„Malowany ptak” Jerzego Kosińskiego wciąż Polaków boli i dzieli, wciąż inicjuje i zaognia konflikty. Domniemana autobiografia pisarza – obrazująca doświadczenia chłopca zmagającego się z wojną i Holokaustem, a przede wszystkim z ludźmi, ich uprzedzeniami i namiętnościami – burzy utarte schematy, odsłania to, czego widzieć nie chcemy, co wolimy wyprzeć. I choć autor ani razu nie dookreśla geograficznie miejsca akcji powieści, książka zostaje kulturowo zawłaszczona i połknięta, ukazując w ten sposób piętno naznaczające naród polski. Kosiński operuje środkami uwypuklającymi zatracenie w przemocowości i rozerotyzowaniu wojennego społeczeństwa. Bez wstydu nakreśla kolejne sceny pełne brutalności i wściekłej namiętności, której ofiarą, a może raczej ofiarnym kozłem staje się dziecko – istota niewinna, wrzucona w chaos politycznych i historycznych spięć. Holokaustowa rzeczywistość w ludowej odsłonie na stronach książki ukazana zostaje poprzez podkreślenie aspektów dotychczas tabuizowanych, niewspółgrających z sakralizującą i uwznioślającą recepcją Zagłady. Kunszt „Malowanego ptaka” objawia się w patologicznych scenkach dewiacji seksualnych bądź aktów brutalnej przemocy.
W filmowej adaptacji powieści wyreżyserowanej przez Václava Marhoula odarty z pornograficznej soczewki obraz ulega zmiękczeniu, złagodzeniu. Owszem, tu także bezkres cierpienia, poniżenia i agresji ulega estetyzacji, nie polega ona jednak na typowym dla współczesnych dzieł popkultury zerwaniu z dotychczasowym sposobem przedstawiania Holokaustu, dopuszczającym jedynie podkreślenie niewyobrażalności tragedii, w zamian proponującym ujęcie pozbawione powagi, czasem skandalizujące. Marhoula nie kusi jaskrawość erotyki w „Malowanym ptaku”, nie ucieka się do zestawiania kontrastu ludowego kolorytu, wrzawy i jazgotu z szarością wojny oraz wygnania, a perspektywy dziecka nie infantylizuje ani nie banalizuje. Realia są surowe i brutalne, nie ma w nich miejsca na gry w oszukiwanie rzeczywistości (znane z filmu Roberta Benigniego „Życie jest piękne”), a ich obraz nie ulega satyrycznemu, ale jednak pełnemu ciepła i prawości, wykrzywieniu (jak w „Jojo Rabbit” Taiki Waititi).
„Malowany ptak” Marhoula jest więc dziełem ciężkim i pozbawiającym nadziei. Opowieść skomponowana – a może i skompilowana – z krótkich, pozornie nieodnoszących się do siebie epizodów, pozwala prześledzić losy początkowo zupełnie niewinnego, nierozumiejącego swojego położenia dziecka oraz proces hartowania, dostosowywania się bohatera do reguł rządzących interakcjami, stopniowego absorbowania przez niego goryczy, cynizmu, wyrachowania.
Widz, obserwując tułaczkę bohatera przemierzającego środkowoeuropejskie lasy i wioski, staje się świadkiem kolejnych aktów upodlenia i krzywdy. W świecie otaczającym chłopca każdy z dorosłych skłonny jest do przemocy oraz fizycznych nadużyć. Postaci okazujące bohaterowi nawet nikłe wsparcie bądź sympatię giną lub same stają się ofiarami. Samotne dziecko o semickim wyglądzie skupia na sobie uwagę, przyciąga spojrzenia, rozbudza emocje. To jego postać wyzwala dewiacje pojedynczych osób, a także doprowadza do kulminacji rozjuszenia całych grup. Chłopca należy użyć, przegonić lub zniszczyć. Sam bohater – choć znajduje się w centrum wydarzeń, a jego obecność prowadzi do napięć – zdaje się pozostawać wobec nich obojętny, po prostu biernie w nich uczestniczy, nie okazując żadnych emocji. Brak narracji i ograniczona ilość dialogów pozwalają widzowi na obserwowanie psychiki dziecka jedynie z zewnątrz. Z czasem skąpe uczucia chłopca zaczynają wyrażać się w jego działaniu, przestaje się bać, nie chce być dalej uległy.
Sceny przemocy i gwałtu nie epatują jednak brutalnością, pozbawione są dosłowności – krwi i wulgarności, operują dopowiedzeniami, subtelną zmianą kadru, dźwiękiem z offu. Niewątpliwym atutem adaptacji książki Kosińskiego jest jej warstwa wizualno-akustyczna. Estetyka nawiązująca do „Dziecka wojny” Andrieja Tarkowskiego oraz (w sposób szczególny) do „Idź i patrz” Elema Klimowa – które to zresztą sam reżyser „Malowanego ptaka” uważa za dzieło odciskające piętno na pamięci i za będące wzorem-inspiracją – budowana jest czarno-białymi ujęciami, grą cieni i kontrastu. Najsilniej elektryzują powolne zbliżenia i portretowe kadry, w których na wzór Aleksieja Krawczenki odtwórca głównej roli – Petr Kotlar – gra za pomocą spojrzeń, ulotnych grymasów, mimiki. Film Marhoula przedstawia czystą przemoc, nie ma w nim zabiegów sztucznie wyłudzających emocje, reżyser modyfikuje opowieść Kosińskiego oraz pozbawia ją pornograficznej dosłowności i namacalności. Cisza – konfrontowana i nieustannie przerywana dźwiękami pożogi, trzaskami, jękami bólu, krzykami lęku i śmierci – przeszywa już od pierwszego kadru. To właśnie ten kontrast sprawia, że prezentowane na ekranie zło wybrzmiewa najsilniej, literalnie, znacznie dosłowniej i drastyczniej w sferze akustycznej niż wizualnej.
Ekranizacja „Malowanego ptaka” boli bardziej niż lektura powieści. Stonowane szarości pejzażu w otwartych ujęciach, nasycony kontrast szczegółowych kadrów oraz głucha cisza zakłócana dynamicznymi odgłosami otoczenia hipnotyzują, wzbudzają niepokój, mrowią. Oszczędna w środkach gra estetyką tworzy przestrzeń pozornie łagodną, harmonijną i bezpieczną, w rzeczywistości będącą sceną dla dehumanizacji i zatracenia w popędach. A właśnie ta nieprzystawalność potęguje trwogę i dyskomfort.
Wizja reżysera celowo odbiega wymową od książki. Na spotkaniu towarzyszącym polskiemu pokazowi przedpremierowemu podczas Warszawskiego Festiwalu Filmowego Marhoul przyznał, iż jego pragnieniem było zrealizowanie opowieści, adaptacja książki, a nie odwzorowanie budzącej kontrowersje przypuszczalnej autobiografii Kosińskiego. Istotą „Malowanego ptaka” jest jego uniwersalność, zgodność z historią całego obszaru Europy Środkowowschodniej, nawiązanie do wspólnoty doświadczeń. Stąd w produkcji oprócz plejady międzynarodowych gwiazd – takich jak Harvey Keitel, Udo Kier, Stellan Skarsgård – pojawia się również Lech Dyblik, a także wspomniany już Aleksiej Krawczenko. Aktorzy posługują się językiem międzysłowiańskim, narodowe kultury i tożsamości mieszają się, nie mają znaczenia. Zakończenie filmu dużo silniej sugeruje czy wręcz wskazuje żydowskie pochodzenie głównego bohatera – zamykającej sekwencji towarzyszy jedyna, emocjonalna pieśń wykonywana w języku hebrajskim.
„Malowany ptak” w założeniu reżysera – i wbrew powszechnej opinii – nie ma być opowieścią o przemocy, lecz o nadziei, miłości i dobru. Ciężko zgodzić się jednak, by wartości te obecne były w historii przedstawionej na ekranie. Film Václava Marhoula jest dziełem trudnym i przytłaczającym, przedstawiającym raczej historię braku wartości wspominanych przez reżysera. Film zachwyca obrazem, lecz dobija treścią. Wytrąca z równowagi. A przy tym estetyzuje holokaustowe doświadczenie, jednocześnie nie pozbawiając go wielowymiarowości.
„Malowany ptak”
reż. Václav Marhoul
premiera światowa: 3.09.2019