Archiwum
11.04.2012

Eva & Adele wobec wieczności

Agnieszka Kwiecień
Sztuka

Pierwsze spotkanie Evy i Adeli wydarzyło się w 1989 roku. Dwa lata później zapadła decyzja o nadaniu łączącej je relacji specyficznej formy – totalnego dzieła sztuki, które zasadniczo polegać ma na byciu, życiu i spotykaniu innych. Od tego momentu cały świat zaczyna pełnić rolę sceny, na której odbywa się misterium ich sztuki. Nawet Bóg ma w nim swoje miejsce i cel – uświęca ich działania i nadaje im znaczące treści, bo jeżeli boskie przykazania traktujemy jak znaki na drodze do lepszego uniwersum, to Eva & Adele są zwiastunami tamtego świata i pomagają wypełniać właściwie dekalog. Wystarczy popatrzeć na fotografie przedstawiające te uśmiechnięte postaci ze skrzydłami na plecach, gdy stąpają po ziemi lub lewitują w powietrzu. Są współczesnymi aniołami, może nawet lekko kiczowatymi lub kampowymi, jak to z aniołkami bywa. Uśmiechnięte, piękne i delikatne, idealne w swej strukturze człowieka pozbawionego normatywnej tożsamości. W oczach Boga bowiem jesteśmy piękni i dobrzy, i równi sobie, jeżeli tylko nasze dusze są czyste, a serca szlachetne i miłujące różnorodność.

Eva & Adele postanowiły zespolić swoje życia i działalności artystyczne: na płaszczyźnie społecznej wzięły homoseksualny ślub, na terenie sztuki stworzyły żyjące dzieło, prawnie usankcjonowały swoją działalność, zakładając spółkę. Projekt Eva & Adele polega na połączeniu życia i sztuki oraz wprowadzeniu w tak zespoloną przestrzeń dwóch istot ludzkich, które budują jedność swoimi dopełniającymi się osobnościami, zarazem odróżniają się od siebie i upodabniają do siebie nawzajem. Pobrzmiewa tu echo Platońskiej, doskonałej, kolistej formy ludzkiej istoty. Eva & Adele zapowiadają idealną konstrukcję człowieka. Nie mamy bowiem w ich przypadku do czynienia z mężczyzną i kobietą, ale aktualnie z dwiema osobami, które nie naśladują żadnych konwencji czy norm społecznych i kulturowych. Eva była kiedyś mężczyzną, ale prawnie została uznana za kobietę. Trudno o definiujące i strukturyzujące sądy, gdy patrzymy na ich sylwetki, albowiem Eva & Adele są queer, igrają z granicami, bawią się niejednoznacznościami, wprowadzają boską jedność i płynność. Są, co same podkreślają, jednym artystą w dwóch ciałach.

Najważniejszym elementem sztuki tych „aniołów” jest pokazywanie się w przestrzeni publicznej. Zjawiają się na wernisażach, targach sztuki, najważniejszych międzynarodowych wydarzeniach artystycznych, w Kassel, w Wenecji, na ulicach Berlina. Spacerują, uśmiechają się, rozmawiają z ludźmi. Dają się fotografować spotkanym ludziom i proszą o przesłanie odbitek. Nie towarzyszy im profesjonalny fotograf.

16 lutego 2012 roku można było spotkać się z nimi w Krakowie, podczas wernisażu ich wystawy w MOCAK-u, zatytułowanej „Artysta = dzieło sztuki”. Podobno przed każdym wystąpieniem poświęcają 3 godziny na przygotowania, między innymi stroju i makijażu. W muzeum zaprezentowano notatki, które pomagają im w dobraniu odpowiednich ubrań i akcesoriów. Eva & Adele mają ogolone głowy, co nadaje ich wizerunkom androgynicznego charakteru i przywołuje egipskie malowidła. Mają czerwone usta i paznokcie, co znów jest właściwością stereotypowo przynależną kobiecości. Istotnym rysem ich obrazu są stroje: specjalnie dla nich projektowane. Bardzo często identyczne, czasem podobne lub w jakiś sposób komplementarne względem siebie. Są dziwaczne, niepodobne do ubiorów produkowanych w XXI wieku. Zwracają na siebie uwagę, odróżniają od otoczenia. Powstałe pod wpływem inspiracji pop artem, kampem, modą lat 80. Przypominają mi stroje dla lalek Barbie – niby wzorowane na modzie dla ludzi, naśladujące ją, ale jednak sztuczne. Nie tyle są ubraniami, co kostiumami, starannie przemyślanymi przebraniami, bardzo często w różowym kolorze. Nadają ich posiadaczkom szczególne sensy (kształt ubrania jest efektem procesów władzy, która określa dopuszczalne formy, sterując zachowaniami i rolami społecznymi), a jednocześnie służą zabawie – podobnie jak w przypadku Barbie.

Aniołki-laleczki pełnią w tej naszej codzienności wyjątkowe role. To, że nas rozbawiają i wprowadzają w dobry humor samym swoim ukazaniem się, to nie wszystko. Kreacja Eva & Adele przepracowuje pojęcia autentyczności i sztuczności, odnosząc je do ludzkiej tożsamości. Artystki wykorzystują przygotowaną wcześniej w określonym celu maskę, która pełni rolę obrazu ich ciał. Czy znany nam obraz jest jednym z możliwych obrazów ich ciał czy też jedynym? Czy istnieje jakaś przestrzeń, w której już nie są swoim obrazem? Krytycy i kuratorzy ich wystaw podkreślają, że spektakl trwa non stop. Nic nie dzieje się poza sceną znanego nam świata. Obraz Eva & Adele rozpowszechniony jest za pomocą fotografii – performatywna cecha ich twórczości polega między innymi na ciągłym pozowaniu do zdjęć, bardzo często z przypadkowo spotkanymi ludźmi. Prawie cała wystawa w MOCAK-u składa się z prac fotograficznych: reprodukcji małych zdjęć portretowych wykonanych polaroidem, dużych wydruków dokumentujących pojawienia się Eva & Adele w różnych strojach w odmiennym otoczeniu i towarzystwie innych ludzi. Ten zbiór fotografii jest dokumentacją bycia w świecie. Dodatkowo zdjęcia są obrazami ich ciał, w których przeglądają się niczym w swoim różowym lustrze. Przenoszą zarejestrowane obrazy w przyszłość – tam, skąd pochodzą, bo mówią: „Przybywamy z przyszłości”. Manifestują polityczne znaczenie otwartości granic. Jeżeli ich życia, a więc ich sztuka, osiągną swój kres, to pozostanie świadectwo. Z drugiej strony, ponieważ fotografia przywołuje śmierć (a fotografie wykonane polaroidem są wyjątkowo nietrwałe), to ich dzieło zachęca w ramach swojego politycznego aspektu do wcielenia w życie przykazania otwartości i w ramach naszej codzienności. Fotografia materializuje za pomocą światła idee wieczno-tymczasowego trwania ich życia-sztuki. Hans Belting pisze o związkach fotografii i wieczności: „Epoka nowoczesna od samego początku chciała wywikłać się śmierci, czającej się pod tą maską życia, a jednak nie udało jej się uwolnić od tego indeksu śmierci”.

Dobrze, że w Krakowie postanowiono zaprezentować projekt Eva & Adele. Niestety wystawa bez bytności bohaterek jest niekompletna i naznaczona nieobecnością. W ich działaniach najważniejsze są bowiem one same i spotkanie z nimi. Zdecydowanie natomiast należy docenić polityczne, społeczne i kulturowe znaczenie prezentacji takiej postawy w Polsce, gdzie ludzie wciąż jeszcze zbyt mocno przywiązani są do kategorii zasiedziałych norm. Jacek Kochanowski w katalogu wystawy (warto zaznaczyć, że polityczny aspekt projektu jest w nim silnie podkreślony) przypomina, że jedynym skutecznym sposobem oporu wobec władzy normy jest powtarzalna stylizacja nienormatywna. Widzowi pozostaje przyjrzeć się ich skrzydlatym, barwnym, uśmiechniętym figurom, które symbolizują wolność, i wcielić we własne życie idee dążenia do indywidualnego ideału, do nieskrępowanej konwenansami i normami, twórczej eksploracji potencjału własnej tożsamości i osobowości. Warto pamiętać, że obraz lalki Barbie nie jest godny naśladowania jak żaden inny wypracowany przez struktury władzy oraz że sami wytwarzamy obrazy naszych ciał… więc bawmy się i z indywidualnymi obrazami ciał i tożsamości wkraczajmy do królestwa wiecznej, boskiej jedności, różnorodności i płynności.

EVA & ADELE, „Artysta = dzieło sztuki”
Kraków, MOCAK
kuratorzy: Delfina Piekarska, Maria Anna Potocka
17.02. – 29.04.2012

fot. EVA & ADELE, CUM POLAROID 127, Brandenburg 1993, VG Bild-Kunst Bonn 2012, fragment


Pierwsze spotkanie Evy i Adeli wydarzyło się w 1989 roku. Dwa lata później zapadła decyzja o nadaniu łączącej je relacji specyficznej formy – totalnego dzieła sztuki, które zasadniczo polegać ma na byciu, życiu i spotykaniu innych.