Archiwum
27.02.2013

„Na Nagiej Wyspie nawet sen mógł być niebezpieczny. Pewnego razu Włoch Emilio dostał karę bojkotu, bo majaczył we śnie – wspomniał czyjeś imię. Zapisał je dyżurny aktywista i zaczęło się przesłuchanie”. Powyższe słowa nie są fragmentem powieści grozy. Naga Wyspa istniała naprawdę i opowiada o niej świeżo wydana monografia Božidara Jezernika.

Tych, którzy sięgną po nią z powodu poprzednich książek tego autora wydanych po polsku („Dzika Europa. Bałkany w oczach zachodnich podróżników” oraz „Kawa”), może spotkać niemiłe zaskoczenie. Nie dlatego, że nowa praca słoweńskiego antropologa jest słabsza, wprost przeciwnie, nie ustępuje wymienionym pozycjom wnikliwością i obfitością materiału. Po prostu tematyka „Nagiej Wyspy” sprawia, że jej lektura jest nieprzyjemnym doświadczeniem. Książka rekonstruuje dzieje obozów pracy w Jugosławii po II wojnie światowej. Praca Jezernika nie tylko pozwala uzupełnić wiedzę na temat historii państwa rządzonego przez marszałka Titę, ale rozwiewa złudzenia wszystkich, którzy wciąż wierzą, że czarne stronice historii Europy w XX wieku kończą się na dziejach Trzeciej Rzeszy i Związku Radzieckiego. Narracja w książce świadomie prowadzona jest w taki sposób, by wpisać relacjonowane wydarzenia w szeroki kontekst. Sugerują to już zresztą same losy więźniów:

„Wśród internowanych byli nieszczęśnicy, którzy podczas wojny przeszli przez obozy koncentracyjne w nazistowskich Niemczech lub faszystowskich Włoszech. Opowiadali o podobnych doświadczeniach z tamtych obozów, które jednak różniło od tych z Nagiej Wyspy coś bardzo istotnego. Tam między katami i ofiarami przebiegała wyraźna granica, tam więźniowie mogli być współtowarzyszami w cierpieniu, mogli się nawzajem wspierać w trudnych chwilach. Presja, której ich poddawano na Nagiej Wyspie, była mieszanką «przejętej od nazistów metodyczności, wzbogaconej azjatyckim cwaniactwem i bałkańskim prymitywizmem»”.

Po rozłamie 1949 roku między Jugosławią a ZSRR, w Titowskich obozach zamknięto głównie rzeczywistych lub rzekomych zwolenników Stalina i Kominformu. Mechanizm obozowego przymusu nakierowany był na to, by „renegaci” wrócili „na słuszną drogę Partii do Tity”. Stąd też iście Orwellowskie sceny antyłagrowej propagandy i dyskusji. Jeden z więźniów obozu miał powiedzieć: „Jeśli chodzi o męczenników w radzieckich łagrach, są to przeważnie niewinni ludzie […] A wiemy, w jakich warunkach ludzie tam żyją: ciężka praca, kiepskie jedzenie… My tutaj pracujemy i każdy z nas ma świadomość, że jest zdrajcą. Nasza Partia nie niszczy ludzi, dała nam szansę, byśmy pojęli głębię i ohydę bagna, w którym ugrzęźliśmy”.

Słowa o historii „spuszczonej z łańcucha” zyskują w świetle książki Jezernika nowy wymiar. Słoweński antropolog nie napisał jednak emocjonalnego oskarżenia, a chłodną analizę. Wplecione w tekst wspomnienia więźniów zawierają wstrząsające świadectwa (trudno wybrać pojedynczy cytat, gdyż na każdej stronie znajdują się fragmenty, które mogą wywołać dreszcze), jednak wszystko podporządkowane jest odautorskiej narracji naukowca-antropologa. Jezernik nie tylko pokazuje wzmiankowane analogie i powiązania między jugosłowiańskimi „łagrami” a systemem pracy przymusowej w hitlerowskich Niemczech oraz ZSRR, ale stara się scharakteryzować uwarunkowania obozowych praktyk („Reedukacja internowanych zaczynała się już z chwilą ich przybycia do obozu. Najpierw przechodzili przez rites de passage, czyli cykl upokorzeń. Ta ceremonia degradacji była jakby wstępem do podejmowanych w obozie prób uzyskania całkowitego nadzoru nad więźniami…”), a także ich etnograficzny kontekst (np. pokazując, jak niektóre formy obozowych tortur zakorzenione były w dawnych tradycjach). Dzięki temu „Naga Wyspa” to nie tylko relacja o tym, że „ludzie ludziom zgotowali ten los”, ale stanowi ona też precyzyjny opis obozu jako maszyny do łamania człowieka. Jezernik opisuje wyżywienie w obozie, wykonywane prace przymusowe, propagandowe wykłady i dyskusje, a nawet życie seksualne uwięzionych, pokazując, jak wszystkie te aspekty życia na Nagiej Wyspie niszczyły ludzką osobowość. Ponieważ obóz nie miał na celu uśmiercenia internowanych, lecz ich „reedukację”, można było z niego wyjść. Jednak droga do wolności wymagała nie tylko wyrzeczenia się samego siebie, ale też stania się jednym z katów. Miarą postępów na drodze „reedukacji” była gotowość do znęcania się nad opornymi więźniami i donoszenia na współtowarzyszy. Winston z „1984” na Nagiej Wyspie musiałby uczynić jeszcze więcej, niż powiedzieć „zróbcie to Julii”, musiałby sam ją torturować. Uderzające jest również, ze w stworzonym systemie nawet śledczy nie był bezpieczny: „łatwo bowiem mógł się narazić na «insynuację», że jest «mięczakiem» albo nawet «zakamuflowanym kominformowcem»”.
W kilku miejscach Jezernik wyraźnie sugeruje, że choć istnienie Nagiej Wyspy starano się utrzymać w tajemnicy, to jej cień unosił się nad jugosłowiańskim społeczeństwem, cytuje też historyków, którzy uważali, że nie była ona błędem, ale testowym modelem „socjalizmu samorządowego”. A przecież w Polsce często postrzegano komunistyczną Jugosławię jako kraj stosunkowo swobodny…

 

Božidar Jezernik, „Naga Wyspa. Gułag Tity”
przekład: Joanna Pomorska i Joanna Sławińska
Wydawnictwo Czarne
Wołowiec 2013

alt