Namysł nad widownią teatralną w polskiej myśli teatrologicznej praktycznie nie istnieje, nawet jeśli w ostatnich latach ukazało się kilka publikacji o partycypacji, Instytut Teatralny usiłował zbadać publiczność teatrów warszawskich, a na łamach pism teatralnych coraz częściej pojawiają się pytania o publiczność w kontekście statystycznym, socjologicznym czy antropologicznym. Jeszcze rzadziej pytanie o publiczność pada ze sceny – a właśnie widownia jest tematem najnowszej premiery Teatru Polskiego w Poznaniu, „Drugiego spektaklu” w reżyserii Anny Karasińskiej.
Scenografia jest zupełnie minimalistyczna – ot, rząd krzeseł, identycznych jak te, które stoją na widowni Malarni. Za plecami aktorów srebrzysta zasłona. Aktorzy ubrani jak zwykli widzowie, którzy przyszli do teatru – w garsonki, wyprasowane koszule; z torebkami i ulotkami repertuarowymi w dłoniach. Gdy siadają na przypisanych sobie miejscach (nie bez przygód; odgrywają scenki powitań, ktoś się przepycha, ktoś spóźnia), rozpoczyna się bardzo specyficzne widowisko.
Głos z offu informuje, najzupełniej normalnie, że należy wyłączyć telefony komórkowe, ale dodaje też natychmiast, że oto teraz zostaniemy poinstruowani, jak należy się zachowywać podczas spektaklu. Aktorzy pod dyktando głosu płynącego z głośników konstruują nieme etiudy, w których przedstawiają cały katalog zachowań teatralnych widzów. Pojawiają się obrazy rozmaitych strategii odbioru sztuki scenicznej – „nic nie rozumiem, ale udaję, że rozumiem”, „nic nie rozumiem i wcale tego nie ukrywam”, „nudzę się”, „podoba mi się”. Żadna z nich nie jest wartościowana, z każdej sekwencji wydobywane są natomiast elementy komiczne, nawet jeśli nie stosuje się drastycznych wyolbrzymień. Ukazane zostają zachowania zwykle nieakceptowane – jedzenie cukierków zapakowanych w szeleszczące papierki, uporczywe pokasływanie, wysyłanie SMS-ów podczas spektaklu. Pantomimy te angażują wszystkich aktorów, którzy budują mikrosytuacje obdarzone spójną dramaturgią. Choć aktorzy w zamyśle prezentować mają pełne spektrum demograficzne, od młodych (Agnieszka Findysz, Monika Roszko, Mariusz Adamski) po dojrzałych (Małgorzata Peczyńska, Wojciech Kalwat), każdy kreuje postać – właściwie: profil widza – z którą można się utożsamić.
Całość organizuje metafora lustra – zastępuje je rzęsiście oświetlona „prawdziwa” widownia, przyglądająca się aktorom, ale i aktorzy przyglądają się jej, jakby rejestrowali reakcje publiczności. Sami widzowie też zyskują okazję, by rozejrzeć się po sobie, wyłapując to, z czego właśnie się śmieją. Nie chodzi tylko o aspekt krytyczny czy prześmiewczy. Przeciwnie, budowane sceny dają możliwość przejrzenia się w lustrze teatralnej czwartej ściany i – może trochę krytycznego, trochę ironicznego, może z przymrużeniem oka – przyjrzenia się sobie samemu.
W drugiej części spektaklu aktorzy wchodzą w rolę widzów, którzy nie tylko oglądają spektakl, ale też żądają od wykonawców tworzenia konkretnych znaczeń. Po kolei zajmują miejsca pomiędzy widzami i proszą o coś, co pozostali mają odegrać. Pomysł ten odwołuje się do pewnych zabaw towarzyskich, ale zderza też inne konteksty – egzamin do szkoły aktorskiej, na którym dostaje się oryginalne zadania (jak na poły mityczne zaprezentowanie zsiadłego mleka) i stereotypowe wyobrażenie aktora jako osoby zdolnej do zagrania wszystkiego bez przygotowania, niejako na zamówienie. Wybrane tematy, jako zadania do błyskawicznej realizacji, króciutkie etiudy, często bywają po prostu banalne, jakby wymyślone były trochę na przekór powszechnie obowiązującej modzie na kreatywność. Czegóż mogą pragnąć widzowie – szczerości, miłości, obrazu rodziny, wzruszającego rozstania, ale też… „smutku podczas żniw” czy człowieka rozrywanego przez bestię? Aktorzy realizujący tematy mikroscenek podchodzą do nich dość przewrotnie, wzbudzając salwy śmiechu. Dopiero w finale, gdy gaśnie światło i zapada cisza, okazuje się, że wyzyskano właściwie całe spektrum emocji.
„Drugi spektakl” sprawia wrażenie improwizowanego. Nie jest to oczywiście zarzut, przeciwnie – naturalność gry i energia aktorów dają wrażenie spontaniczności. Jedyną ramą są bowiem polecenia wygłaszane czy to przez głos z offu, czy przez aktorów; to, co dzieje się pomiędzy nimi, nie musi się przecież ściśle trzymać jakichś scenariuszy i nie to jest dla widza ważne. O wiele istotniejsze jest prześledzenie tej energii, która wytwarza się pomiędzy aktorami i widownią, pomimo że żaden „prawdziwy” widz nie jest angażowany w działania aktorskie. Duże znaczenie ma też efekt niespodzianki – poszczególne sekwencje, wcale nie bardzo wymyślne, zaskakują widza, tworzą swoistą licytację pomysłów. Pozwala to nie tylko na utrzymanie uwagi publiczności, ale też na stworzenie oryginalnej dramaturgii – niekoniecznie łańcuchowej, budującej ciągi przyczynowo-skutkowe, lecz spiralnej, krążącej dookoła pewnych tematów.
Najnowsza premiera Polskiego jest w istocie metateatralna – używając medium teatru, odnosi się do niego i krytycznie, i analitycznie, i z dużą dawką humoru. Wyprzedza nieco nadciągającą falę, wpisuje się bowiem także w idiom tegorocznej Malty – „Paradoks widza”. Bo paradoksalnie, choć widz bardzo rzadko włączany jest w to, co dzieje się na scenie, teatr bez niego nie istnieje – i spektakl Anny Karasińskiej stanowi dla widowni swoisty hołd.
„Drugi spektakl”
reżyseria: Anna Karasińska
współpraca dramaturgiczna: Ewelina Pankowska
ruch sceniczny: Magdalena Ptasznik
kostiumy: Anna Nykowska
światła: Szymon Kluz
Teatr Polski w Poznaniu
premiera 13.05.2016