Archiwum
10.11.2014

Dlaczego oni, a nie my?

Łukasz Saturczak
Literatura

Na dwa miesiące przed zakończeniem roku można z całkowitą pewnością stwierdzić, że w polskiej literaturze był to czas udany. Również jeśli chodzi o debiuty. Pojawiły się one nie tylko w małych, niezależnych oficynach, ale – co zdarza się coraz rzadziej – w wielkich wydawnictwach. Jedynie w ciągu ostatnich kilku miesięcy zostały wydane przynajmniej trzy powieści, na które warto zwrócić uwagę – zwłaszcza jeśli są one do siebie bardzo podobne. Nie tylko dlatego, że młodzi pisarze portretują w nich rówieśników, ale starają się również znaleźć przyczynę rozpadu społecznych i rodzinnych więzi. Oczywiście próby te wychodzą różnie.

„Portret trumienny” Kuby Wojtaszczyka (rocznik 1986) to krótka opowieść o Aleksie Krzyszowskim, pracowniku Miejskiej Galerii Sztuki, który przyjeżdża na urodziny leciwej matki. A jak to w takiej sytuacji bywa, musi się spotkać z bratem Wieśkiem (ojciec czwórki dzieci, w tym bliźniaków Jana i Pawła) i jego żoną Krystyną (katechetką), a także rodzicami, dalszą i bliższą rodziną czy przypadkowymi mieszkańcami rodzinnej miejscowości. Krótko mówiąc, Aleks nienawidzi ludzi, a szczególnie rodziny. Męczy się niemiłosiernie przy obiedzie, ciągle wychodzi na papierosa. A gdy wychodzi, słyszy za plecami, że albo sprzedaje ubrania (bo pracuje w galerii), albo że środowisko artystyczneto same ćpuny i homoseksualiści. Aleks marzy więc, by jak najszybciej stamtąd uciec albo wymordować wszystkich domowników.

„Chciałbym się urodzić w brytyjskiej rodzinie szlacheckiej, a nie w tej, chłopskiej. W nic nieznaczącej ohydzie, która zdobyła swoje prawa w deprawującej komunie. Niżej urodzeni powinni mi usługiwać, przynosić dary pola do swego pana, do mnie!” – pada w powieści Wojtaszczyka. Rodzina to dla Aleksa źródło wszelkich cierpień, wstyd i hańba. Nie zaprosiłby ich na wystawę, którą organizuje, bo jeszcze, nie daj Boże, próbowano by go z nimi utożsamiać. Chłopak nie po to przecież robił karierę przez łóżko i obraca się w kręgu artystów, by ktoś odkrył jego chłopskie pochodzenie.

I bohater Wojtaszczyka irytuje. Nie tylko zachowaniem, co zrozumiałe, bo wywyższanie się przeważnie jest irytujące, ale sposobem mówienia. Aleks nie mówi „że”, ale „iż”, nie „trzyma, ale „dzierży”, nie używa formy „moich” tylko „mych”, zaś wiatr jego grzywkę „mierzwi”… Powoduje to niestety spory dysonans, bo nie tylko wiemy o nim bardzo niewiele, co przeszkadza w konfrontowaniu go z członkami rodziny, ale także sprawia, że obraz Aleksa staje się jeszcze mniej autentyczny. Być może jest to zabieg celowy i dwudziestokilkuletni pisarz stylizuje język Aleksa na jakąś formę wyszukanej elegancji, aby czytelnik czuł się jeszcze bardziej zirytowany zarówno sposobem podejścia bohatera do członków swojej rodziny, jak i sposobem bycia. Szkoda tylko, że oba te zabiegi są ledwie zaczęte. Cieniutka książeczka sprawia niestety wrażenie zbyt długiego opowiadania, które jako opis scenki rodzajowej pod tytułem „Trauma rodzinnego obiadu” się broni, ale jako materiał na powieść o konfrontacji dwóch światów, które sobą gardzą, to zdecydowanie za mało.

W podobnym tonie utrzymana jest powieść „(niepotrzebne skreślić)” Wojciecha Engelkinga (rocznik 1992). W książce mamy dwie równorzędne historie, które w drugiej części powieści zostają ze sobą splecione.

W pierwszej z nich poznajemy Wiktora, młodego i przedsiębiorczego chłopaka, który za namową rodziców postanawia zaczął na siebie zarabiać, aby pokazać im, że coś we współczesnej Warszawie znaczy. Najpierw pracuje w McDonaldzie, ale oczywiście doznaje tam więcej upokorzeń niż satysfakcji. Poza tym bohater nie przepada za ludźmi, zwłaszcza tymi, którym się w życiu nie udało, co przejął po bogatych rodzicach. Chce zostać komornikiem, chociaż z najpierw musi zająć się windykacją w prywatnej firmie, z czego ani pieniędzy, ani prestiżu. Wiktor jednak wie, że życie polega na ciągłym wdrapywaniu się na szczyt. Najpierw trzeba znieść upodlenia, później można upadlać samemu. A tak po bożemu – dom, żona, zadowoleni rodzice pomogą. Wszystko do czasu, aż nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności spotka Weronikę.

Dziewczyna, o której jest druga część powieści, nie jest predysponowana do życia w luksusie.  Jej matka to niespełniona artystka po ASP, która musiała zostać sprzątaczką i samotnie wychowywać córkę. Krótko mówiąc, nie może Weronice wyjść życie, bo już od wczesnych lat jedyne, czego doświadcza, to ciągłe upokorzenia – w domu, w czasie rozmowy o pracy, szkole. Za wszystko obwinia matkę, od której – co przypomina relacje matka–córka w „Pianistce” Elfriede Jelinek – jest jednak mocna uzależniona; rzadko ją okłamuje i zawsze posłusznie wraca do domu. Weronika wierzy, że szczęście dają tylko pieniądze i poniżanie innych.

W tej powieści nie utożsamiamy się z bohaterami – mamy ich wręcz dość, co było bez wątpienia zamierzeniem Engelkinga.

Trzeci debiut napisała mieszkająca w Krakowie Aleksandra Zielińska (rocznik 1989). „Przypadek Alicji” to opowieść o studentce farmacji, która po imprezowej nocy zachodzi w ciążę. Ojcem dziecka najpewniej nie jest jej chłopak Tomek, choć dziewczyna mu o tym nie mówi. Ot, przygoda jak setki podobnych: drink, drink, inne używki, znów drink, jakieś zamieszanie i Alicja nawet nie zauważyła, kiedy traktowała gazem pieprzowym dwóch dresiarzy bijących na ulicy bezbronną dziewczyna. W życiu jednak jak w piosence The Killers: „You had a boyfriend. Who looked like a girlfriend”. Nie minęła chwila, a Alicja zupełnie pijana uprawiała w knajpianej toalecie seks z zniewieściałym chłopcem, który po kilku głębszych wyglądał jak dziewczyna.
Bohaterka chce usunąć ciążę, ale się nie udaje. Od tej pory wszystko zaczyna przypominać koszmar. Zaczyna się czuć coraz gorzej, ma halucynacje, wszystko zmienia się w niepokojący sen, znany chociażby ze schizofrenicznych filmów Polańskiego, jak „Lokator”, „Wstręt” czy w końcu „Dziecko Rosemary”, bo dziewczyna zażyła tabletki na poronienie, a płód się rozwija. Ala boi się coraz bardziej i nikt nie jest jej w stanie pomóc.

Oprócz warstwy nadrealnej również w tej powieści sporo miejsca poświęcono relacjom rodzinnym. Tomek postanawia się zachować honorowo i proponuje Ali ślub. Rodzice pomogą, wiadomo, trzeba tylko pojechać na wieś i ich zawiadomić. Później wesele, jak najszybciej, żeby ukryć rosnący brzuch, trzeba się uśmiechać, to nikt nic nie zauważy. Ala dobrej relacji z rodzicami nie ma, przyjeżdża raz na kilka miesięcy. Po kilku dniach ma już ochotę wrócić do Krakowa. Z matką się nie dogaduje, ojciec nie potrafi z nią rozmawiać. Ważniejsza jest dla nich wieś, bo ktoś musi zebrać plony, zabić kurę na rosół, posprzątać. Ciąża to nie koniec świata. Młodzi sobie poradzą.

***

Więzy między dziećmi a rodzicami nie istnieją, bo nikt ich nie potrafił stworzyć – piszą zgodnie debiutanci. Bohater Wojtaszczyka („Portret trumienny”) rodziną gardzi i uważa, że powinien się urodzić w lepszych warunkach. Podobnie myśli Weronika z „(niepotrzebne skreślić)”, która zazdrości bogatemu Wiktorowi. Ale i drugi bohater powieści Engelkinga nie umie dogadać się z rodzicami, którzy nie potrafią dostrzec jego problemów. Wiktor ma być silny i radzić sobie w życiu, bo inaczej świat go wykorzysta, a ludzie oplują. W „Przypadku Alicji” problemy stanowią część ludzkiego życia i należy sobie z nimi radzić, ale pochodząca ze wsi rodzina ani nie wykształciła w dziewczynie instynktu samozachowawczego, ani nie potrafiła przystosować jej do życia w mieście.

Stąd być może ciekawe podobieństwo między wszystkimi bohaterami. Mamy więc dwoje „słoików” (Aleksa i Alę), którzy mimo wiejskiego pochodzenia, próbują dopasować do miejskich realiów. Ala z „Przypadku…” jest wzorową uczennicą, która nie ma problemów z rówieśnikami, ale nie zauważa narastającej psychozy, czegoś, co rodzi się wewnątrz. Aleks z „Portretu trumiennego”  za wszelką cenę chce się odciąć od korzeni, uważając, że jego rodzina to źródło wszelkich nieszczęść i niepowodzeń. Do klasy zamożnej nigdy nie wejdzie Weronika z „(niepotrzebne skreślić)”, zaś drugi bohater powieści Engelkinga ciągle walczy, aby nie stać się kimś jej równym.

Podstawową wartość stanowią tu oczywiście pieniądze. To one regulują byt wszystkich bohaterów. Ala mogłaby usunąć ciążę w drogiej klinice za granicą i wrócić do „normalnego” życia. Aleks nie musiałby się poniżać, aby zrobić karierę w środowisku artystycznym, co być może potęguje jego kompleksy, zaś Weronika w końcu przestałaby się wstydzić swojego statusu. Problem w tym, że jak pokazuje przypadek tej ostatniej, wzbogacenie się wcale nie stanowi rozwiązania, nie przestawia światopoglądu, nie zmienia podejścia do świata i ludzi. A czasem nawet podkreśla wszystkie najgorsze cechy. Weronika bierze co prawda spory kredyt, ale pieniądze przepuszcza w ciągu kilku tygodni. Czuła się szczęśliwa, ale było to chwilowe, nie potrafiła zagospodarować pieniędzy. Nikt jej tego nie nauczył. Znów wróciła do punktu wyjścia.

Bohaterowie tych powieści nie są ludźmi sympatycznymi. Czasem im współczujemy, ale raczej kibicujemy ich upadkowi. Wcale się nie dziwię, że taki temat podjęli wszyscy piszący. Wiedząc, jak niesprawiedliwie zbudowany jest świat, nie chcemy, żeby ktoś na dłuższą metę czuł się szczęśliwy, bo dlaczego oni, a nie my?

Kuba Wojtaszczyk, „Portret trumienny”, Simple Publishing, Poznań 2014
Wojciech Engelking, „(niepotrzebne skreślić)”, Świat Książki, Warszawa 2014
Aleksandra Zielińska, „Przypadek Alicji”, W.A.B., WArszawa 2014

alt