Archiwum
26.01.2015

Estetyka fajerwerków

Marek S. Bochniarz
Film

Yinan Diao „Czarnym węglem, kruchym lodem” budzi spore zaskoczenie wśród tych, którzy od początku śledzą jego karierę. Trzeci film chińskiego reżysera nie jest wcale mniej ekscentryczny od poprzednich, lecz po raz pierwszy twórcy udało się zrealizować dzieło, które ogląda się z przyjemnością, a nie w głębokim cierpieniu. Wraz z operatorem, Jingsong Dongiem, Diao pokazuje chiński pejzaż przemysłowy w niecodziennych kolorach, tworząc na ekranie osobny świat.

Społecznie zaangażowane filmy szóstej generacji wciąż pozostałyby zaledwie festiwalową egzotyką, gdyby nie ponowne odkrycie kina gatunków przez chińskich reżyserów. Ye Lou w „Tajemnicy”, Zhangke Jia w „Dotyku grzechu” czy Yinan Diao w „Czarnym węglu, kruchym lodzie” skierowali swój zapał do eksperymentów w stronę igraszek z konwencjami dobrze znanymi szerszej publiczności. Efektem są nie tylko nagrody dla tych artystów na międzynarodowych festiwalach, ale także potencjał komercyjny ich filmów, rzadkie zjawisko w kinie szóstej generacji.

Kryminalny węzeł gordyjski groteskowego morderstwa próbuje rozwikłać w 1999 roku detektyw Zhang. Widzimy go w momentach jego największych upadków – zagadkowego rozstania z żoną czy pechowej strzelaniny – które uczyniły z niego ponurego alkoholika. Zhang, przy całej swojej bezradności i małości, nigdy jednak nie traci szóstego zmysłu przenikliwego gliny, gdy w 2004 roku zostaje popełniona zbrodnia dokładnie w taki sam sposób co kilka lat temu. Jest coś rozbrajającego w tym, że – mimo zniszczeń wywołanych przeszłością – były detektyw ponownie próbuje się zmierzyć z koszmarem i zrozumieć, co się wydarzyło. Liao Fan gra tę dziwną postać niczym kameleon. Zhang jest najbardziej ludzki w tych zachowaniach, jakie u innych postaci uznalibyśmy za oznakę okrucieństwa – nawet w tym, jak reaguje na swoje uczucie, którym zaczyna darzyć Wu Zhizhen, wdowę po pierwszej ofierze i być może osobę zamieszaną w morderstwa.

Współczesne, pochodzące z obiegu festiwalowego filmy chińskie przynosiły zazwyczaj seanse pełen udręki. W zasadzie wszystko w tych obrazach utrudniało ich odbiór – od sparaliżowanych i sfrustrowanych bohaterów, przez jałowe fabuły, mozolnie snujące się do smutnego końca, po szare widoki betonowych i brudnych chińskich miast pokazywanych od możliwie najmniej fotogenicznej strony. Ideologiczne założenie było proste: nakręcić film, który nie będzie w niczym przypominać twórczości autorów piątej generacji. Sheila Cornelius i Ian Haydn Smith w „New Chinese Cinema. Challenging Representations” przywołują tego przykłady: „Filmy Kaige Chena stały się nadmiernie zmanierowane, przez co straciły jakikolwiek punkt odniesienia i zdolność komentowania współczesnych realiów Chin. Podobnie stało się z Yimou Zhangiem, który złagodził swój punkt widzenia na państwo. Publiczność niezbyt entuzjastycznie przyjęła «Wszyscy albo nikt» (1999) – jego pierwszy film, który zyskał szeroką aprobatę władz. […] radosne zakończenie sprowokowało jury festiwalu w Cannes do postawienia zarzutu o propagandę chińskiego rządu. Zhang wycofał film z festiwalu. W szerokiej opinii dominowało przekonanie, że „poświęcił uczciwość, aby jego filmy były pokazywane w Chinach”.

Łatwo zrozumieć niechęć Diao do poetyki, która w chińskim kinie zdewaluowała się przez wyczyny autorów z pokolenia Chena i Zhanga. W debiutanckim, ekstremalnie surowym „Mundurze” reżyser przedstawił metaforyczną historię o chłopaku zakładającym mundur policjanta, który pozwala mu na nadużycia i prowadzi do udziału w łapówkarskim procederze. Bohater budzi jednak współczucie – bo łapówki zbiera dla schorowanego ojca, który w realiach niestabilnej gospodarki jest pozbawiony opieki społecznej, a ich życie w cieniu rozpadającej się fabryki sprawia wrażenie wegetacji wysuszonych roślin. Postindustrialne widoki powróciły w „Nocnym pociągu” – portrecie nietypowej bohaterki-kata, wykonującej z kamienną twarzą wyroki śmierci, lecz tragicznie zakochującej się w bracie jednej z więźniarek. W obu filmach Diao zręcznie korzystał z melodramatycznych konwencji, rugując z nich jednak choćby śladowe ilości romantyzmu. Obecny-nieobecny w „Czarnym węglu…” romans jest podsumowaniem refleksji na temat relacji damsko-męskich przedstawionych w poprzednich obrazach.

Zdradzają one także przenikliwość spojrzenia na krajobraz chińskich miast, które Diao i Dongowi udało się pokazać z dużą wrażliwością na subtelność detalu, co wyróżnia je na tle innych dzieł szóstej generacji, których charakterystycznym przykładem było „Miasto cieni” Dayonga Zhao, ujęte w karby jednolitej, ziemistej kolorystyki. Poszukiwania estetyczne Diao i Donga, wykraczające poza ascetyzm chińskiego kina społecznie zaangażowanego, w pełni ujawniły się w „Czarnym węglu, kruchym lodzie”. Oryginalny tytuł „Bai ri yan huo” (Dzienne fajerwerki) zdaje się sugerować pomysły, jakie mieli jego twórcy. Stworzyli oni na ekranie twórczą, skrajnie subiektywną interpretację rzeczywistości, sięgając również po dość osobliwe pomysły. W długich, rozbudowanych ruchach kamery Dong demonstruje operatorską wirtuozerię. Błyskotliwe rozwiązania wizualne w „Czarnym węglu…” są oparte na kontrastach jednolitych kolorów czy silnych zderzeniach takich przestrzeni, jak puste, zimowe krajobrazy Mandżurii, tandetne fasady i wnętrza barów mieniące się mozaiką kolorów.

Poprowadzoną subtelnie intrygą kryminalną film wychodzi naprzeciw potrzebom widowni szukającej w kinie chińskim czegoś więcej niż krytyka społeczna i polityczna. Kryminał Diao, w którym tak ważną rolę pełni obraz, przypomina niezależną chińską animację „Piercing I” Jiana Liu. Podstawowa różnica polega jednak na tym, że pierwszy zyskał aprobatę komunistycznych władz i zobaczy go rodzima, stale rosnąca publiczność, a drugi pozostanie w zagranicznym obiegu festiwalowym, typowym dla artystycznych filmów z Państwa Środka.

„Czarny węgiel, kruchy lód”
reż. Yinan Diao
premiera: 23.01.2015

alt