Powiedział Pan: „Homoseksualiści zawsze powinni zajmować się awangardą i nie poddawać się mainstreamowi”. Ale teraz zrobił Pan „Gerontofilię”, która jest komedią romantyczną. Dlaczego?
Moim zdaniem nie jest to wcale typowa komedia romantyczna. „Gerontofilia” w pewnym sensie szydzi z idei gatunku ze względu na obecny w niej zaskakujący związek – bardzo tabuizowany rodzaj relacji. Użyłem niektórych konwencji zakładając, że będzie to ironiczna komedia romantyczna. Poza tym ten film nie jest dla gejowskiego mainstreamu, ale dla mainstreamu jako takiego. Nie mam problemu z tym, że jestem związany z kulturą popularną czy kulturą głównego nurtu. Tak naprawdę chcę, aby moje filmy były oglądane przez jak największą publiczność. Użycie bardziej popularnej formy – takiej jak komedia romantyczna – pozwala zgromadzić większą widownię. Przesłanie „Gerontofilii” jest jednak podobne do moich poprzednich filmów dotyczących outsiderów, którzy są dyskryminowani, odczuwają pożądanie będące przedmiotem tabu i przekraczają granice seksualnych konwencji.
Praca nad tak wyraźnie gatunkową produkcją, jak „Gerontofilia” była trudniejszym zadaniem w porównaniu do Pana poprzednich, bardziej awangardowych filmów?
Było to dla mnie zupełnie nowe doświadczenie. Inaczej przebiegał sam proces realizacji. Dotąd nigdy nie korzystałem ze środków kanadyjskiego rządu na produkcję filmów. Za pośrednictwem SODEC, agencji w Quebecu, nawiązałem kontakty w przemyśle filmowym. „Gerontofilia” była pierwszym filmem, przy którym podczas castingu korzystałem z profesjonalnych agencji. W porównaniu do poprzednich filmów proces realizacji był pod większą kontrolą, nawet scenariusz powstawał pod okiem agencji. Było to dla mnie wyzwanie, bo musiałem się zmierzyć z metodami pracy, do których nie byłem przyzwyczajony – dotąd robiłem niskobudżetowe filmy z nieprofesjonalnymi aktorami i bez pozwoleń czy zbyt dużych przygotowań.
Czy Pańska strategia polega na dopasowaniu odpowiedniego stylu do interesującej Pana tematyki? W przypadku „The Raspberry Reich” styl jest bardzo ekstremalny, a w „Gerontofilii” jest wręcz odwrotnie…
W moich poprzednich dziełach użyłem wielu narzędzi, za pomocą których pozwoliłem widzowi utrzymać dystans czy spowodowałem, że był świadomy tego, iż ogląda film. Korzystałem z „filmu w filmie”, tekstów na obrazie w „The Raspberry Reich”, długich monologów i politycznych dialogów. W „Gerontofilii” starałem się ograniczyć te zabiegi do minimum. W tym przypadku przesłanie związane jest z zachowaniem bohaterów. Starałem się nawet ograniczyć dialogi. Jest jedna scena, gdy Desiree opowiada Lake’owi o znaczeniu tego, co robi. Uważa, że jest on rewolucjonistą, który zwraca się przeciwko naturze i jest w tej walce niezwykle dzielny. Lake rzuca wyzwanie społecznym konwencjom dotyczącym tego, co wzbudza pożądanie i Desiree bardzo go za to podziwia.
Jednak przez większość czasu „Gerontofilia” dotyczy związku pomiędzy starszym panem a chłopcem i tego, jak on przebiega. Chciałem uniknąć sentymentalizmu. Jest to praktycznie parodia komedii romantycznej. Oto starszy pan jest obiektem pożądania, chłopiec czuje zazdrość, a inni mężczyźni bardziej wydają się zainteresowani staruszkiem, niż chłopcem – co jest przeciwieństwem tego, czego można by się spodziewać. Film jest lżejszy i mniej agresywny wobec widowni. Ludzie reagują na niego emocjonalnie. Mimo to uważam, że jego przesłanie jest spójne z moimi poprzednimi filmami i pozostaje dość subwersywne.
Czy trudno było pozyskać fundusze ze względu na Pana poprzednie, pornograficzne produkcje?
Na pewno nie było przez to łatwiej. Musieliśmy przekonywać, że nie robimy filmu porno. Pochodzę z Toronto, anglojęzycznej części Kanady i nie mogłem tam zdobyć funduszy. Pojechaliśmy więc do Quebecu, który jest francuską prowincją kraju i gdzie funkcjonuje oddzielny przemysł filmowy. Właśnie stamtąd pochodziła większość środków z naszego budżetu i dlatego „Gerontofilię” kręciliśmy w Montrealu.
Przy dwóch filmach z większym budżetem „Otto, czyli niech żyją umarlaki” i „Gerontofilii”, współpracował Pan z młodymi, niedoświadczonymi aktorami.
Jey Crisfar z „Otto…” tak naprawdę nawet nie był aktorem, tylko studentem sztuki, którego poznałem przez internet. Gdy zaczęliśmy zdjęcia, miał 18 lat. „Otto…” był dla mnie przedsięwzięciem artystycznym, a Jey bardzo dobrze pasował do jego idei i był taki jak bohater – wrażliwy, gejowski chłopiec. W „Gerontofilii” występuje Pier-Gabriel Lajoie, który jest bardziej profesjonalnym aktorem. Obsadziłem go w filmie, ponieważ bardzo przypominał postać Lake’a – niewinnego, anielskiego chłopca. Pier-Gabriel występował w programie telewizyjnym, więc miał już za sobą debiut przed kamerami, a poza tym studiował aktorstwo. Na casting przyszli bardziej doświadczeni aktorzy, ale do roli Lake’a chciałem kogoś z niewielkim doświadczeniem.
Po seansie pomyślałem, że ten film ma wiele wspólnego z Pana poprzednim dziełem „L.A. Zombie”. W obu podjął Pan niepopularne tematy – w „L.A. Zombie” problem bezdomnych, a w „Gerontofilii” kwestię starszych ludzi umierających w domach starców.
„Gerontofilię” można w pewnym sensie nazwać filmem o zombie, ponieważ na początku akcji starszy pan jest naszpikowany lekami i znajduje się w stanie, który upodabnia go do zombie. Za pomocą miłości i seksu Lake przywraca go do życia – zupełnie tak jak w “L.A. Zombie” żywy trup przywracał do życia umarłych. Ta metafora powraca też w „Otto…”. Jego bohater wydaje się w filmie martwy czy „nieumarły”, ale pod koniec filmu, gdy uprawia seks z żywym chłopakiem, wydaje się wracać do życia. Podoba mi się pomysł używania filmu jako metafory dla różnych związków, które są tabuizowane. W przypadku „Gerontofilii” dotyczy to relacji między generacjami, ale równie dobrze może oznaczać każdy fetysz czy seksualne pożądanie, które dla społeczeństwa są nie do zaakceptowania. Jednak szczerość i miłość między bohaterami przekraczają te ograniczenia.
W „The Rasperry Reich” i „Otto…” pojawiają się postacie silnych kobiet, które także obrazują Pańskie poglądy. Jak jest w przypadku dziewczyny głównego bohatera „Gerontofilii”, Desiree, czy ma ona z nimi coś wspólnego?
Również w moich wczesnych filmach, „No Skin Off My Ass” i „Super 8 ½” występują silne, główne postacie kobiet w rodzaju rewolucyjnych feministek. Wyrażają mój punkt widzenia i są moim głosem. Są zazwyczaj bardziej intelektualnymi postaciami, które wypowiadają przesłanie filmu. Jednak na innym poziomie są wyśmiane, ponieważ są nadmiernymi idealistkami, ekstremalnymi rewolucjonistkami, które niekiedy zaprzeczają sobie, ale za to mają serce na właściwym miejscu. Czasem są może pretensjonalne czy melodramatyczne, ale w zamierzeniu wyrażają intelektualne kwestie filmu. Lubię portretować silne kobiety, ponieważ bardzo rzadko można takie odnaleźć w kinie.
Dlaczego są tak pełne sprzeczności, czy chce Pan wyrazić w ten sposób dystans wobec ich ideałów?
Chodzi tu bardziej o powracające w moich filmach postacie, które nie praktykują tego, co głoszą, osoby represjonowane stające się ciemiężcami czy bohaterów wyznających ekstremalnie rewolucyjne ideały, którym nie są stanie sprostać. Jest to związane częściowo z tym, że gdy studiowałem, obserwowałem wielu ludzi świata nauki. O systemach politycznych nauczali tak, jakby byli marksistami, zwracali się przeciwko patriarchatowi czy rodzinie, ale żyli w małżeństwie, mieli dzieci i prowadzili burżuazyjny styl życia. Straciłem wtedy złudzenia wobec uniwersytetu. Uważam, że trzeba krytykować zarówno lewicę, jak i prawicę. Często osoby o poglądach skrajnie lewicowych, rewolucyjnych stają się terrorystami i przekraczają granice: popełniają czyny, które zaprzeczają ich poglądom. Można iść tak daleko w lewo, że człowiek staje się prawicowy.