Archiwum
05.02.2016

Tylko szczęście…

Marek Wasilewski
Sztuka

Wystawa poświęcona Zuzannie Ginczance w warszawskim Muzeum Literatury wciela w życie koncepcję karkołomną i prawie niemożliwą do realizacji. Jej pomysłodawcy postanowili, że opowiadać ona będzie o życiu poetki przede wszystkim poprzez prace artystów wizualnych, będące nie tyle prostą ilustracją, ile przede wszystkim wchodzące w pole refleksji tożsame z duchem twórczości autorki „O Centaurach”. Już sama konstrukcja wystawy pokazuje ukryty w niej paradoks, jak bowiem pisze zespół kuratorski: „jeżeli chcielibyśmy czytać linearnie wystawę, powinniśmy zwiedzanie rozpocząć od ostatnich obiektów ekspozycji”. Jako widzowie powinniśmy zatem iść „tyłem do przodu”, poruszać się naprzód i wstecz jednocześnie. Ale czy próba czytania historii nie jest właśnie czymś podobnym? Wystawa jest nie tylko próbą przybliżenia postaci poetki, ale także próbą odczytywania jej twórczości i tłumaczenia jej na inne media. To wystawa o wieloznaczności, wielokulturowości, paradoksach odczytywania tożsamości i pamięci.

Historia, zwłaszcza ta związana z pamięcią Zagłady, jest mocno obecna w światowej i polskiej sztuce współczesnej. Ta interpretacja wydaje się tym bardziej interesująca, im bardziej czasowo oddalone pokolenie twórców uczestniczy w czytaniu coraz bardziej niejednoznacznych, podskórnych i zatartych śladów przeszłości. Ten wyraźny powrót do narracji historycznych w sztuce spowodowany był koniecznością poważnych przewartościowań w interpretacji przeszłości, dojściem do równoprawnego głosu świadectw nie tylko historii mówionej, prywatnego indywidualnego spojrzenia na katastrofy, których doświadczyliśmy w XX wieku, ale także swoistej mowy opustoszałych miejsc i pozostawionych na pastwę losu niemych przedmiotów. Częścią tej opowieści jest tragicznie zakończone życie polskiej poetki żydowskiego pochodzenia Zuzanny Ginczanki. Nie ma tu miejsca na szczegółowe opisywanie jej losów, czytelników odesłać można między innymi do papierowych wydań „Czasu Kultury”, w których kilkakrotnie poświęcaliśmy jej wiele miejsca, oraz do pięknie wydanej przez Muzeum Literatury książki, która pojawiła się przy okazji omawianej wystawy.

Prace pokazane na wystawie można podzielić na kilka wyraźnie odznaczających się grup. Są to przede wszystkim dzieła, które nawiązują do pamięci Holocaustu i przywołują mroczny klimat Zagłady. Zaliczyć do nich można na przykład „Pamiątkę” Anny Orlikowskiej – jest to witryna z drewna i szkła, szczelnie wypełniona kawałkami potłuczonego szkła i porcelany oraz sztućcami. To ślad wspomnienia o spokojnym domowym życiu gwałtownie przerwanym przez zniszczenia wojny. W podobnym klimacie utrzymane są ponure i niepokojące prace Angeliki Markul. Nieco bardziej dosłownie do losu poetki odnosi się Krystyna Piotrowska, która na wystawie pokazuje dwa warkocze, każdy o długości 175 cm. Tadeusz Wittlin wspominał o tym, że Ginczanka miała długie warkocze, które opadały jej prawie do kolan. Znana jest także relacja o tym, że podczas aresztowania przesłuchujący wyrywali jej włosy z głowy oraz ciągnęli ją za nie po podłodze. Horror Zagłady ukazuje też kolaż, którego autorką jest Mikil Skugga. Jest to połączenie widoku biało-czarnej brzeziny z kadrem z filmu „Bestia” Waleriana Borowczyka.

Na wystawie znajdziemy też kilka pochodzących z różnych epok portretów poetki, począwszy od jej własnego, bardzo udanego, lapidarnego autoportretu, poprzez rysunek Edwarda Lipińskiego, a skończywszy na wykonanych współcześnie pracach Marty Deskur, Krystyny Piotrowskiej czy Dominika Jałowińskiego, który twarz Ginczanki umieścił na ekranie smartfona. Odrębną kategorię tworzą prace nawiązujące do twórczości poetki lub będące próbą jej interpretacji, odczytania. Na początku wystawy (patrząc od wejścia) uwagę przyciąga niebieski neon Huberta Czerepoka „Tylko szczęście jest prawdziwym życiem”. Cytat ten, będący jednocześnie tytułem całej wystawy, pochodzi z relacji Mieczysława Jastruna, który przytacza słowa ukrywającej się we Lwowie Ginczanki: „Żeby przeżyć, trzeba mieć szczęście. Tylko szczęście jest prawdziwym życiem”. Praca ta, będąc dosłownym cytatem, poprzez swoją dobitną jednoznaczność paradoksalnie przenosi znaczenie tych słów na bardziej uniwersalny poziom. Instalacja „Tornado” Alexa Czetweryńskiego jest z kolei metaforą odczytania przez artystę tekstów poetki jako dynamicznego ruchu wyrywającego się od ziemi ku słońcu. Stąd w piwnicy Muzeum Literatury zobaczyć możemy „wirujące w powietrzu” kartki papieru, które wyglądają dokładnie tak, jakby niesione były przez miniaturową trąbę powietrzną. Interesujące jak zawsze są prace grupy Slavs and Tatars. Wykonana z brązu rzeźba „Szpagat” przywołuje wszystkie kulturowe sprzeczności życia poetki między językami, kulturami, konfliktami i niemożliwymi wyborami. Na wystawie zobaczyć możemy także niewielkie obrazy Ninel Kameraz Kos i Aleksandry Waliszewskiej, które w metaforyczny sposób powiązać można z czytaniem poezji Ginczanki. Jak piszą kuratorzy: „Prezentowana odpowiedniość słowa i obrazu, poezji i sztuki wizualnej, biografii zabitej w Holokauście poetki oraz współczesnych głosów artystek i artystów szuka nie tylko możliwej wspólnoty artystycznych wrażliwości. Jest również propozycją odczytania, w jaki sposób została przyswojona poetycka spuścizna długo niedocenionej autorki”.

Niepewny, marginalny i niejednoznaczny status poezji Ginczanki w polskiej kulturze podobny jest do tak samo niejednoznacznego, podejrzanego statusu sztuk wizualnych w Polsce, które ciągle podejrzewane są o dywersję i niedostateczne utożsamienie się z głównym nurtem. Tym bardziej zrozumiałe wydaje się pokrewieństwo odczytania poezji Zuzanny Ginczanki przez artystki i artystów poruszających się na marginesie i pokazanych w ponurej muzealnej „piwnicy”, tak jakby ciągle musieli się ukrywać przed czujnym okiem wypatrującym „żyda” i obcego.

Zuzanna Ginczanka, „Tylko szczęście jest prawdziwym życiem”
Warszawa, Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza
29.10.2015–29.02.2016
organizatorzy: Muzeum Literatury, Fundacja Polskiej Sztuki Nowoczesnej
mecenas wystawy: Zygmunt Zaleski Stichting

alt