Archiwum
20.06.2013

„Don’t Starve” – w pogoni za bawołami

Piotr Langowski
Gry

 

Dzień 1.

„Don’t Starve” to mała produkcja niezależnego studia Klei Entertainment, znanego chociażby z „Shank” czy „Mark of the Nina”. Cel gry jest prosty: przetrwaj. Pierwszy bohater (resztę można odblokować), Wilson, budzi się pośród głuszy i jest zmuszony do walki o własne przetrwanie.

Pierwszy kontakt kończy się brutalnie – brak jakiegokolwiek samouczka oraz nieznajomość mechanizmów rozgrywki doprowadzą do permanentnej śmierci Wilsona, tu nie ma opcji zapisu gry. Kolejne podejścia wystawią na próbę dociekliwość, spostrzegawczość i wytrwałość gracza. Szybko się okazuje, że wszystkie akcje wykonujemy za pomocą samej myszy, dzięki czemu możemy zebrać trochę surowców i przeżyć pierwszą noc. Zmrok w świecie „Don’t Starve” oznacza bowiem nadejście potworów, które bezlitośnie rozprawią się z każdym podróżnikiem. Tylko światło może zagwarantować przeżycie nocy.

Dzień 2.

Ogień się wypala, trzeba wyruszyć na poszukiwania materiałów w losowo wygenerowanym świecie, wymyślić plan przeżycia – ogólnie wziąć się w garść. Na „Don’t Starve” składają się trzy podstawowe mechanizmy rozgrywki: eksploracja, craftowanie oraz walka. Aby cokolwiek zbudować, potrzebujemy materiałów pochodzenia roślinnego i zwierzęcego. Walka ze zwierzętami i potworami opiera się głównie na unikach i atakowaniu pomiędzy animacjami przeciwnika, co daje sporo emocji, ponieważ źle poprowadzona potyczka może skończyć się śmiercią, która jest ostateczna. W rozgrywce dostępne są różne sposoby na uniknięcie śmierci, ale trzeba mieć szczęście wcześnie, żeby natrafić na obronne artefakty bądź sporo przeżyć, by je wybudować. Permanentna śmierć oznacza, że musimy pogodzić się z koniecznością nauczenia się czegoś i zastosowania tego w praktyce, co przypomina recenzowane przeze mnie genialne „Dark Souls”.

Dzień 3.

Jest jednak jedna wielka różnica między „Don’t Starve” a „Dark Souls” – produkcję From Software można ukończyć bez najlepszych przedmiotów czy zbroi +20, wszystko opiera się na znajomości zachowań przeciwników. W „Don’t Starve” pozyskiwanie surowców i wytwarzanie z nich coraz to nowych przedmiotów stanowi trzon rozgrywki. Tu zaczyna się moja niechęć do gry – to zbieractwo (tzw. grind) jest dosyć nużące we wczesnej fazie, trochę bezmyślne i automatyczne – gałązki, kamienie, siekiera, kilof, złoto, marchewki, jeżyny, króliki i tak w koło Macieju. Zapominamy o tych negatywach, gdy napotykamy coś nowego, lecz zawsze pozostaje zobojętnienie, które ten mechanizm wywołuje.

Zmrok

Granie w „Don’t Starve” ma więc trzy etapy – pierwszy: zagubienie, drugi: radość z przeżywania, planowania i eksplorowania, a potem trzeci: znużenie. Ten ostatni nastąpił, gdy uzmysłowiłem sobie, że przeżywam dla samego przeżywania. Robię się coraz lepszy i odkrywam nowe rzeczy, ale właściwie dla kogo ja to robię? Po co zaczynam kolejne rozgrywki po każdej śmierci i grinduję – tylko dlatego, że trochę lepiej mi idzie? Jeśli dla siebie, to niepotrzebnie, przeszedłem już wiele innych gier i wiem, że dam w końcu radę. Więc może dla programu komputerowego? To byłoby smutne i bezsensowne. Jeśli nie ma dobrej odpowiedzi na pytanie o sens rozgrywki, to po co tracić czas?

Poranek po ciężkiej nocy

Chciałbym znaleźć dla „Don’t Starve” jakieś własne miejsce, bo jest to całkiem dobra i przemyślana gra, dająca sporo radości, nim się wypali. Myślę, że odpowiednio dozowana, utrzyma zachwyt gracza nad jej możliwościami. Umożliwia to jeszcze bardziej tryb przygodowy oraz comiesięczne aktualizacje dodające nową zawartość do gry. Zmieniają one mocno rozgrywkę i na pewno kuszą do podjęcia nowej walki o przeżycie. Fabularyzowanej przygody, którą umieszczono w zwykłej grze, nie dane było mi sprawdzić, jako że porzuciłem grę. Czytałem, że do poznania całej otoczki fabularnej koniecznych jest jeszcze kilka aktualizacji, zanim stanie się ona pełnowartościowym elementem gry. Być może gdyby twórcy „Don’t Starve” skupili się bardziej na opracowaniu fabuły, łatwiej byłoby mi zaakceptować mechanizm zbieractwa. Nie wykluczam jednak, że dla niektórych radość z myszkowania w zawartości gry może przynieść wiele satysfakcji.

„Don’t Starve” kosztuje około 25 złotych i jest grą wartą swojej ceny, co pokazuje jej popularność na Allegro; warto nadmienić, że gra uruchomi się chyba na każdym PC. Trzeba mieć jednak na uwadze jej naturę – nie jest dla wszystkich, i chyba nie dla mnie.

 

„Don’t Starve”

Klei Entertainment

 

alt

Zmrok w świecie „Don’t Starve” oznacza nadejście potworów, które bezlitośnie rozprawią się z każdym podróżnikiem. Tylko światło może zagwarantować przeżycie nocy.