Archiwum
19.01.2011

Jak zmieniłam zdanie na temat Zadie Smith

Anna Wiatr
Literatura

„Jak frustrujące musi być odkrycie, że na imprezę autentyczności spóźniłeś się równo sto lat!”

Czytanie to jedna z najprzyjemniejszych rzeczy, jakie można robić w życiu. Czytanie to jednak również czynność (bezczynność?!) od tego życia oddalająca, co wydaje mi się paradoksalne i pociągające. Szczególnym uwielbieniem (jak przystało na osobę pochłoniętą pasją, tudzież obsesją) darzę książki o czytaniu. Niestety, nie ma zbyt wiele tego typu pozycji wartych uwagi. Powód jest o tyle banalny, co zasadniczy: żeby przekonywująco pisać o książkach, trzeba też pisać o tym, jak się te książki przeżywa. Przeżywanie książek – jakie to nieprofesjonalne.
I

Nie zachwyciłam się „Białymi zębami” Zadie Smith. Nie pamiętam nawet, czy przeczytałam je do końca. W głowie utkwiło mi tylko jedno skojarzenie, związane z tą powieścią: autorka bardzo dobrze ją napisała. Czytając ją, miałam wrażenie, że Smith najpierw przeczytała podręcznik „Jak napisać powieść” albo „Jak napisać powieść oraz zdobyć uznanie czytelników i krytyków”, a później – krok po kroku, strona po stronie – cierpliwie wprowadzała wszystkie narracyjne chwyty, których się nauczyła. Świetnie napisana powieść i żadnych emocji z nią związanych z mojej strony – jakie to smutne! Od jej kolejnej powieści, „O pięknie”, trzymałam się w związku z tym z daleka. Nie chciałam fundować sobie poczucia głębokiego rozczarowania po raz drugi. Gdy przechodziłam w empiku obok jej kolejnej książki, nie mogłam się (jednak) powstrzymać przed wzięciem jej do rąk. Zaważył tytuł „Jak zmieniałam zdanie. Eseje okolicznościowe”, choć okładka także mnie zaintrygowała. Przeczytałam 3 pierwsze zdania (jeśli wierzycie w „test pierwszego zdania” czy „test pierwszego akapitu”, wiecie, mniej więcej, o co mi chodzi). Otóż ten pierwszy fragment brzmi następująco: „Ta książka powstała bez mojej wiedzy. To znaczy nie wiedziałam, że ją napisałam, dopóki ktoś mi tego nie uświadomił. Najpierw myślałam, że piszę powieść”.

II

Zachwyciłam się esejami Zadie Smith. Posłuchajcie, o czym autorka pisze dalej (a to wciąż pierwsza strona!): „muszę przyznać, że niespójność ideologiczna jest dla mnie praktycznie dogmatem. Podobnie jak ostrożne, optymistyczne credo, które najtrafniej ujął w słowa Saul Below: «Możliwe, że istnieją też prawdy po stronie życia»”. Możliwe też, że najbardziej urzekająca jest część pierwsza książki, czyli „Czytanie”, składająca się z  6 esejów: o związkach łączących Zadie Smith z powieścią „Ich oczy przyglądały się Bogu” Zory Hurston; o E. M. Forsterze jako menedżerze średniego szczebla, o tym, że doświadczenie – w tym doświadczenie miłości – jest nieocenionym narzędziem poznania w kontekście „Miasteczka Middlemarch” George Eliot; o tym, że i Barthes, i Nabokov jednak mylili się co do charakteru relacji pomiędzy pisarzem a czytelnikiem; o Franzu Kafce, jakiego nie znaliśmy. Tę część kończy esej „Dwie drogi dla powieści”, w którym autorka pisze: „te dwie powieści [„Netherland” Josepha O’Neilla i „Remainder” Toma McCarthy’ego – AW] wydają się bardzo od siebie odległe, ich autorzy są dziwnie podobni. Podobny wiek, podobna klasa społeczna, jeden ukończył Oksford, drugi Cambridge; obaj są częścią głównego nurtu wydawniczego, łączy ich zamiłowanie do krykieta i typowo brytyjski lęk klasowo-rasowy, którego naleciałości widać w ich książkach. Freudysta ze skłonnością do flashbacków mógłby nakreślić obraz dwóch zdolnych młodych mężczyzn tuż po ukończeniu studiów, którzy aż się palą, aby napisać Powieść Przyszłości, lecz – ku swojemu wielkiemu rozczarowaniu – odkrywają, że pałeczka autentyczności (która jest, rzecz jasna, całkowicie wymyślona) została przeniesiona dalej. Kobietom, ludziom innych ras, o innej tożsamości seksualnej, ludziom z nękanych wojnami zakątków świata… „Jak frustrujące musi być odkrycie, że na imprezę autentyczności spóźniłeś się równo sto lat!” Teraz nie mam już wyjścia i muszę powiedzieć to jasno i wyraźnie: Zadie Smith jako ciemnoskóra, pochodząca z klas niższych kobieta widzi i pisze inaczej, i właśnie to inaczej  w połączeniu z niezwykłą erudycją i ironią tak mnie zachwyciło. Inaczej polega na tym, że w jej tekstach płeć, rasa i klasa nie są przezroczyste, a skoro nie są, wpływają na to, jak i o czym piszą pisarze i pisarki, co lekko i błyskotliwie analizuje Zadie Smith, pomimo tego, że temat jest dość ciężki.  Nieprzypadkowo, oczywiście, autorka jest też w swoich esejach tak emocjonalna. Jeśli chcielibyście dodać, że to typowo kobieca emocjonalność i kobiecy styl pisania, ugryźcie się lepiej w język.

III

To, że część „Czytanie” uważam za najlepszą, nie oznacza, że innych części czytać nie warto. Książka „O tym jak zmieniałam zdanie…” jest książką o przeżywaniu świata. Na świat Zadie Smith składają się również podróże, oglądanie filmów, zakorzenienie w swojej rodzinie i pochodzeniu oraz – co nie mniej ważne, a może nawet ważniejsze – wykorzenienie z nich, wygłaszanie odczytów na uniwersytetach i w bibliotekach. Z jednego z takich odczytów powstał tekst „Mówienie językami” z części „Bycie”, który przykuł moją uwagę w podobnym stopniu co eseje o czytaniu. Myślę, że gdyby ten tekst przeczytał nieprześcigniony w odsłanianiu iluzoryczności naszych habitusów Pierre Bourdieu, słynny francuski socjolog, którego biografia, podobnie jak biografia Zadie Smith, składa się między innymi z „bezwstydnego awansu społecznego”, byłby pod ogromnym wrażeniem socjologicznej przenikliwości eseistki. Poza przenikliwością, związaną zapewne z przejściem z robotniczego Willesden do  eleganckiego Cambridge, Smith charakteryzuje się także inną, rzadko występującą cechą: potrafi mówić językami, a przynajmniej stara się zachować tę umiejętność. Okazuje się, że przejście z jednego świata społecznego do świata drugiego, zupełnie innego, nie musi oznaczać poczucia ciągłego nieprzystosowania, jak chcieliby to widzieć co bardziej pesymistyczni socjolodzy, a przynajmniej – nie musi oznaczać tylko tego. Zadie Smith pisze: „Człowiek urodzony pomiędzy sprzecznymi poglądami, pomiędzy kulturami, pomiędzy głosami, chcąc nie chcąc, będzie wyczulony na skrajną przypadkowość kultury”. I dzięki temu będzie nieco bardziej świadomy tego, w jaki sposób działają charakterystyczne i nieprzypadkowe dla danej kultury procesy wykluczania i włączania. Niebezpieczeństwo, wbrew socjologicznym analizom, nie polega na tym, że autorka się „nie zasymiluje” ze swoją nową grupą odniesienia, ale że się z nią „zasymiluje” za bardzo i straci jeden ze swoich języków angielskich (a może się to zdarzyć nie tylko szybko, ale i niepostrzeżenie).

Pozornie nieprofesjonalny sposób czytania Zadie Smith przyniósł bardzo profesjonalny rezultat w postaci kilkunastu intrygujących esejów. Czytanie jest po to, żeby myśleć i żeby czuć, przekonuje autorka. Zmienianie zdania – w trakcie czytania, ale i bycia, patrzenia, czucia oraz pamiętania – w jej wykonaniu staje się pobudzającą intelektualnie (i emocjonalnie!) przygodą. Przeżywanie książek to wręcz konieczność, powie po lekturze tej książki każda szanująca się krytyczka i każdy szanujący się krytyk.

Zadie Smith, „Jak zmieniałam zdanie. Eseje okolicznościowe”
Wydawnictwo Znak
Kraków 2010

Zobacz książkę na stronie Księgarni internetowej ARESNAŁ.



„Jak frustrujące musi być odkrycie, że na imprezę autentyczności spóźniłeś się równo sto lat!”