Archiwum
17.05.2011

Jak wygląda dziecko Rosemary

Jacek Zwierzyński
Literatura

W marcu tego roku nakładem Wydawnictwa Szkolnego PWN ukazała się pierwsza obszerna publikacja poświęcona twórczości Polek na przestrzeni dziejów, zatytułowana „Artystki polskie”. Powstała jako praca zbiorowa najwybitniejszych badaczek polskiej sztuki pod redakcją Agaty Jakubowskiej, która jest również autorką części zawartych w niej tekstów.

Książka składa się z 6 esejów historycznych, zarysowujących sytuację kobiet zajmujących się sztuką w kontekście przemian społecznych i politycznych, od Anny Jagiellonki po Virgins Deluxe Edition, oraz 26 biogramów poświęconych poszczególnym artystkom. W tej części również zastosowano porządek chronologiczny, tyle że przedstawiono sylwetki artystek tworzących od końca XIX wieku, od kiedy właściwie można mówić o profesjonalizacji sztuki kobiet i powiązaniu jej ze strukturami nauczania akademickiego. Rozpoczyna ją tekst o żyjącej w latach 1857–1893 Annie Bilińskiej-Bohdanowicz, a zamyka – o urodzonej w 1976 roku Paulinie Ołowskiej.

Jak pisze we „Wstępie” Agata Jakubowska, jeżeli miałaby wskazać na postać patronującą temu wydawnictwu, paradoksalnie byłaby nią Linda Nochlin, która swoim esejem „Dlaczego nie było wielkich artystek” z 1971 roku zapoczątkowała rozwój feministycznej historii sztuki. Redaktorka określa ten wybór jako paradoksalny, choć być może jest to paradoks tylko pozorny. Nochlin co prawda stwierdziła, że nie było żeńskich odpowiedników Michała Anioła czy Rembrandta, tak jak nie było „wspaniałych litewskich pianistów jazzowych czy tenisistów Eskimosów”, ale jednocześnie wyznaczyła kierunek badań nad sztuką kobiet, obejmujących społeczne uwarunkowania tej twórczości oraz refleksję nad mechanizmami historii sztuki jako dziedziny akademickiej. Jej postulaty wpisują się w rozpoczęty po II wojnie światowej proces demokratyzacji wiedzy o przeszłości, związany z narastającą nieufnością wobec mającej swe źródła w myśli oświeceniowej koncepcji nauki jako uniwersalnej i obiektywnej. To właśnie nauka nadawała od XVIII wieku sens i pozór sprawiedliwości polityce kolonialnej, niewolnictwu, wykluczeniu kobiet ze sfery publicznej, rasizmowi i tak dalej. Dopiero wstrząs, jaki spowodowała zagłada Żydów oraz zrzucenie bomb atomowych na Japonię, wywołał zwątpienie w dobro postępu technicznego i neutralność nauki, bo czym innym niż nauką była nazistowska eugenika. Historia akademicka jako szczególnie istotna dla legitymizacji stosunków władzy i tworzenia więzi społecznych również spotkała się z krytyką. Słuszną krytyką, ponieważ nie była, a często dalej nie jest, niczym więcej niż opisem walk między spersonifikowanymi jednostkami państwowymi, toczonych w interesie białego mężczyzny i przez niego stworzonym. Nochlin odnosi te zastrzeżenia również do historii sztuki, widząc w niej strukturę zorganizowaną z pozycji owego białego mężczyzny wychowanego w kulturze zachodniej, do czego można dodać: heteroseksualnego. Postuluje tym samym odrzucenie pozornej neutralności języka i mechanizmów kierujących naszą dziedziną, co nie tylko może wzbogacić jej materiał, ale też wykazać ograniczenia jej struktury.

Może się wydawać, że tylko częściowo zastrzeżenia te dotyczą historii sztuki, ponieważ jej przedmiotem nie tylko jest opis dziejów, ale przede wszystkim same dzieła. Znaczący jest jednak przypadek Anny Rajeckiej, żyjącej w latach 1772–1832 pierwszej polskiej profesjonalnej artystki, jednocześnie pierwszej polskiej malarki, która wystawiła swoje prace na Salonie w 1791 roku. Przed nią, bo w 1767 roku, dokonała tego wybitna portrecistka o polskich korzeniach, Anna Lisiewska-Therbusch. I mimo tego, co mogłaby sugerować forma gramatyczna ostatnich zdań w kontekście wiedzy ogólnej, nie poprzedził ich w tym żaden Polak. Rajecka była popularna zarówno na dworze w Warszawie, jak i Paryżu, zapamiętała ją również historia sztuki. Edward Rastawiecki poświęcił jej dwustronicowe hasło w swoim „Słowniku malarzów…” z lat 1850–1857, jednak, co ciekawe, nie wymienił w treści jej imienia, a biogram zatytułował „Rajecka, zamężna Gault de Saint-Germain”. Podaje natomiast obydwa imiona męża przed owym 4-członowym nazwiskiem. Obecnie Rajecka wydaje się zupełnie zapomniana, jej prace zostały skatalogowane, ale nie poświęcono jej żadnej obszerniejszej publikacji, ja też nigdy o niej wcześniej nie słyszałem. Trudno nie zgodzić się z Agnieszką Morawińską, twierdzącą że artystka byłaby bardziej doceniana ze względu na swoją twórczość i zagraniczny sukces, gdyby po prostu była mężczyzną.

Zapomniane artystki miała przywrócić historii sztuki zorganizowana w 1991 roku w Muzeum Narodowym w Warszawie właśnie przez Agnieszkę Morawińską wystawa „Artystki polskie”. Była to pionierska w naszym kraju prezentacja ponad 200 prac „kobiet różnego stanu, które w różnych czasach i z różnym skutkiem parały się sztuką” (z tekstu katalogu). Koncepcja doboru prezentowanych dzieł wzbudziła wiele kontrowersji, kuratorka spotkała się z licznymi problemami ze strony władz i instytucji, i jak stwierdza, ekspozycja doszła do skutku chyba tylko dlatego, że chciało ją pokazać również National Museum of Women in Arts w Waszyngtonie. Ówczesna minister kultury Izabella Cywińska zapytała Morawińską, czy następną wystawą będzie wystawa łysych. Dzisiaj, 20 lat później, nawiązująca do tego wydarzenia zarówno koncepcją, jak i tytułem publikacja również może spotkać się z krytyką.

Pewne otrzeźwienie niesie ze sobą lektura tekstów Zbigniewa Warpechowskiego, szczególnie tomu „Wolność” z 2009 roku. Historia sztuki, wcześniej nastawiona na merytoryczną wiedzę, w XX wieku znalazła się w polu rażenia lewackich sił, manipulujących faktami i ukrywających niewygodne treści. I niestety, „doszliśmy do tego, że historie sztuki są już podporządkowane ideologii, a w związku z tym można już sobie wyobrazić, że wykreśli się z niej sztukę chrześcijańską, opartą na motywach religijnych, żeby nie drażnić «mniejszości», w tym też mniejszości seksualnych”. Wyobraźmy sobie, że geje wyłączają z obszaru zainteresowań nauki Kaplicę Sykstyńską albo, co gorsza, każą nam patrzeć (każemy wam patrzeć) li tylko na te nagie męskie ciała na sklepieniu, zapominając o tych wszystkich mszach, które się odbyły w tych murach, o całej sferze Ducha, a w tych ciałach szukając świadectw rzekomych skłonności homoseksualnych samego Michała Anioła. Jak w takim razie może wyglądać historia sztuki poddana pod rygor feminizmu? A to feminizm jest jednak podstawową formą najgroźniejszej siły kierującej ruchem artystycznym, czyli szowinizmu grupowego, i razem z innymi wolnościowymi hasłami, jak aborcja, eutanazja, ekologia, tolerancja, „antysemityzm” oraz oczywiście mniejszości seksualne, wypacza prawdę i dobro. Nie wiemy niestety, co, według Warpechowskiego, feministki uczyniłyby ze sztuką, ale za to mamy wymowny przykład z literatury. Kinga Dunin i jej podobne sprawią, że „w liczbie wykluczonych znajdzie się zapewne i Norwid jako człowiek głębokiej wiary i patriota”.

Co by nie myśleć o zaprezentowanych powyżej poglądach, pochodzą z książki opublikowanej 2 lata temu przez instytucję publiczną, której autor jest wybitnym artystą, taką polską Mariną Abramović. Trzeba jednak pamiętać, że dla Warpechowskiego feminizm jest jak dziecko Rosemary, nie dość, że pochodzi od diabła, to jeszcze nie wiadomo, jak wygląda. Przełomowość „Artystek polskich” wynika nie tylko z tego, że to pierwsza tak obszerna publikacja poświęcona twórczości Polek, skierowana do szerokiego kręgu odbiorców. Być może istotniejsze jest to, że to pierwsze tego typu opracowanie, wydane przez instytucję tej rangi, której autorki jasno określając swoją postawę jako feministyczną, przekazują bogaty materiał merytoryczny, którego wartości nie sposób podważyć. W ten sposób feminizm z potwora bez twarzy staje się podstawą metodologiczną i narzędziem służącym wzbogaceniu historii sztuki, a jednocześnie ujawnieniu i podważeniu mechanizmów, które nią sterują jako dziedziną akademicką. Jak konkluduje Agata Jakubowska, publikacja jest relacją z jednego z etapów badań nad sztuką kobiet w Polsce, wciąż niedostatecznych. Jednak dzięki tym badaniom oraz przemianom w samej sztuce tytuł eseju Lindy Nochlin „Dlaczego nie było wielkich artystek” po latach wydaje się częściowo nieaktualny.

red. Agata Jakubowska, „Artystki polskie”
Wydawnictwo Szkolne PWN, Warszawa 2011
fot. Natalia LL, „Sztuka konsumpcyjna”, 1972 (fragment)



W marcu tego roku nakładem Wydawnictwa Szkolnego PWN ukazała się pierwsza obszerna publikacja poświęcona twórczości Polek na przestrzeni dziejów, zatytułowana „Artystki polskie”. Powstała jako praca zbiorowa najwybitniejszych badaczek polskiej sztuki pod redakcją Agaty Jakubowskiej, która jest również autorką części zawartych w niej tekstów.