Sporo jasnego światła. Gabinet luster jak w lunaparku. Zawieszone na ścianach zwierciadła pełnią jednak inną funkcję niż te, na które natknąć się można w wesołym miasteczku. Stanowią one w trakcie całego spektaklu „Księgi Jakubowe” w warszawskim Teatrze Powszechnym jedyny stały element. Zniekształceniom ulega za to cała rzeczywistość sceniczna – zmieniają się czasy, ludzie i ich świat. Odbite wizje – jak w parkach rozrywki – bywają przaśne i przerażające, ale nie śmieszą.
Spektakl Eweliny Marciniak otwiera klęcząca na proscenium „widząca wszystko” – Jenta (Barbara Derlak) – jedyna osoba mająca świadomość nadchodzących wydarzeń. Tuż za nią, na ekranie, znajduje się wizualizacja fragmentu „Raju rozkoszy”, centralnej części tryptyku „Ogród rozkoszy ziemskich” Hieronima Boscha, według niektórych interpretatorów – wyraz sekciarsko-heretyckiej religijności malarza. Przepełniona alegorycznymi przedstawieniami forma, z jednej strony, zapowiada „ziemskie przyjemności” frankistów, z drugiej – czekające na nich oskarżenia o herezję oraz końcowy upadek. Po chwili pod ekranem przeciska się postać w długiej białej sukni. To Młoda – lalka animowana przez aktorkę, z którą dzieli ciało od pasa w dół. Niedługo ma się odbyć jej ślub. Kolejno dołączają do niej weselnicy i ksiądz Benedykt Chmielowski (Julian Świeżewski). Rohatyńskich Żydów bawi wizyta kapłana, który pragnie nauczyć się języka hebrajskiego. Swojską atmosferę tego niecodziennego spotkania przerywa zapowiedź wizyty mesjasza z południa. Pojawienie się Jakuba Lejbowicza Franka (Wojciech Niemczyk) jest więc konsekwencją wyznaniowego zamętu. Podkreślają to szarpane, niespokojne, wyraziste ruchy animowanych przez aktorów lalek, świetnie wyreżyserowanych przez Agatę Kucińską.
Frank pojawia się w rohatyńskiej społeczności ubrany w czarne futro, które zakrywa całe jego ciało. Już na samym początku znaczącym gestem oddziela postaci od lalek. Ciała postaci – początkowo zasłonięte przez habity, chałaty, barokowe suknie – i kukły, w kolejnych częściach spektaklu stają się coraz bardziej odkryte. Ich doświadczenia erotyczne splatają się z mistycznymi w „cielesnych” sekwencjach orgii i rytuałów. Największe wrażenie jednak robią sceny skromniejsze, dowodzące elastyczności reguł głoszonych przez Franka. W jednej z nich Nachman z Buska (Dobromir Dymecki) targuje się z biskupem Kajetanem Sołtykiem (Mateusz Łasowski) o warunki uznania dogmatów frankistów. Bez większego powodzenia dysputują na temat Mesjasza i Trójcy Świętej, niejasności zagryzając cukierkami. Dopiero pieniądze wysypujące się z sakiewki Nachmana zagłuszają uprzedzenia rabinów wobec heretyckiej sekty.
Jest wiek XVIII. Rzeczpospolita Obojga Narodów przestaje być bezpiecznym miejscem dla przedstawicieli odmiennych wyznań i narodowości. Mistycyzm się nie opłaca. Powoli nadchodzi Oświecenie. Tymczasem w spektaklu komentarze do tych wydarzeń rażą uproszczeniami: pogłębiające się prześladowania Żydów ukazane zostają w krótkiej scenie palenia Talmudów; Elżbieta Drużbacka z rozczarowaniem wzdycha na wieść, że kraj nie jest już tak tolerancyjny jak kiedyś.
Najbardziej zawodzi druga, zdecydowanie bardziej statyczna połowa spektaklu. Autorzy skupiają się w niej na onirycznej, niemal lamentacyjnej relacji z upadku grupy, zaraz po przyjęciu chrztu tracącej kontakt z rzeczywistością, co w powieści miało wpływ na zaskakujące zmiany, jakie przez kilkadziesiąt lat dokonały się wśród frankistów. Tymczasem w adaptacji pominięto niestety jedną z najciekawszych części pierwowzoru – „Księgę dalekiego kraju”. Tokarczuk opisuje w niej, jak niewielka część wyznawców osiedla się w Brnie Morawskim, gdzie dochodzi do odrzucenia przez nich mistycznego sztafażu. Rozpoczynają życie, które miałoby łączyć dotychczasową doktrynę Franka, nadal przyjmującego pielgrzymów, ze zwyczajami ówczesnego mieszczaństwa. W Brnie ich przywódca uczy się mieszać „żywioły” kawy i mleka, zachwyca się wynalazkiem camery obscury, dzięki któremu może podglądać ludzi niczym Bóg. W spektaklu nomadyczni przecież frankiści żyją głównie w Rzeczypospolitej Obojga Narodów. I dopiero pojawienie się Józefa II Habsburga i Marii Teresy, którzy w końcowych minutach przedstawienia obserwują konanie Jakuba, sugeruje, że sekta musiała przemieszczać się po Europie. W realizacji Marciniak stopniowe przejście do nowej epoki, w której „wyzwolić człowieka można prościej i nie w sferach mistycznych, ale tutaj, na ziemi”, nie zostaje poparte wyrazistymi sygnałami przemian społecznych i kulturowych, które reżyserka akcentowała jeszcze na początku.
Książka Tokarczuk pokazuje, że historia sekty nie była – jak sugerują twórcy scenicznej adaptacji – prostą drogą ku upadkowi, ale sinusoidalnym następstwem wydarzeń, wśród których po pierwszych konfliktach i przyjęciu chrztu zdarzały się też okresy pomyślności. W spektaklu widać konsekwencje koniecznych skrótów, jakich musieli dokonać realizatorzy adaptacji, trwającej i tak ponad cztery godziny. Skoncentrowanie się jednak na czterech pierwszych księgach tomu Tokarczuk, zaledwie pobieżne zasugerowanie treści księgi piątej i niemal zupełne pominięcie wydarzeń z dwóch ostatnich – nadmiernie upraszcza historię wyznawców Jakuba Franka. Nawiązania do ówczesnych warunków społecznych z części pierwszej spektaklu w połączeniu z niezbyt porywającą wizją samozwańczego mesjasza sprawiają, że zamykająca całość oniryczne przedstawienie jego upadku zbytnio widza nie obchodzi. Treść spektaklu ciąży ku reifikacji. I tutaj dopiero zaczyna się herezja.
Zmiany warunków życia frankistów konsekwentnie akcentuje jednak ewolucja scenografii. W pierwszej części brązowy piach brudzi ubrania postaci. W kolejnej – pojawiają się wygodne siedziska i poduszki, a w ostatniej – terakotowe płytki. Światło świec zastąpione zostaje blaskiem żarówek. Jasne, słoneczne barwy ciemnieją, oświetlenie staje się chłodne. Warstwa wizualna spektaklu wydaje się podobnie ornamentacyjna, choć mniej sfunkcjonalizowana, jak we wspaniałym „Portrecie damy” Marciniak z Teatru Wybrzeże. Poetka Elżbieta Drużbacka (Eliza Borowska) i kasztelanowa Katarzyna Kossakowska (Agata Woźnicka) w barokowych sukniach i gigantycznych perukach wydają się pochodzić z tamtego spektaklu. Obie, paradoksalnie, czują się bardzo swobodnie, żyjąc w Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Dzięki ich kreacjom – choć niebezpiecznie balansującym na granicy groteski – można dostrzec różnorodność przedstawionej społeczności. Zwłaszcza niezwykle żywiołowa w swej roli Borkowska komicznie wygrywa erotyczną fascynację swojej postaci dewocjonaliami i brak dyskrecji w sprawie „krwi na jedwabiach” Kossakowskiej. Potrafi zarazem przejmująco oddać niestabilność Drużbackiej, dla której społeczeństwo zmienia się zbyt szybko.
W następującym nagle finale spektaklu widząca wszystko Jenta zwraca się do widzów, zauważając, że powoli tracą oni zainteresowanie. W lustrach, za jej plecami, odbija się osobliwa społeczność, której coś się nie udało. Pośród niej leży nieżywe, nagie ciało Jakuba Franka – proroka, a może hochsztaplera? – za którym, w co niestety trudno uwierzyć, poszły tysiące wyznawców. „Świat ciemnieje”. Tło wokół postaci traci ostrość, ulega rozczarowującemu rozmyciu. W pamięci pozostaje przede wszystkim tłum nagich ciał, którym przez chwilę udało się wspólnie złożyć ręce do modlitwy.
Olga Tokarczuk, „Księgi Jakubowe”
reżyseria: Ewelina Marciniak
adaptacja i dramaturgia: Magda Kupryjanowicz, Jan Czapliński
scenografia, kostiumy, reżyseria świateł: Katarzyna Borkowska
reżyseria lalek: Agata Kucińska
choreografia: Kaya Kołodziejczyk
muzyka: Barbara Derlak, Wojtek Urbański
Teatr Powszechny im. Zygmunta Hübnera w Warszawie
premiera: 13.05.2016