W opublikowanej ostatnio na stronie „Wysokich Obcasów” rozmowie Margaret Atwood stwierdza, że koniec świata ograniczy się do wyginięcia tylko i wyłącznie ludzkiego gatunku. Sama natura ma podobno przetrwać. Nieustannie obserwujemy proces dążenia ku zagładzie, a ujawnia się on w delikatnych znakach od przyrody:
Zauważył pan, że trawa nie pachnie już tak jak kiedyś? Że z roku na rok natura wysyła nam coraz mniej intensywne zapachy? Nie pamiętamy już, jak kwiaty pachniały dziesięć lat temu, prawda? […] Świat traci zapachy i kolory. Wszystko szarzeje.
I chociaż jej wersja wydarzeń o toczącej się katastrofie jest bardzo przekonująca, to w naszych wyobrażeniach oczekujemy spektakularnej apokalipsy.
W kontekście wystawy Zuzanny Szarek i Hanny Śliwińskiej „Innego końca świata nie będzie” należy jednak wyjść z założenia, że diabeł tkwi w najdrobniejszych szczegółach. Na podstawie codziennych mniej i bardziej wnikliwych obserwacji artystkom udało się stworzyć spójny pod względem estetycznym obraz dekadentyzmu szarej codzienności. Prace pokazano w białych przestrzeniach Gdańskiej Galerii Fotografii, a tytuł nawiązuje do ostatnich wersów ,,Piosenki o końcu świata” Czesława Miłosza. Treść wiersza z kanonu lektur licealnych wskazuje na komunikatywność przekazu wystawy, która przypomina, że znajdujemy się w epicentrum przemian prowadzących do zagłady. Nie muszą być one spektakularne czy widoczne na pierwszy rzut oka. Fotografie wpisują się doskonale w klimat tej koncepcji, są po prostu jednostajne i zwyczajne. Co więcej, zlewają się w jedną szarą materię. Nie znając twórczości artystek, niemożliwym jest odróżnienie autorstwa poszczególnych prac bez wcześniejszego przeczytania podpisów.
Wszystkie zdjęcia, które pojawiły się na wystawie, pozostawiono bez tytułu. Ekspozycja jest dzięki temu spójną całością mimo faktu, że składają się na nią dwa punkty widzenia. Najistotniejszym kryterium oddziałującym na umiejscowienie prac jest kwestia estetyczna. Na białych ścianach przeplatają się zarówno naturalne, jak i sztucznie powstałe krajobrazy, które wyraźnie dominują nad człowiekiem. Ludzka postać jest głównym tematem jedynie kilku fotografii. Zupełnie niepasującym i równocześnie wyróżniającym się elementem wystawy są trzy prace Hanny Śliwińskiej znajdujące się w drugiej sali galerii. Ukazują one siedzące na fotelu postaci, które umiejscowiono wewnątrz białego pomieszczenia. Brak korespondencji z pozostałymi zdjęciami nie jest jednak uzasadniony ani w tekście wprowadzającym, ani w rozwiązaniach ekspozycyjnych. Te ostatnie są bardzo tradycyjne. Praktycznie wszystkie oprawione prace wiszą w jednej linii. Tylko w osobnym pomieszczeniu obok wejścia do galerii zdecydowano się na odstępstwa od tej zasady, co spowodowane jest układem pomieszczenia (galeria znajduje się na poddaszu Muzeum Narodowego w Gdańsku, pojawiają się więc charakterystyczne skosy).
Artystki w swojej koncepcji zrezygnowały z analiz naukowego podejścia do zaproponowanego tematu. Nie snują też profetycznych wizji o tym, jak koniec świata mógłby wyglądać. Nie wybiegając w przyszłość, skupiają się na konkretnych miejscach, które odwiedziły. Tak jak w wierszu Miłosza, poszczególne wersy opisują codzienne sceny rodzajowe, tak skomponowane kadry stanowią zapis jednej chwili. Wydaje się, że mogłaby ona trwać w nieskończoność. Medium fotografii pozwala uchwycić proces kończenia się świata i dzięki temu spojrzeć na szczegóły. To one wskazują przecież na katastrofę, jak twierdzi Atwood. Oto patrzymy na zdjęcia opuszczonych kurortów, zamkniętych i otwartych bram, hałd gnijących liści czy opustoszałych plaż. Wszystko po to, aby zostać wprowadzonym w stan melancholii, w której nie można trwać za długo. Taki sposób myślenia o końcu istnienia przytłacza swoją statycznością.
Artystki nie polemizują z wizją Miłosza. Ich fotografie starannie kontynuują jego koncepcję wyliczanki. Poza oczywistym spostrzeżeniem zamieszczonym w tytule wystawy niewiele dowiadujemy się, co tak naprawdę wskazuje na koniec świata – być może każdy nawet najmniejszy drobiazg. Domyślam się, że pojedyncze kadry mogą obrazować to, o czym mówi Atwood:
[Nie będzie końca świata. – PB] Będzie koniec człowieka. Przetrwają natura i wszystkie sztuczne formy życia, które stworzyliśmy i jeszcze zdążymy stworzyć. Sami natomiast się wykończymy. A wszystko dlatego, że myślimy i patrzymy bardzo krótkowzrocznie. Wyzbyliśmy się cech, które kazałyby nam brać odpowiedzialność za kolejne pokolenia, za warunki ich życia. Jesteśmy zaprogramowani na przetrwanie, ale próbujemy to robić w sposób bezmyślny”.
Fotografia Zuzanny Szarek, która poniekąd wieńczy wystawę, przedstawia plażę oraz pustą wieżę ratownika. Opis znajdujący się na baszcie oznajmia, że nie ma na miejscu osoby, która z gotowością ocali tonącego z opresji. Poza nami samymi żaden inny gatunek nie uratuje nas przed zagładą.
Zuzanna Szarek, Hanna Śliwińska, „Innego końca świata nie będzie”
Gdańska Galeria Fotografii (Zielona Brama)
24.03 – 17.06.2017