Dobrym pisarzem nie jest bynajmniej ten, kto wprowadza wszystkich swoich czytelników w zachwyt. O wiele ciekawszym, silniejszym i bardziej charyzmatycznym wydaje się ten, którego czytelnicy nigdy nie pozostają letni – albo go uwielbiają, albo nienawidzą. Takim właśnie literatem jest Jaume Cabré, autor niedawno wydanych „Głosów Pamano”.
Cabré studiował filologię katalońską na Uniwersytecie Barcelońskim. Przez wiele lat próbował swoich sił zarówno w prozie, jak i w scenariuszach filmowych i telewizyjnych. W 1974 roku zadebiutował opowiadaniem „Faules de mal desar”, jednak dopiero po kilku latach odniósł znaczący sukces literacki. W Polsce poznaliśmy Cabrégo dzięki tłumaczce, Annie Sawickiej, w której przekładzie ukazało się najpierw w 2013 roku „Wyznaję”, zaś po ponad roku „Głosy Pamano” (warto zaznaczyć że chronologicznie „Les veus del Pamano” są wcześniejsze o siedem lat od „Jo confesso”). W pisarstwie Cabrégo można wyróżnić dwa podstawowe filary. Pierwszym jest historia: czy to Katalonii, czy też – szerzej – Hiszpanii i Europy. Drugim zaś – temat muzyki, pisania, dzieła i procesu artystycznego per se. Oba szczególnie dobitnie ujawniają się w książkach wydanych nakładem Wydawnictwa Marginesy.
Cabré rozpoczyna zawsze tworzone przez siebie opowieści ostrym jak brzytwa zdaniem, które osadza czytelnika w hiperrealnym „tu i teraz”. Działa to jak zoom, wir, który wciąga czytelnika głębiej i głębiej w kreowany na kilkuset stronach świat. Nic jednak bardziej mylnego niż myślenie, że są to przyjemne opowiastki – bądź pewien, czytelniku, że Cabré będzie cię podburzać, mocować się z tobą tak, by nie było ci zbyt przytulnie, sennie.
Najważniejszym tematem tej książki jest zło – jego źródło, istota, natura i moc. Nieświadome wyrządzanie komuś krzywdy, jak i ból zadawany z pełną premedytacją. W prasie europejskiej „Wyznaję” prawie od razu zostało okrzyknięte „przełomem w literaturze”, książką-symfonią o architekturze na miarę katedry. Powieść ta jest niczym intymny list, spowiedź, która rzuca nas w wir historii – tej prywatnej, lirycznej i tej pisanej dużą literą, która tak mocno naznaczyła życie kolejnych pokoleń Europejczyków. Głównym bohaterem tej powieści jest Adrian Ardévol, syn kupca (a mówiąc dokładnie – właściciela sklepu, muzyk i lingwista, którego dom w pewnym momencie przypomina bardziej dział biblioteczny poświęcony historii i geografii niż tradycyjną willę barcelońską. Na kartach opowieści poznajemy także skomplikowane (również za sprawą wydarzeń historycznych) losy całej rodziny Ardévolów, jak i przyjaciół Adriana (m.in. Bernarta Plensa) i jego ukochanej – Sary Voltes-Epstein. Niezwykle ciekawa konstrukcja fabularna książki zostaje dodatkowo wzmocniona tajemniczym wątkiem zabytkowych skrzypiec. Ryzykownym byłoby jednak zdobycie się w tym miejscu na dokładny opis tej historii – przypominałoby to bowiem zdradzenie komuś, kto nie miał jeszcze w ręce powieści kryminalnej, kim jest poszukiwany w niej morderca.
„Głosy Pamano” – choć pod względem stylu pisarskiego tak podobne do „Wyznaję” – są opowieścią znacznie silniej osadzoną w kontekście historii Hiszpanii. Co tak charakterystyczne dla stylu katalońskiego pisarza, jednocześnie przenikają się tu różne miejsca i czasy akcji. Z jednej strony, poznajemy bezwzględne reguły gry, toczącej się w małej górskiej wiosce kontrolowanej przez falangistów, z drugiej zaś – XXI-wieczne realia kraju, w którym dawna elita zawsze pozostanie elitą, mimo że echa przeszłości zdają się cichnąć z dnia na dzień.
Choć książka ta nie jest kryminałem, to jednak przejęła pewne cechy powieści detektywistycznej (co jest widoczne już w pierwszym rozdziale). Tyle że przed czytelnikiem nie zostanie postawione pytanie o to, kto zabił, lecz kim tak naprawdę był Oriol Fontalles, wiejski nauczyciel, na którego ślad wpada przypadkowo jedna z głównych bohaterek, Tina. Mimo że odpowiedź jest tylko jedna, wachlarz możliwości interpretacyjnych, który odsłania się w tej prozie, brutalnie pokazuje nam, iż wszystko jest zmienne i subiektywne.
Jeśli „Wyznaję” jest esejem na temat zła, to „Głosy Pamano” można by nazwać opowieścią o prawdzie – ukrytej, oświetlanej przez pisarza z wielu różnych perspektyw, nigdy nie jednoznacznej, zależnej od ludzkiej interpretacji, a przede wszystkim od pamięci.
W dyskusji toczącej się wokół Cabrégo często słychać głosy mówiące o jego „arcydzielności”. Znacznie istotniejsze wydaje się jednak pytanie: czym jest dziś dla nas „arcydzieło literackie” i dlaczego tak usilnie próbujemy znajdować następców Goethego, Prousta czy Dostojewskiego, niż podejmowanie arbitralnej decyzji, czy Cabré zasługuje już na spiżowy pomnik XXI-wiecznej literatury europejskiej. Choć zdrowy rozsądek nakazuje nieszafowanie pojęciem „arcydzieła” (mówiąc wprost: zbyt mało czasu upłynęło jeszcze od wydania omawianych tu powieści), trudno nie przyznać racji tym, w opinii których „Wyznaję” i „Głosy Pamano” cechuje odwaga autora w mierzeniu się z tematami niezwykle trudnymi, lecz dzięki temu tak uniwersalnymi i pojemnymi semantycznie.
Kwestią najbardziej kłopotliwą wydaje się jednak sam styl pisarski Cabrégo – nieustannie stosowane przez niego luki i przeskoki w opisie przedstawianej rzeczywistości fabularnej, częste powtórzenia tych samych zdań, fraz, zmiany narracji (przede wszystkim z pierwszoosobowej na trzecioosobową, nierzadko w tym samym zdaniu lub akapicie). Dla jednych właśnie w tym tkwi jego siła i oryginalność. Dla drugich jest to bariera nie do przeskoczenia, która uniemożliwia im oddanie się w pełni lekturze. Jeśli jednak czytelnik znajdzie się w gronie tych, którym nielinearność i przeskoki niczego nie utrudniają, może być pewien kilkunastogodzinnej, porywającej, lekturowej przygody.
Zdarza się, że przeciwnicy Cabrégo porównują jego styl pisarski do Paulo Coelho, Carlosa Ruiza Zafóna czy Dana Browna. W ich opinii to zestawienie miałoby wskazywać na przesadne epatowanie przez pisarza „quasi-elokwencją”, nadmierne rozwijanie wątku miłosnego i budowanie intrygi na banale. W mojej opinii, trudno jednak o gorszą paralelę – ciekawszym tropem wydaje się osadzenie Cabrégo w kontekście współczesnej prozy katalońskiej i hiszpańskiej z jej witalnością, różnorodnością, odwagą mówienia o trudnych tematach tożsamościowych i społecznych. Bliżej byłoby mu zatem do takich literatów (podkreślmy – piszących zarówno w języku katalońskim, jak i kastylijskim), jak: Julia Navarro, Matilde Asensi, María Dueñas Vinues, Juan Gómez-Jurado czy Antonio Muñoz Molina, których łączy fascynacja historią, zaś w znacznej większości – również często wykonywana na co dzień praca dziennikarska.
Warto w tym miejscu zadać pytanie, czy jest to jedynie przypadek, że ich głosy stały się tak donośne w czasach (poprzedzających lub współczesnych) kryzysowi, którego kulminacja przypadła na 2011 roku? Nie chodzi bowiem jedynie o kryzys ekonomiczny, lecz o załamanie się podstawowych struktur społecznych, o widoczną utratę zaufania społecznego, o napięcia związane z obecnością w kraju uchodźców i imigrantów (czyli Innych). Hiszpania nie jest już słoneczną idyllą Południa o silnej pozycji na arenie międzynarodowej. Targają nią niepokoje, wynikające nie tylko z wysokiego bezrobocia i spadku PKB, lecz przede wszystkim te, które zbiorczo moglibyśmy określić jako tożsamościowe. Pisarze ci nie pozwalają się oszukiwać – Hiszpania nie w pełni jeszcze przetrawiła swoją, trudną i bolesną, lekcję Historii (mowa tu przede wszystkim o ruchach faszystowskich i reżimie generała Franco). Choć pisarstwo Cabrégo cechuje wybitna oryginalność stylu i otwarcie na problemy uniwersalne, to trudno jednoznacznie określić je mianem arcydzielności. Nie zmienia to jednak faktu że obecnie jest to jeden z najciekawszych i najoryginalniejszych literatów europejskich ostatnich kilku dekad.
Jaume Cabré
„Wyznaję” (katal. „Jo confesso”), przekł. Anna Sawicka
Wydawnictwo Marginesy
Warszawa 2013
Jaume Cabré
„Głosy Pamano” (katal. „Les veus del Pamano”), przekł. Anna Sawicka
Wydawnictwo Marginesy
Warszawa 2014