Pierwsza, najbardziej zasadnicza sprawa, to kwestia fabuły. W „Polinie” francuski autor opowiada historię obyczajową o pasji i dojrzewaniu – nie zanadto skomplikowaną, jeśli chodzi o układ zdarzeń, niezbyt atrakcyjną także pod względem budowania dramaturgii i ukazywania temperatury emocji. Rzeczywistość jest tu zwykła. Główna bohaterka to tytułowa Polina, młoda rosyjska tancerka, najpierw ukazana jako uczennica renomowanych szkół baletowych, potem zaś gwiazda zagranicznych scen w Berlinie i Paryżu. Rozwój jej talentu toczy się jedną drogą, biegnącą w górę i wciąż wyżej, uczucia zaś, które towarzyszą dziewczynie – najczęściej nieoczywiste i jak to zwykle bywa, komplikujące życie – zostają nie w pełni wypowiedziane i ukryte przez autora pod warstwą powierzchniową narracji. Trudno uwierzyć, że pomiędzy nią a dawnym, srogim nauczycielem Bożyńskim, charyzmatycznym i dostojnym jak Dostojewski, nie było nigdy żadnej iskry – zbyt często ich losy się przeplatały, a taniec przecież jest z natury zdradziecki. Vivès dostarcza jedynie poszlak – jakiś drobny gest, dwuznaczne słowo o żalu, mimochodem po latach wtrącona uwaga Bożyńskiego, że Polina to najpiękniejsza studentka. Ona też nie traci zainteresowania losami pedagoga, ale nic nie wskazuje na oczywistą więź erotyczną, nie ma tym bardziej mowy o pedofilii. A jednak podczas czytania, ma się wrażenie, że bohaterowie coś ukryli.
Vivès jest mistrzem niedopowiedzeń, co udowodnił w innym swoim komiksie, niewydanym w Polsce „Le goût du chlore” (Smak chloru). Jego bohater to chłopak codziennie przychodzący na basen, gdzie poznaje dziewczynę. Podczas tych spotkań narasta między nimi napięcie, a w kulminacyjnej scenie, która dzieje się pod wodą, ona coś próbuje mu powiedzieć. Nie wiadomo co, gdyż chłopak nie może tego usłyszeć – wszystko zostaje ukryte w trzykadrowej sekwencji ruchu warg. Następnego dnia dziewczyna nie przychodzi na basen i znika z życia bohatera. W „Polinie” sugestie Vivès’a pojawiają się jeszcze częściej. Autor opuszcza coś w narracji, ale zarazem daje do zrozumienia, że w historii odgrywa to znaczącą rolę.
Elipsa drugiego typu jest związana z ukazaniem świata przedstawionego i przejawia się w wielu elementach graficznej opowieści. Przede wszystkim dotyczy stylu rysunkowego. Vivès jest bardzo oszczędny, jeśli chodzi o kreskę i barwy – w jego komiksie są tylko czerń, biel i dominująca w wielu kadrach szarość. To, że potrafi operować pełnią kolorów, udowodnił w świetnej, wydanej również w Polsce serii „Za imperium”, problematyzującej kwestie podbojów militarnych Cesarstwa Rzymskiego oraz stosunku żołnierzy do zajmowanych terenów. W „Polinie” autor kreśli plansze ascetycznie, często rezygnuje z tła, zaś sylwetki i twarze postaci mistrzowsko oddaje za pomocą niekiedy kilku kresek i plam. Efekt jest taki, że na wielu kadrach obserwujemy bohaterów rozmawiających, tańczących lub robiących inne rzeczy w nieokreślonej przestrzeni, jakby zawieszonych w próżni, otoczonych jednolitą szarością. Innym razem tło jest tylko niedbale nakreślone. Zdarzają się jednak także plansze pełne detali. Vivès selektywnie portretuje świat przedstawiony, jednak w żadnym momencie nie pozostawia wrażenia, że on znika. Narracja jest na tyle sugestywa – a graficzna elipsa zastosowana tak umiejętnie – że czytelnik nie ma problemów, by sobie dopowiedzieć to, czego brakuje. Niby nic niezwykłego, w ten sposób działa narracja komiksowa, ale naprawdę niewielu autorów potrafi osiągnąć tak wiele przy użyciu prostych metod. Vivès perfekcyjnie wykorzystuje brak jako środek artystyczny – niczym ciszę w muzyce – aby podkreślić nastrój i dać do myślenia.
Autor „Poliny” nie dookreśla również miejsc akcji, co współgra ze sposobem narracji. Ten brak informacji można potraktować jako kolejną elipsę, znacznie wpływającą na ukształtowanie i odbiór dzieła. Większa część akcji toczy się w onirycznej mgle i nawet nie zauważamy, że Polina zmienia miejsca swojej edukacji, a także towarzystwo. Niekiedy tracimy nawet rachubę czasu. Ma na to wpływ także swobodne – znowu bardzo eliptyczne – przenoszenie narracji z miejsca w miejsce. Vivès swoje skoki wykonuje płynnie, nawet gdy odnosi się wrażenie, że urywa lub pomija jakiś wątek – jak kwestię niejasnej więzi Poliny z Bożyńskim – to nie ma się poczucia, że coś się w ten sposób traci..
Czym bez eliptycznej narracji byłaby „Polina”? Najpewniej przeciętną opowieścią o życiu, może też o miłości, może o wielkiej karierze. Niewykluczone, że raziłaby dosłownością, pewnie w paru miejscach zirytowałaby próbą wyciśnięcia łez na siłę. Melodramat i opowieść o życiu to znakomity materiał na banalną gadaninę. Mam wrażenie, że Vivès, wielki talent francuskiej sceny komiksowej, doskonale o tym wiedział i – co ważniejsze – miał pomysł nie tylko na wyjście obronną ręką z trudnej sytuacji, ale jeszcze na stworzenie wybitnej opowieści.
Bastien Vivès, „Polina”
przeł. Wojciech Birek
Timof Comics
Warszawa 2015.