Archiwum
11.08.2015

Dla tej jednej jedynej

Joanna Ostrowska
Film

Od czasu, kiedy Kings of Tampa po raz pierwszy gościli na ekranach światowych kin, minęły już trzy lata. Wtedy na czele szalonych tancerzy dostarczających rozrywki paniom stał sam Dallas (Matthew McConaughey), który wił się niczym wąż na scenie, zagrzewając swoich chłopców do walki o pieniądze i uznanie. McConaughey, który przez te trzy lata stał się gwiazdą, niestety nie powrócił do zwariowanej drużyny męskich striptizerów, podobnie zresztą jak Alex Pettyfer, w pierwszej części przygód królewskich tancerzy przyuczający się do zawodu. Reszta obsady postanowiła zaryzykować i wziąć udział w sequelu. Na ich czele ponownie stanął Magiczny Mike, czyli Channing Tatum.

Tatum nie jest już jednak tym samym aktorem, który kiedyś świecił swoją buzią w filmach tanecznych spod znaku „Step Up” czy ogrywał swoją atletyczną, szeroką szczękę w „G.I. Joe: Czas Kobry” albo w „Dziewiątym legionie”. Od premiery „Foxcatchera”, w którym zagrał utalentowanego, ale niezwykle naiwnego i łatwowiernego zapaśnika uzależnionego od pieniędzy i władzy trenera/sponsora, trudno nie przyznać, że nastąpiła gigantyczna zmiana. Ten powrót do czasów Magicznego Mike’a, kiedy kino wykorzystywało tylko i wyłącznie umiejętności taneczne, wygląd i w tym przypadku doświadczenie striptizerskie aktora, wypada po prostu potraktować jako sequel dobrej zabawy – powtórkę z rozrywki. W „Magic Mike XXL” bawią się bowiem wszyscy – niestety z wyjątkiem nas samych.

W poprzedniej części w reżyserii Stevena Soderbergha liczyły się oczywiście taneczno-erotyczne wygibasy i gagi sceniczne rozbujanych, dobrze zbudowanych panów. Przede wszystkim jednak reżyser „Seksu, kłamstw i kaset wideo” miał pomysł na film o zawodzie męskiego striptizera – mężczyzny dostarczającego stałej rozrywki kobietom, które potrzebują się choć na chwilę oderwać od szarości dnia codziennego. Rozbieranie się dla pań w filmie Soderbergha stało się kolejnym, wcale nie ekscentrycznym zajęciem, które może przynosić frajdę, na którym można dobrze zarobić,i z którym wiążą się różne niebezpieczeństwa. Dokładnie tak jak w przypadku każdej innej pracy. Soderbergh opowiedział historię męskich tancerzy poprzez pryzmat duetu: Młody kontra samiec alfa ekipy tanecznej. Magic Mike nie tylko stał na czele wesołych ryzykantów, ale również im przewodził, opiekował się nimi i przy okazji próbował wreszcie zacząć coś swojego. I tu kolejna ważna rzecz: z jednej strony, wątek dorastania do bycia „tańczącym panem do zabawy”, z drugiej – świadomość, że to jednak z wielu rozmaitych powodów (bynajmniej niezwiązanych z „moralnością”) zajęcie tymczasowe. Na dokładkę, jak to u Soderbergha, historia Kings of Tampa była świetnie zrealizowana, zmontowana i miała wybitnie mocne epizody.

W sequelu Soderbergh zrezygnował już z reżyserii. Pojawia się tylko jako producent wykonawczy. Jego miejsce zajął Gregory Jacobs, który produkował kilka filmów Soderbergha. Za scenariusz ponownie jest odpowiedzialny Reid Carolin, co mogło dawać nadzieję, że część „XXL” przynajmniej utrzyma jakiś poziom. Powrót to najczęściej nie jest najlepszy pomysł, ale tutaj chodziło o powtórkę z dobrej rozrywki. XXL to przecież numer popisowy, który kończy karierę wszystkich pozostałych członków Kings of Tampa. Mike dołącza do drużyny tylko i wyłącznie dlatego, że Tarzan (Kevin Nash) powiadomił go o stypie ku czci Dallasa. Informacja o śmierci „człowieka węża” jest oczywiście wyssana z palca, ale do spotkania dochodzi. Po kilku latach Mike ma swój upragniony warsztacik meblowy, a kumple nadal tańczą dla kobiet. Bynajmniej jednak jego los nie ma służyć za przykład dla reszty. Wręcz przeciwnie. Chłopak chciał mieć coś swojego, zakochał się w tej jednej jedynej, przestał „świecić tyłkiem” na scenie i nadal ledwo wiąże koniec z końcem. Mike decyduje się pojechać w tę ostatnią trasę, aby zostawić za sobą troski dnia codziennego. Reszta – Ken (Matt Bomer), Richie (Joe Manganiello), Tarzan, Tito (Adama Rodriguez) próbują za wszelką cenę pozostać w grze. Tak bardzo boją się otaczającej rzeczywistości i nie potrafią wyobrazić sobie innego życia, że próbują zrobić wszystko, by podtrzymać dawne pozytywne wibracje.

W części „XXL” dzieje się naprawdę bardzo dużo. Niestety szwankuje połączenie opowieści/biografii poszczególnych bohaterów i ich tanecznych popisów. Nie ma płynności – pojawiają się dłużyzny przesycone nudnymi monologami o smutnych marzeniach, które nawet nie wywołują współczucia. Gdyby nie dosłownie kilka ironicznych scen, między innymi solo Richiego na stacji benzynowej, wypadałoby powiedzieć, że sequel „Magic Mike” to film wręcz konserwatywny. Oprócz rozterek zawodowych, życiowych, miłosnych pojawiają się również tematy poboczne, które miały pewnie spełniać rolę „mocnych” epizodów i dodatkowo rozładowywać polityczne napięcia i być może spełniać fantazje niektórych widzów. Gdzieś w tle męskich tancerzy migają drag queens (przy okazji koszmarne polskie tłumaczenia ścieżki dialogowej robi z nich albo transwestytów, albo odmieńców…). Następnie przychodzi czas na „amerykańskie Południe” – charakterystyczną rezydencję z białymi kolumnami i klub rozkoszy dla czarnych obywatelek tego stanu, który prowadzi Królowa Rome (Jada Pinkett Smith). Obok białych tancerzy pojawiają się czarni tancerze i nad wszystkim sprawuje pieczę surowa kobieta – taki chwilowy, pozorny zabieg zmiany ról, który nikogo nie straszy, niczego nie zmienia i jednocześnie dodaje trochę pikanterii.

Niestety wszystkie te (niektóre nawet bardzo udane) epizody tworzą całość, która bardzo szybko staje się wręcz nie do zniesienia. Nie ma mowy o lekkości, ironii i zabawie, która towarzyszyła części pierwszej. W „XXL” jest wszystkiego za dużo, za mocno i koniec końców brakuje przede wszystkim samego tańca. Gdyby nie numer finałowy – lustrzany, w którym Mike tańczy z Malikiem (Stephen tWitch Boss), można byłoby zapomnieć o XXL i wspominać starych dobrych królów Tampa sprzed trzech lat.

PS Zanim ktoś wkroczy do świata magicznych tancerzy XXL, warto zmierzyć się z Ellen DeGeneres i dwoma odcinkami jej show, w którym w którym gości najpierw Chaning Tatum, a później dj tWitch próbuje przetrwać wosk. W każdym z nich jest więcej ironii i zabawy niż w całym „Magic Mike XXL”. Dlatego jeśli już oglądać sequel o Kings of Tampa, to tylko w towarzystwie Ellen.

„Magic Mike XXL”
reż. Gregory Jacobs
premiera: 17.07.2015

alt