Muzeum Sztuki w Łodzi znowu wykracza poza ramy instytucji muzealnej i daje nam wydarzenie bardzo współczesne, tym razem chwytając się tematyki rozproszenia danych, serwerów, klientów i niekończącej się aktualizacji. Artyści peer-to-peer to kolektywy młodych twórców z całego świata zwykle rozrzuconych po całym świecie, więc jedynym sposobem kontaktu jest dla nich internet.
Kiedy byłam dzieciakiem, chłopcy w moim wieku chcieli być hakerami. Ja trochę też. Miałam w głowie figurę romantycznego bohatera – geniusza włamującego się na komputery nie po to, żeby kraść, tylko aby wskazywać luki w zabezpieczeniach. Wtedy łamanie zasad współżycia sieciowego utożsamiałam raczej z inteligencją niż z wandalizmem. Choć internet pozwala na oddolną organizację, wymianę danych bezpośrednio pomiędzy dwójką użytkowników, to niemal całkowicie zdominowany jest przez zcentralizowane systemy, a internauci, chcąc nie chcąc, muszą podporządkować się regułom silniejszych, zwykle nawet nie szukając alternatyw. Bitcoin stał się, z jednej strony, symbolem technologii, przed którą nie ma ucieczki, z drugiej – emancypacji spod rządów banków. Udaje się to dzięki zastosowaniu najbardziej bezpośredniego rodzaju sieci każdy-z-każdym pozbawionej jednego, centralnego serwera, który kontroluje wszystkie informacje wysyłane pomiędzy użytkownikami. Podobnie jak na przykład antysystemowi rowerzyści uprawiający zioło na tyłach nielegalnego skłotu, internetowi aktywiści poszukują rozwiązań pozwalających uwolnić się spod panowania korporacji i rządów – my natomiast, zwykli, szarzy ludzie, ściągamy „Transformersy” z torrentów.
Internet / afekt / bycie razem
Wystawa podzielona jest na trzy części ze względu na tematykę dzieł, ale bardziej wyraźny jest inny podział: ten najbardziej fizyczny. Jedna z prac znajduje się poza salą, a nawet poza budynkiem MS2 – można ją łatwo przeoczyć, jeśli nie wie się o jej istnieniu. To umieszczona na zewnętrznej ścianie budynku kamerka o rybim oku, z której obraz jest transmitowany na żywo w internecie, nad nią wypisany został prostymi literami napis „He will not divide us”. Ta, wydawać by się mogło, niewinna praca kolektywu LaBeouf, Ronkko & Turner sprowadziła do Łodzi echa ideologicznej wojny zza oceanu. [Artykuł poświęcony „He will not divide us” opublikujemy w przyszłym tygodniu – przyp. red.]
Technologia / emancypacja / migracja
Laboria Cuboniks to w całości kobiecy, sześcioosobowy kolektyw, który wprost przedstawia swoją wizję polityki przyszłości. W manifeście ksenofeminizmu „Ku polityce wyobcowanej”, przetłumaczonym na 12 języków, artystki rozpościerają wizję globalnej organizacji ruchu feministycznego, który niczym wielka, wszechogarniająca, genderowa machina przejmie stery technologii i wprowadzi egalitarne rządy setek płci. Laboria Cuboniks widzi w rozwoju technicznym rozkwit możliwości, który uwolni nas od kategorii natury, umożliwi samodzielne kreowanie własnej tożsamości seksualnej, i to przy pomocy nauki – choćby wolnych preparatów hormonalnych. Kolektyw inspirację zaczerpnął z eksperymentu, który przeprowadzała na sobie Beatriz Preciado (obecnie Paul B. Preciado), przyjmując testosteron bez zalecenia lekarza, czy „Open Source Gendercodes” – artystyczno-naukowego projektu zakładającego „domową hodowlę” hormonów płciowych na własny użytek. Czas pokaże, czy mamy do czynienia z genderowym doktorem Frankensteinem, czy naturalną ewolucją i tak, jak BitCoin ma nas wyzwolić spod władzy banków, tak ksenofeminizm dopnie swego, a przyszłość wyprodukuje całą feerię różnokolorowych tęczy.
Praca / wydajność / przyszłość
GCC to zdecentralizowana imitacja organizacji, w której artyści wcielający się w delegatów organizują szczyty, wymieniają uściski dłoni, wręczają, zasiadają i gratulują sukcesów. GCC to skrót od angielskiej nazwy Rady Współpracy Zatoki Perskiej (ale także, jak zaznaczają delegaci, firmy budowlanej z Chihuahua w Meksyku i wielu innych, co czyni kolektyw bardziej anonimowym), tu używany przez ośmioosobową grupę artystów z tego regionu. Kolektyw wraz ze skojarzeniem z ekonomicznym porozumieniem zaadaptował powagę i dyplomatyczny szyk międzynarodowej organizacji. GCC entuzjastycznie obdziera ten zestaw rytuałów z jakiegokolwiek znaczenia i przedstawia go jako paradę atrybutów najwyższego statusu. Innych dążeń niż prestiż i atmosfera posiadania władzy tutaj nie ma. Przy wejściu do sali stoją w szklanych gablotach złoto-kryształowe „gratulatory”. Błyszczące trofea imitują nagrody wręczane przedsiębiorcom za bycie przedsiębiorcami, z okazji jubileuszu nikogo nie interesującej działalności, jako dowody przyjaźni między brzuchatymi politykami i prezesami. Na niektórych statuetkach widnieje napis w języku arabskim: „Wyrażamy sobie ogromną wdzięczność i najgłębsze podziękowania za nasz wybitny wkład we wspieranie tej wystawy i nieustające zaangażowanie w jej sukces, a honorowanie nas samych wynika z naszego oddania i nadzwyczajnego poświęcenia”. Nagrodę przyznał Wydział do Spraw Nagród i Gratulacji kolektywu działającego w ramach kolektywu GCC. Trzy lata po tym, jak GCC przyznało sobie te nagrody, Zjednoczone Emiraty Arabskie, jedno państw członkowskich Rady Współpracy Zatoki Perskiej, powołały urząd Ministra do Spraw Szczęścia i Dobrobytu, który czuwa między innymi nad Narodowym Programem na Rzecz Szczęścia i Pozytywnego Nastawienia.
Obok statuetek GCC stacjonują przenowoczesne, płynnokształtne formy, które wydają się oczekiwać na tchnienie w nie sztucznego życia. Te obiekty zdają się mieć odmienną od rasy ludzkiej osobowość, a spotkane z nimi przypomina kontakt z obcą cywilizacją. Przyczajone za przezroczystą pleksi rzeźby Pakui Hardware łączą w sobie miękkie, nieco organiczne formy, giętkie, mechaniczne statywy i lazurowy płyn. Dymiąca kałuża na środku sali zabarwiona jest na ten sam kolor, który przypomina trochę naiwne, dziecięce wyobrażenie o wodzie, a trochę ruchome gify ze zdjęciami nierealnie błękitnych lagun z doklejonymi delfinami. Charakterystyczna cechą rzeźb są też nasiona chia – superfood, jedzenie przyszłości napakowane wartościami odżywczymi, które mają zmienić nas w zdrowszych, silniejszych, wydajniejszych, bardziej podobnych do przezroczystych, na wpół zrobotyzowanych przedstawicieli nowej, lepszej rasy transludzkiej.
W październiku do wystawy dołączy działający od roku Dom Mody Limanka – łódzka grupa współlokatorów. Limanka w ramach „Peer-to-peer” zaprezentuje „Mieszkanie” – dostosowaną do łódzkich warunków sztukę Calli Henkel i Maxa Pitegoffa. Jedna z odsłon sztuki odbędzie się w Domu Mody Limanka, mieszkanio-galerio-gabinecie ginekologicznym przy ulicy Jaracza w Łodzi, w którym na co dzień mieszkają. To postapokaliptyczna historia grupy artystów, których proza życia w zalanym wodą wielkim mieście zmusza do otworzenia knajpy z ramenem we własnym mieszkaniu. Dom Mody Limanka, który przez cały poprzedni rok zajmował się otwieraniem kolejnych wystaw we własnych sypialniach, z pewnością gładko wejdzie w tę rolę.
„Peer-to-peer. Praktyki kolektywnew nowej sztuce”
BNNT / Foundland Collective / GCC / Calla Henkel & Max Pitegoff / Laboria Cuboniks / LaBeouf, Rönkkö & Turner / NON Worldwide / Pakui Hardware / Part-time Suite
a także: Dom Mody Limanka / Matosek/Niezgoda / postNoviki
kuratorka: Agnieszka Pindera
Łódź, MS2
8.06–28.10.2018
oprowadzania kuratorskie: 13 września i 4 października