Nie jest to typowy leksykon, encyklopedia czy słownik zebranych terminów, dzieł i kompozytorów. Raczej zbiór kilku szkiców na temat nurtów i twórców mających największy wpływ na stworzenie odrębności, więc również tożsamości narodowej, bo muzyka – tak samo jak film czy literatura – podkreśla specyfikę danego kraju i buduje jego kulturę.
W Wielkiej Brytanii, w przeciwieństwie do kontynentu europejskiego, inaczej rozumie się znaczenia słowa „naród” – pisze Dorota Kozińska, jedna z autorek publikacji „Nowa muzyka brytyjska” – wspólną cechą nie jest język, ale ogół obywateli odpowiedzialnych w równym stopniu za swoje kulturalne i narodowe dziedzictwo. To klucz do zrozumienia specyfiki współczesnej muzyki angielskiej, świetnie, choć skrótowo, opisanej w tomie rozpoczynającym nową serię wydawniczą Ha!artu pod redakcją Daniela Cichego.
W „Nowej muzyce brytyjskiej” wyróżnić należy trzy główne rozdziały: „Historia” (traktowany raczej jako wstęp do dokładniejszej analizy), „Zjawiska” (podkreślających odrębność tamtejszej sceny) oraz „Osobowości”, ponieważ to indywidualni twórcy zmieniali muzykę i wpływali na jej charakter. W każdej z tych części znajdują się teksty angielskich, jak i polskich krytyków oraz muzykologów.
To, co powtarza się w tych tekstach najczęściej, to podkreślenie, że dopiero XX wiek ukształtował odrębność muzyki brytyjskiej. Jeszcze pod koniec XIX stulecia sprowadzano na Wyspy kompozytorów z Niemiec i Francji, a i w kolejnych dziesięcioleciach widać było duży wpływ chociażby Szostakowicza, Strawińskiego czy Stockhausena. Dodatkowo sami Anglicy wyjeżdżali uczyć się czy później wykładać nawet do Stanów Zjednoczonych. Z jednej strony, utrudniało to budowanie wspomnianej tożsamości, z drugiej – czerpanie z różnych kultur i rodząca się awangarda ostatecznie ukształtowała odrębność brytyjskiej sceny. Wystarczyło tylko do wielu zapożyczeń z importowanej do Angli muzyki dorzucić wykształconą już, z dużo mniejszym wpływem czynników zewnętrznych, specyfikę Wysp (anglikanizm, skłonność do minimalizmu, porzucenie tradycji na rzecz awangardy). Co ciekawe, o ile trzeba było czekać na to ponad pół wieku w muzyce klasycznej, to rodzący się pop wyodrębnił się, z miejsca stawiając czoła innym światowym scenom i momentami wysuwając się na prowadzenie w dyktowaniu mód.
Pisze o tym Jacek Skolimowski w tekście „Brytyjska tożsamość w muzyce popularnej”. Wyróżnia on trzy okresy, gdy muzyka rozkrywkowa z Wysp skupiała na sobie oczy (czy w tym przypadku uszy) całego świata. To era The Beatles, punk (Sex Pistols, The Clash) i britpopu (Blur, Oasis). Ciekawe, że tożsamość ta rzadko kiedy była była związana z tradycją. Raczej z obalaniem symboli (wyśmiewanie hymnu przez Sex Pistols) czy totalnym kosmopolityzmem (Radiohead). Nawet gdy w piosenkach pojawiały się nawiązania do polityki (The Smiths), to dotyczyły one raczej konkretnych wydarzeń z dnia codziennego. Podobnie było z klasyką – odchodzono z czasem od muzyki sakralnej (słynnych angielskich chórów) i mierzono się z awangardą. Odniosło to jednak – jak w przypadku Corneliusa Cardew – skutek odwrotny do sukcesów muzyków z branży rozrywkowej. Jego dzieła pozostawały niezrozumiane, jemu zaś przypięto łatkę „genialnego hochsztaplera”, który mógłby tworzyć ponadczasowe dzieła, ale z niewiadomych przyczyn tego nie robi.
Wydawnictwo Ha!art po raz kolejny (pierwszy raz w czasie festiwalu Era Nowe Horyzonty) doskonale wpisało się w ramy kulturalnej imprezy, publikując książki z nią związane. Trzy pierwsze książki „Linii muzycznej” (poza sceną brytyjską, prezentujące również amerykańską i niemiecką) powstały przy okazji krakowskiego Sacrum Profanum. Mam nadzieję, że jak w przypadku filmowej ENH, również i ta seria będzie kontynuowana. Nie mogę się doczekać kolejnych pozycji. Może nowa muzyka szwedzka?
„Nowa muzyka brytyjska” pod redakcją Agaty Kwiecińskiej,
Wydawnictwo Ha!art,
Kraków 2010.