świata literackiego – od filmowców. I okazuje się, że nawet wśród ludzi wykształconych jest taka elementarna niewiedza, brak wyobraźni. Inna sprawa, że nie potrafimy mówić o Holokauście, oficjalnie przybiera się minę powagi i recytuje odrealnione wiersze – szkolna akademia i sztuczność, fakty zastępowane patosem. W swoich tomach walczę z takim przekazywaniem pamięci. Pokazujemy udane ucieczki z obozów, robimy o tym filmy, gloryfikujemy awers, ale nie mówimy, co zawiera rewers. Chcę, by każdy, kto podziwia bohaterską ucieczkę, wiedział, że za jednego szczęśliwca dziesięciu ludzi szło na śmierć albo Niemcy sprowadzali do obozu rodziców uciekiniera. Bohaterami byli ci, którzy mogli uciec, ale tego nie zrobili, by nie skazywać najbliższych na męczeństwo. Ale im trudniej stawiać pomniki.
Skoro mówimy o odbiorcach poezji: „piszę dla tej pani / bo w Polsce to nikogo nie interesuje” – przytaczam słowa z wiersza mówiącego o Targach Książki w Pradze. Czy rzeczywiście u nas „nikogo to nie interesuje”? Czy Czesi inaczej reagują na twórczość odwołującą się do Holokaustu? Czy świadczyć miałoby o tym chociażby to, że w 2015 roku ukazała się, w tłumaczeniu na czeski, „Antologie esesackych basni”?
Zainteresowanie jest większe niż w Polsce. U nas temat „zamiata się pod dywan”. Z rozmów wywnioskowałem, że dla organizatorów spotkań bardzo ważne jest ustalenie intencji autora. Gdy słyszą, że były dobre, są skłonni przyznać mi prawo głosu, nawet uznać te utwory za udane, jednak wyczuwa się obawę przed ewentualnym skandalem. Jest to więc książka spod lady.
Oficjalnie tylko jeden dom kultury zrobił wieczór z antologią (w Nowej Soli), kilka spotkań wydawca. Natomiast Czesi rozmawiają o Holokauście z powagą, ale bez niezdrowych emocji. W ogóle współpraca z zagranicznymi wydawnictwami jest przyjemna, bo liczą się jedynie wiersze, odpada cały balast nagród, zawiści, środowiskowych koterii i antypatii. Liczy się tylko poziom książki.
Zastanawiam się też, czy nie w tym celu, aby przyciągnąć czytelnika – celowy PR? – pisze Pan o wyjątkowym bestialstwie i zwyrodnieniu oprawców, o „abażurze ze skóry z tatuażem” (choć to już było u Nałkowskiej), o złocie przekazywanym „z ust do ust”, kolekcjonerze lewych jąder czy o topionej w szambie Greczynce. Czy to – typowe dla Piotra Macierzyńskiego – „upodobanie do karykatury i makabreski, żonglowanie elementami skatologicznymi i obscenami”, jak napisał o Panu poeta, tłumacz i krytyk literacki Jerzy Jarniewicz?
To dotyczyło innego tomu (tego z ostatnio oprotestowaną strofą). Nie należy mylić porządków. W „Książce kostnicy” makabreska oparta jest na dokumentach, nie bawiłem się, nie epatowałem okrucieństwem, ale też nie mogłem od niego uciec. Myślę, że dużą część prawdy o obozie przedstawilibyśmy za pomocą zapachu. Niestety sztuka jest tu niemal bezradna, zwłaszcza literatura. Gdybyśmy mogli powąchać barak przepełniony chorymi więźniami, nie dziwiłaby skatologia w wierszu o Auschwitz.
Wiersz „Epitafium dla Piotra Macierzyńskiego bo kto zrobi to lepiej” stał się przyczyną wielu nieporozumień. Redakcja stoi po stronie przekonania, że z wyrwanym z kontekstu fragmentem można zrobić naprawdę wiele: zarówno zmienić perspektywę postrzegania tekstu, jak i użyć go we własnej sprawie. Ponieważ wiersz funkcjonuje w internecie w postaci niepełnej, za zgodą Autora zdecydowaliśmy się opublikować utwór w brzmieniu, w jakim pojawia się w książce „Zbiór zadań z chemii i metafizyki” (2009). Mamy nadzieję, że zachęci to czytelników do wyrobienia własnej opinii, sprawdzenia, jak funkcjonuje tekst w kontekście całej książki poetyckiej, wreszcie – sięgnięcia do pełnej wersji wywiadu, który znajdzie się w numerze „Czasu Kultury” 4/2017. [red.]
Epitafium dla Piotra Macierzyńskiego
bo kto zrobi to lepiej
Emilia mówi że gdy będę umierał
musi być blisko mnie
pisze moją biografię
i chce znać koniec
może każdą moją chorobę wita z nadzieją
na książkowy debiut
gdy już wyloguję się z tego świata
mam nadzieję że będzie można duszą oglądać
to co nad trumną się wyprawia
bo nudzić się w piekle to przesada
Erazm z Rotterdamu wiedział że Bóg zabraniał jeść
z drzewa dobrego i złego
jak gdyby wiedza była trucizną dla szczęścia
ale sam obżerał się jak uzależniony
niestety dopiero będąc mądrym posiada się wiedzę
że najprzyjemniej żyć kiedy jest się głupcem
czasem modliłem się za tych którzy niemądrze się modlą
i przez to nie mogą być wysłuchani
nigdy nie spałem z poetką
może z obawy że musiałbym później wysłuchać jej wierszy
tak się składa że w tym kraju
mężczyźni piszą zdecydowanie lepiej
na szczęście by poczytać ich wiersze
nie musiałem z nimi sypiać
myślę że mam szansę dołączyć do panteonu
poetów których zabrania się wpisywać na listę
szkolnych lektur
nie wiem kto trzeci tak bez świata oklasków się zgodzi
Iść… taką obojętność, jak ja, mieć dla świata?
ale musi się liczyć
że może nie być poważnie
traktowany nawet na własnym pogrzebie