Archiwum
02.11.2011

Jak krew zamienia się w złoto

Marek Wasilewski Istvan Kantor
Sztuka

Z Istvanem Kantorem, węgierskim artystą, kontrowersyjnym i nagradzanym performerem, rozmawia Marek Wasilewski.

W jaki sposób konstruujesz swoje wystąpienia?
Ubiegłej nocy zdarzył się interesujący moment, ponieważ wprowadziłem do performansu kilka nowych elementów, których nigdy dotąd nie wykonywałem. Zazwyczaj pracuję w ten sposób, że akumuluję pomysły. Mam całą listę rzeczy, które robiłem, i dokonuję selekcji. To nie znaczy, że się powtarzam. Jestem przywiązany do tego, że rozpoczynam mój performans zawsze o godzinie szóstej. To oznacza, że znajdujemy się zawsze w rzeczywistości wertykalnej. W tej rzeczywistości nie ma linearnego następstwa wypadków – przeszłość, teraźniejszość i przyszłość dzieją się w tym samym momencie – nie są od siebie oddzielone. To jest prawdziwe znaczenie stwierdzenia, że zawsze jest godzina szósta. Nie chodzi o godzinę, ale o to, że wszystko dzieje się w tym samym momencie.

A my zawsze żyjemy w teraźniejszości.
Tak, w teraźniejszości, ale także w przyszłości i przeszłości. Film ma swój początek i koniec, ale jeśli wytnę z niego pojedyncze klatki i rzucę je w jednej chwili w górę, to zobaczę cały film od początku do końca. Za każdym razem, gdy tak zrobię, zobaczę inny film, ponieważ klatki spadać będą w innym porządku.

Czy posługujesz się zawsze scenariuszem, zawsze wiesz, co będziesz robił, czy też dostosowujesz swoje działania na przykład do zachowań publiczności?
Mam pewien pomysł na to, co będę robił, ale w trakcie występu często zmieniam zdanie. To zależy od charakteru miejsca, od tego jak ludzie reagują.

Śpiewasz, pokazujesz filmy, tworzysz dźwięki. Te ostatnie w trakcie performansu wracają jak echo.
To także jest rodzaj akumulacji idei. Tworzę dźwięki, potem dodaję do nich coś nowego.

Myślę, że wielu ludzi może odbierać Twoje występy jako szokujące.
Tak [śmiech]. Mają być szokujące. Moje wczesne akcje były oparte przede wszystkim na idei szoku. Jeśli mówimy o krwi albo przytłaczającym dźwięku…

…albo ostrych scenach seksu, które pojawiają się w wideo…
Odnoszą się one do świata dzisiejszej technologii, ponieważ żyjemy w „społeczeństwie orgazmicznym”. Sceny kopulacji, które pokazuję, odnoszą się tak naprawdę bardziej do komunikacji, wymiany idei niż tylko i wyłącznie seksu.

Podczas tego performansu na ekranie mogliśmy także oglądać film nakręcony w berlińskim Hamburger Banhoff, gdzie zostałeś aresztowany. Co się tam wydarzyło? Na scenie w tym czasie pisałeś: „Muzeum równa się więzienie”.
Tak. Wiele razy miałem kłopoty w muzeach. Wielokrotnie aresztowano mnie za dokonywanie interwencji w muzeach. Zazwyczaj zostawiam na ścianie literę „X”, napisaną moją krwią. Spryskiwanie krwią ścian muzeów jest dla mnie bardzo ważne. W tym przypadku, to był rok 2004, wybrałem rzeźbę przedstawiającą Michaela Jacksona…

…autorstwa Jeffa Koonsa.
Tak naprawdę to była kopia rzeźby Koonsa wykonana przez Paula Mc Carthy’ego. Ta wystawa była szczególnie interesująca, był to pokaz Friedrich Christian Flick Collection. To największa kolekcja sztuki współczesnej na świecie, obarczona nieetycznym pochodzeniem majątku, za który została zakupiona.

Twoja interwencja skupiła się właśnie na tym etycznym aspekcie.
Moja praca często koncentruje się na pytaniu, jak krew zamienia się w złoto. Tak dzieje się cały czas. Christian Flick był przemysłowcem, który zbił fortunę na pracy żydowskich więźniów. Spadkobiercy tej fortuny zamienili te pieniądze na złoto, czyli sztukę, i złożyli w darze dla Niemiec! [śmiech]

Bardzo ciekawy był moment, kiedy po wyniesieniu Cię z Sali przez strażników, turyści potraktowali Twój znak na ścianie tak samo, jak inne eksponaty. To wyglądało tak jak gdyby muzeum wchłonęło Twój sprzeciw.
W tym momencie byłem już aresztowany, ale towarzyszyła mi duża ekipa, która dokumentowała wszystko, co się dzieje.

Ironicznym aspektem tego aresztowania było także to, że wynoszono Cię obok leżących na podłodze dzieł Josepha Beuysa.
Tak, za pierwszym razem aresztowano mnie w tym muzeum podczas wystawy Beuysa pod tytułem „We are the Revolution”. Jestem więc dobrze znany w Hamburger Banhoff, aresztowano mnie tam już dwa razy, ale planuję zrealizowanie trylogii, muszę więc tam jeszcze wrócić.

Często używasz rewolucyjnych rekwizytów, takich jak czerwona flaga, wspominasz także o rewolucji węgierskiej.
Szczególnie ubiegłej nocy, bo była to rocznica wybuchu rewolucji węgierskiej.

Miksujesz estetykę komunizmu z estetyką turbokapitalizmu.
[śmiech] Turbokapitalizm! Urodziłem się w czasach komunistycznych w Budapeszcie. Byłem częścią młodego pokolenia wychowywanego w atmosferze prania mózgu. Mieliśmy być komunistycznymi robotami, które wykonają wszystko, czego się od nich oczekuje. To były czasy mego dojrzewania, więc wszystkie te komunistyczne ikony i idee pozostają ze mną cały czas. Nie mogę o nich zapomnieć i testuję ich działanie w konfrontacji z turbokapitalizmem.

Czy pamiętasz powstanie w 1956 roku?
O tak, miałem wtedy 6 lat. Pamiętam, jak siedziałem z rodzicami w bunkrze i w pewnym momencie wybiegłem na ulicę z moim drewnianym karabinem, który zrobił dla mnie dziadek. Stojąc za drzewem, zacząłem celować do rosyjskiego czołgu. Maszyna się zatrzymała, wyskoczył z niej czołgista i podszedł do mnie, ale ja uciekłem z powrotem do rodziców.

Jak odnosisz się do tego, co obecnie się dzieje na Węgrzech?
Nie podoba mi się ten prawicowy rząd, który pcha Węgry w stronę staromodnego nacjonalizmu. Dzisiaj żyjemy w świecie multikulturalnym, a oni chcą kraju, który należałby tylko do Węgrów

Opowiedz mi o piosenkach, które śpiewasz. Twój performans zamienia się chwilami w coś w rodzaju kabaretu, w którym mógłby występować na przykład Tom Waits.
To wynika z mojego niezdecydowania, bo tak samo lubię śpiewać piosenki jak hałasować. Kiedy byłem młody, zaczynałem od śpiewania i pisania piosenek. Grałem na gitarze i śpiewałem jak Bob Dylan. Pisanie i śpiewanie są dla mnie bardzo ważne, mimo że wydają się oddzielone od tego, co robicie, bo są bardziej tradycyjne. Śpiewając piosenkę, możesz w ciągu 5 minut bardzo dużo powiedzieć.

Na koniec muszę zapytać o Twoje zęby. Co kryje się za srebrnym uśmiechem?
To chrom kobaltowy, najmocniejszy materiał znany dzisiejszej technologii, używany w medycynie do produkcji nowoczesnych protez. Zdecydowałem się na takie zęby, bo chciałem bardziej zwrócić uwagę na mój aspekt technologiczny. Musiałem wymienić zęby, ponieważ wiele z nich straciłem w bójkach. Zdecydowałem, że nie chcę uśmiechu hollywoodzkiego, więc mam uśmiech robota.

Rozmowa została przeprowadzona 4 października 2011 roku w Poznaniu podczas pierwszego festiwalu performansu i eksperymentu dźwiękowego DRAGON ODBITY.

alt