„Cross-dressing to sposób na uniknięcie konfrontacji z dwuznacznością transgenderowej reprezentacji. Poprzez swoją konwencjonalność i umowność, staje się on sposobem skanalizowania społeczno-kulturowych obaw i fascynacji odmiennością, odzwierciedlając zarazem erotyczny pociąg oraz obrzydzenie. Mężczyźni w przebraniu kobiecym […] wykraczają poza obowiązujące normy, wyrażając kulturowe obsesje i seksualne tabu. Wywołują śmiech publiczności, odbierani najczęściej jako parodia drugiej płci, a ich ewentualny aspekt homoseksualny zostaje pominięty, bądź stłumiony. Akceptacja transseksualnych figur wynika z silnego przekonania, że płciowe przebranie jest jedynie tymczasową grą, a nie trwałą tożsamością, z jaką ma się do czynienia w przypadku transseksualizmu”.
Małgorzata Radkiewicz
Pierwsza sekwencja w najnowszym filmie François Ozona „Nowa dziewczyna” to tak naprawdę esencja filmu, którego moglibyśmy oczekiwać, siedząc wygodnie w fotelach kinowych. Dwie urocze młode przyjaciółki, które są ze sobą na dobre i na złe – aż do śmierci. Jedna jest platynową, cudowną blondynką. Druga – odrobinę mniej urodziwą (przynajmniej stereotypowo rzecz ujmując) rudowłosą, nieśmiałą trzpiotką. Przyjaciółki wycinają serca na drzewach, zawierają przysięgi krwi i dorastają. Nagle w ich życiu pojawiają się pierwsze nieszczęśliwe miłości, doświadczenia seksualne, odrzucenia i w końcu ten jeden jedyny – oczywiście razy dwa. Laura (Isild Le Besco) i Claire (Anaïs Demoustier) są po prostu nierozłączne, zakochane i zafascynowane sobą. Nie przeszkadza im to mieć mężów, a Laurze rodzi się jeszcze dziecko – córeczka. Niestety po porodzie, w wyniku ciężkiej choroby Laura umiera. Claire zostaje sama z obietnicą opieki nad rodziną swojej ukochanej przyjaciółki. Uroczystą przysięgę objawia światu na pogrzebie Laury. Ta skomplikowana, biograficzna ekspozycja w filmie Ozona trwa około trzech, cztery minuty, dopiero potem zaczyna się film i pojawia się „nowa dziewczyna”.
W przywołanym wyżej fragmencie książki „Oblicza kina queer” Małgorzata Radkiewicz zwraca uwagę, że płciowe przebieranki w kinie stały się czymś „codziennym”, konwencjonalnym i co za tym idzie: rozpoznawalnym – dla odbiorcy niezwykle bezpiecznym. Cross-dressing stał się oswojonym półśrodkiem w tradycyjnym świecie filmowych fantazji, który, z jednej strony, chroni od transgenderowej dwuznaczności, z drugiej – nie odrzuca jej zupełnie, tylko bazuje na motywie gry z gender. W „Nowej dziewczynie” Claire, zdruzgotana śmiercią przyjaciółki, nie może sobie poradzić ze swoim własnym życiem. Jej mąż jest opiekuńczy, ale do końca nigdy nie rozumiał tej kobiecej relacji. Porzucona przez ukochaną Laurę kobieta postanawia się zająć równie porzuconą rodziną – zgodnie z odwiecznym przyrzeczeniem. Kiedy niezapowiedziana staje w progu domu, widzi Davida w przebraniu kobiety – dokładniej swojej żony, który karmi córeczkę. Jest mamą i tatą jednocześnie. Claire jest zdruzgotana, ale po chwili uspokaja się, bo widok istoty podobnej do Laury przynosi jej ulgę. Od tego momentu strzeże sekretu i jednocześnie pomaga Davidowi, czyli Virginii spełniać jej marzenia.
Cross-dressing Davida w „Nowej dziewczynie” nie przypomina kamuflażu płci, który znamy chociażby z „Czy Lucyna to dziewczyna” (reż. Juliusz Garden), „Judel gra na skrzypcach” (reż. Jan Nowina-Przybylski, Józef Green), „Pół żartem, pół serio” (reż. Billy Wilder) czy „Tootsie” (reż. Sydney Pollack). W przemianie męża Laury, w którego postać wciela się na dokładkę amant współczesnego, francuskiego kina Romain Duris, nie chodzi o sprawy zawodowe, ekonomiczne; nie ma mowy o ukrywaniu swojej tożsamości ze względów bezpieczeństwa. David zawsze lubił się przebierać, a tak naprawdę zawsze czuł się kobietą. Laura to akceptowała, a teraz musi to zaakceptować Claire. W jego przemianie nie chodzi tylko o chwilową zabawę z kostiumem. Wręcz przeciwnie. Demaskacja następuje – weryfikacja i comming out tym bardziej, ale finał to bynajmniej nie heteroseksualne love story, w którym dominują dwie esencje kobiecości i męskości – i nic poza tym.
W „Nowej dziewczynie” tożsamość Davida/Virginii jest płynna, zmienna, nieregularna, ale wynika to również z braku akceptacji innych i poziomu relacji międzyludzkich. Jego „przekroczenie” i ujawnienie siebie w kategorii transgender działa na zasadzie domino. Genderową elastyczność najpełniej oddają zatem postacie Virginii i Claire razem. Ślicznotki-przyjaciółki, powiernice, które oczywiście należą do sztywnych struktur francuskiej bogatej klasy średniej, ale są w stanie podać w wątpliwość zasady płciowej przebieranki w heteroseksualnym świecie. Wolność w autokreacji własnej seksualności obu „ślicznotek” – nowych przyjaciółek nie zawsze kończy się szczęśliwie, bo nikt nie mówi, że to droga usłana różami, ale koniec końców Davida „ożywia” imię Virginia. David nie chce być mężczyzną, ale może nim być. Chce być kobietą, ale nie każdy go tak postrzega, choć od pewnego momentu to przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. Ślicznotki odbijają się w swoich wyobrażeniach i w oczach swoich bliskich i to jest najważniejsze.
„Nowa dziewczyna” Ozona to oczywiście w żadnym razie film przełomowy, jeśli chodzi o obrazowanie motywów transgenderowych i queerowych w kinie. Ale w filmografii Ozona, szczególnie po „Młodej i pięknej” to coś wyjątkowego. Daleko mu do większości filmów Pedra Almodovara. Lata świetlne dzielą „Nową dziewczynę” od „Różowych Flamingów” (reż. John Waters). Chyba najciekawiej byłoby potraktować historię Virginii i Claire jako francuski prequel „Ślicznotek” (reż. Beeban Kidron) – filmu, który powstał ponad dwadzieścia lat temu i o którym już nikt nie pamięta. Żeby zrozumieć, co wydarzyło się z Claire i Virginią po ostatniej scenie filmu Ozona, warto zobaczyć, gdzie dojechał cadillac Vidy, Noxeemy i Chi-Chi i jak skończyła się ich podróż do słonecznego LA. Tylko w takiej konfiguracji ten duet będzie miał sens.
„Nowa dziewczyna”
reż. François Ozon
premiera: 3.07.2015