Z Inną Szewczenko, aktywistką i jedną z organizatorek ruchu Femen, rozmawia Piotr Andrusieczko.
Jeśli się cofnąć w czasie, to jak wyglądały początki waszej działalności, co was połączyło?
[śmiech] Niekiedy siadam tu, w Kupidonie (tutaj jest ściana z naszymi zdjęciami), i kiedy przypominam sobie, jak to się odbywało, od czego się wszystko zaczynało… Na początku po prostu byłyśmy kompanią dziewcząt, przyjaciółkami, przyjaciółkami przyjaciółek, przychodziły też siostry. Kompania twórczych, energicznych dziewcząt z własnymi przemyśleniami, które już coś wiedziały o aktywności obywatelskiej. W Kijowie połączyłyśmy nasze siły, będąc zwyczajnymi studentkami z różnych regionów Ukrainy. Zaczęło się od chodzenia w różowym kolorze z plakatami, rozdawałyśmy ludziom kwiaty i cukierki, żeby poprawić ich nastrój. Można powiedzieć, że była to nieświadoma aktywność. Chciałyśmy coś robić, pokazać, że kobiety mogą również coś zaproponować. Wtedy jeszcze nie wiedziałyśmy dokładnie, co, jak i do kogo adresować. Po jakimś czasie wyodrębnił się kolektyw, który był gotowy tracić na taką działalność czas i formułować idee, cele i metody, czerpiąc z tego zadowolenie. Zdecydowałyśmy, że to ma być organizacja, ruch. Kolejno wypracowywałyśmy te elementy, które dzisiaj są znakami rozpoznawczymi naszej działalności. Niekiedy odbywało się to spontanicznie, na przykład wianek. Obecnie na każdą akcję zakładamy wianek i to już jest symbol Femenu. Ale zaczęło się od tego, że jedna dziewczyna sama przyniosła wianek na akcję. Patrzyłyśmy na nią i myślałyśmy: głupia jakaś. Jednak z czasem pomysł ten nam się spodobał. [Przerywa nam chłopak – przyjaciel Femenu. „Idi Witja, ja rozgovorivaju. – Ty to wszystko bierzesz na poważnie? Opowiedz, jak sobie sama postrzygłaś włosy. – I zielonką oblałam” – śmiech]. Z czasem narodziła się strategia topless, strategia akcji dywersyjnych z udziałem trzech aktywistek zamiast masówek. Może to być akcja nawet z udziałem jednej rozbierającej się aktywistki, która podnosi jakiś temat. Wszytko to było wypracowane w wyniku ewolucji. Myślę, że dalej będą rodzić się nowe pomysły na naszą działalność, a ta będzie coraz doskonalsza.
Porozmawiajmy o ideach feministycznych, które wami kierują.
Żyjemy w kraju, gdzie feminizm w ogóle nie istnieje. Jeśli nazywasz siebie feministką, to w powszechnym odbiorze jest to synonimem „jesteś głupia, jesteś idiotką”. Kobiety na Ukrainie są niewyemancypowane. Ludzie uważają feminizm za coś wulgarnego, prostego i głupiego. Dla nas ważne jest pokazanie, że kobiety w tym kraju są, myślą, że to nie tylko niewolnice w kuchni przy garnku z barszczem. Kiedy nas pytają, czy jesteśmy feministkami, to odpowiadamy: tak, ale jesteśmy nowymi feministkami. My mówimy te same rzeczy, które mówiły i o które walczyły feministki 100 lat temu i 40 lat temu, kiedy feminizm rozkwitał w Europie Zachodniej. Mówimy stare rzeczy, walczymy o to samo, ale nowymi metodami. I dlatego, kiedy pytają, co chciałybyśmy zrobić, odpowiadamy, że chciałybyśmy być usłyszane, chciałybyśmy, by kobiety uczestniczyły w polityce. My walczymy o klasyczne feministyczne idee, ale znalazłyśmy dla nich nową formę, która jest interesująca, przyciąga zainteresowanie mediów. Dlatego że klasyczny feminizm był zbyt akademicki i on już dawno umarł. Funkcjonuje tylko w książkach, na konferencjach, a same treści nie wychodzą poza ściany prowadzonych spotkań. I to jest główny problem. A my znalazłyśmy rozwiązanie, proponując inną metodę. „Ubrałyśmy to po innemu”, a ściślej: rozebrałyśmy się.
A nie jest tak, że ludzi bardziej interesuje sama forma waszych akcji, a nie treści, które chcecie przekazać?
Wielu mówi: mężczyźni patrzą przede wszystkim na wasze ciało, piersi, a nie zwracają uwagi na to, co propagujecie. A ja mówię: to bardzo dobrze, że mężczyźni patrzą nie na gwiazdy porno w czasopismach, ale na aktywistki ruchu obywatelskiego, na feministki. I dla nich one stają się pewnym symbolem seksualnego zadowolenia czy czegoś innego. I to bardzo dobrze. To również jedna z idei, jeden z celów. Uczynić popularne kobiety – aktywistki, feministki, a nie gwiazdy porno, które nic nie robią. I kiedy nam zarzucają, że protestujemy przeciw prostytucji i seks-turystyce, rozbierając się, odpowiadamy: Tak, my je pokazujemy jako chorobę społeczną, którą należy leczyć. My wychodzimy na ulice i pokazujemy, jakie jesteśmy – jesteśmy nagie, jesteśmy biedne, ale chcemy nosić kwiaty. Zrozumcie – my krzyczymy, bo nie możemy siedzieć i się przyglądać, jak nas wywożą za granicę dla seksualnego wykorzystania, jak w domu znęcają się nad nami mężczyźni. Jak w pracy i na uniwersytetach molestuje się nas seksualnie i nie daje szansy realizować siebie jako profesjonalistę. Nie są prawdziwe zarzuty, że forma naszej działalności nie współgra z celami. Na początku była idea. A kiedy szukałyśmy sposobu jej poszerzania, znalazłyśmy skuteczną formę. I przecież wy teraz przyjeżdżacie nie do gołych dziewczyn, ale do gołych feministek. Czyli nasza metoda działa.
Oprócz akcji o charakterze feministycznym wiele ma charakter ściśle polityczny…
Tak, i nie tylko, przeprowadzamy także akcje dotyczące ekonomii, kultury. Staramy się podnosić różne problemy. Tak jak mówiłam, nasza strategia to pokazać kobiece stanowisko w różnych kwestiach. Wykrzyczeć to tysiąc razy. To błysk kobiecej myśli, wybuch aktywizmu na całym świecie. Dlatego zabieramy głos we wszystkich gorących tematach, które niepokoją całe społeczeństwo. Jeśli ograniczymy się wyłącznie do kobiecych tematów, to przepraszam, ale sprowadzimy dyskusję do problemu podpasek i miesiączki.
A jeśli jeszcze spojrzeć w przyszłość, to czy nie myślałyście o założeniu partii politycznej, o sformalizowaniu waszej działalności?
Tak jak na samym początku nie wiedziałyśmy, kim będziemy, tak i dzisiaj nie wiemy, kim będziemy za pięć lat. Na pewno zachowamy prowokacyjną formę, która tak dziwi większość naszego społeczeństwa. Formę, której nie oczekuje się w naszym tradycyjnym społeczeństwie od kobiety. Naszym celem jest budowa międzynarodowego ruchu Femen, który będzie sposobem życia dla kobiet. Żeby każdego dnia budziły się z myślą: jestem aktywna, mam prawo do tego i tamtego. Żeby kobiety były wyemancypowane, żeby wiedziały, kim są i ile są warte. Oczywiście będziemy działać politycznie, nie wiemy tylko, czy w ukraińskim parlamencie, czy może w Parlamencie Europejskim [śmiech]. Dzisiaj zbudowanie kobiecej partii na Ukrainie jest niemożliwe. Polityka u nas to po prostu pieniądze, to korupcja. Ministerstwo Sprawiedliwości odmówiło nam rejestracji kobiecego ruchu Femen. Ministerstwo oceniło nasz cel – czyli zjednoczenie kobiet w celu ochrony ich praw – jako przejaw ekstremizmu.
Całość rozmowy ukaże się w „Czasie Kultury” 3/2012: „Podróże z sensem” (w przygotowaniu).