Archiwum
31.10.2012

Dark Souls: mroczny świat fantasy

Piotr Langowski
Gry

„Dark Souls: Prepare to Die Edition” to wyprodukowany przez japońskie From Software sukcesor wydanej na PS3 w 2009 roku gry „Demon’s Souls”. Seria zasłużyła sobie na miano jednej z najtrudniejszych gier z wyższej półki, jeśli nie najtrudniejszych. Już sam podtytuł wskazuje, jaki komunikat najczęściej będzie wyświetlał nam się na ekranie. Ale czy rzeczywiście fenomen tych gier zaistniał dzięki grupce masochistów, którzy godzą się na godziny prób, zanim przejdą drobny kawałek lokacji? Czy służą one jako sprawdzian w dobie „Call of Duty”, które można przejść w 4 godziny? Zdecydowanie nie, rozgrywka w DS to doświadczenie znacznie głębsze i udowadnia, że jest to dzieło zadziwiające.

Okrucieństwo Lordran

Gra wprowadza nas w świat Lordran dzięki doskonale zrealizowanej animacji CGI, która, w moim odczuciu, zasługuje na osobną wzmiankę, bowiem to z niej dowiadujemy się podstawowych informacji, ważnych dla action RPG.

Widzimy, jak powstał świat Lordran, jaką rolę odegrał Ogień, który wprowadził do uniwersum podział na Światło i Mrok, oraz jak ten drugi zwyciężył nad Ogniem i pokonawszy wieczne smoki, objął we władanie cały świat. Niedługo Ogień zgaśnie, a Mrok ogarnie wszystko. Kraina jest pełna nieumarłych, którzy straciwszy rozum i zmysły, czekają na koniec świata, jednak nieliczni z nich, nosiciele Mrocznego Znaku, zachowują zmysły i mają moc zmieniania przeznaczenia – jednym z nich jest protagonista.

Ten tajemniczy i mityczny setting ma bardzo ciekawe reperkusje. Wprowadziwszy negatywny moment założycielski, wyjaśnia się, dlaczego gameplay będzie oparty prawie w całości na walce oraz dlaczego tak rzadko będziemy znajdować chwile spokoju czy jakichkolwiek przyjaciół. Intro pokazuje też charakterystyczny dla tej produkcji styl artystyczny – zapomnijmy o wszelkich zachodnich wklejkach, dzieło Japończyków przejmuje czymś niezwykłym już od pierwszej chwili. Powiedziałbym, że jest to niebywałe okrucieństwo, porównywalne z tym, któremu Apollo poddał Marsjasza. Przeraża gracza projekt postaci, groteskowych, a jednak niebywale silnych, chwyta za serce zdrada, dzięki której pokonano smoki oraz – dla mnie najważniejsze – widok Bezłuskiego, smoka-zdrajcy, którego nagość zupełnie nie przystaje do brutalności świata. „Dark Souls” prezentuje fabułę bez udawania, że to tylko wstęp, początek, a dalszy bieg wydarzeń pozwoli zmienić historię. Intro pokazuje długie trwanie, to wszechogarniający los i najgłębsza prawda o życiu tu oto.

Nie żyjesz

Ubogie lore, jakie dostajemy na początku, rozbudowujemy w czasie rozgrywki, ale i tutaj ujawnia się oryginalność DS. O ile taki „Skyrim” zarzuca nas tonami informacji, o tyle każdy szczegół w DS jest na wagę złota. Gra bardzo oszczędnie wyjaśnia historię poszczególnych krain, całkiem sporo dowiadujemy się od nielicznych NPC oraz z opisów przedmiotów, ale nigdy nie są to pełne objaśnienia. Dokonywane przez nielicznych zapaleńców rekonstrukcje lore, których efekty można obejrzeć na YouTube, potrafią zaskoczyć swoją pomysłowością.

Ale każda informacja wymaga zdobycia jej i tutaj docieramy do właściwej rozgrywki, która sprawiła, że DS obwołano jedną z najtrudniejszych gier tej generacji. Gra bazuje na systemie podobnym do „Diablo II” – nie ma tutaj zapisów, śmierć naszej postaci przenosi nas do ogniska, przy którym ostatnio odpoczęliśmy, a przeciwnicy odżywają. Smaku dodaje to, że ognisk jest mało (dwa na lokację zazwyczaj), śmierć natomiast powoduje za każdym razem utratę posiadanej aktualnie waluty, którą w tym świecie są dusze przyznawane za pokonywanie wrogów. Jedna chwila nieuwagi i cały progres idzie na marne.

Tak naprawdę bowiem w DS nie chodzi o przejście lokacji bez szwanku. Zginiemy tak czy inaczej. Trzeba to zaakceptować i przystąpić do najbardziej fascynującej rzeczy, której ta gra wymaga – nauki. Nie przejdziemy żadnej lokacji, jeśli nie nauczymy się korzystać z dostępnych ruchów i ataków, dopóki nie poznamy naszych przeciwników i ich zachowań. W DS z całą jaskrawością wynikającą z mechaniki gry ukazuje się prestruktura rozumienia, o której pisał Heidegger. Do rzeczy przystępujemy ze wstępnym zasobem, oglądem i pojęciem, a poprzez poznawanie jej i przestawanie z nią korygujemy sobie jej obraz. I tak właśnie wygląda to w DS –doświadczenie, z którym podchodzimy do gry, nie wystarczy do jej ukończenia. Musimy zdobyć nowe i to jest właśnie tak pociągające. Dzisiejsze gry, jak np. „Call of Duty”, nie wymagają takiej krzywej uczenia, a przynajmniej nie w takim stopniu.

Inwazje i przyzwania

Pokonywanie lokacji, usprawnianie ekwipunku oraz walka ze wspaniale zaprojektowanymi bossami to nie wszystko. DS oferuje jeden z najciekawszych pomysłów na multiplayer. Po pierwsze, single od multi nie jest trwale rozdzielony, nie są to osobne tryby wybierane z poziomu menu głównego. Po drugie: gracze nie mogą komunikować się między sobą za pomocą słów czy głosu, służą ku temu gesty wykonywane przez ich postacie, jak ukłon czy machanie ręką, za komunikację pośrednią służą zaś napisy zostawiane przez graczy, które możemy czytać i oceniać, a także pisać swoje – to z nich możemy dowiedzieć się o jakichś sekretach albo ukrytym przeciwniku. Tego rodzaju mechanika doskonale współgra z resztą gry, obecność Innego to wyjątkowe przeżycie – będzie chciał nas zabić czy też pomoże w walce z potworami? Brawa dla From Software za to rozwiązanie. Gra posiada też areny PvP, które pokazują, jak głęboka jest mechanika DS.

Słowo końcowe

„Dark Souls” to jedna z najważniejszych gier ostatnich lat. Dzięki doskonale zrealizowanej oprawie mitycznej i artystycznej udało się jej wnieść do segmentu AAA najbardziej wymagający i satysfakcjonujący model grania. DS już od momentu wydania na konsole w 2011 roku zyskał duże grono fanów, a wersja PC na pewno je powiększyła, więc serdecznie Was zachęcam do wypróbowania tej gry. Muszę jednak ostrzec przed dwiema rzeczami: po pierwsze, gra zajmuje wiele czasu, po wtóre, niektóre lokacje (Blighttown!) mają bardzo przygnębiający charakter, toteż jeśli tam utkniecie na dłużej, gra może was poirytować. Jest to mimo wszystko jedna z tych pozycji, które najpełniej pokazują, na czym polega doświadczenie grania. Gra potrafi też wzruszyć – zwłaszcza w scenie walki z wilkiem Sifem. Jestem szczerze zachwycony.

PS Polecam instalację na wersji PC DSFixa, który poprawia zauważalnie niedoskonałości graficzne portu z konsol.

„Dark Souls: Prepare to Die Edition” to wyprodukowany przez japońskie From Software sukcesor wydanej na PS3 w 2009 roku gry „Demon’s Souls”. Seria zasłużyła sobie na miano jednej z najtrudniejszych gier z wyższej półki, jeśli nie najtrudniejszych. Już sam podtytuł wskazuje, jaki komunikat najczęściej będzie wyświetlał nam się na ekranie. Ale czy rzeczywiście fenomen tych gier zaistniał dzięki grupce masochistów, którzy godzą się na godziny prób, zanim przejdą drobny kawałek lokacji? Czy służą one jako sprawdzian w dobie „Call of Duty”, które można przejść w 4 godziny? Zdecydowanie nie, rozgrywka w DS to doświadczenie znacznie głębsze i udowadnia, że jest to dzieło zadziwiające.

W „Dark Souls: Prepare to Die Edition” nie chodzi o przejście lokacji bez szwanku. Zginiemy tak czy inaczej. Trzeba to zaakceptować i przystąpić do najbardziej fascynującej rzeczy, której ta gra wymaga – nauki.