Archiwum
27.01.2011

Czy niegrzeczne kobietki zasługują na klapsa?

Agnieszka Kwiecień
Sztuka

Niegrzeczne dziewczynki biją chłopców, niszczą lalki i krzyczą: „Nie, nie będę jeść tej zupy!”. Ładniutkie córeczki siedzą natomiast w falbaniastych sukieneczkach i zapytane, odpowiadają najczęściej: „tak mamusiu, dobrze tatusiu”.

Gdy grzeczne dziewczynki dorosną, to przeistoczą się w grzeczne kobiety, które powtarzają: „dobrze, oczywiście, jak najbardziej, chętnie, tak jak chcesz, ok”. Określanie dorosłej kobiety mianem niegrzecznej brzmi kuriozalnie, wręcz perwersyjnie. Mówiąc to, konstruujemy rzeczywistość, w której mężczyzna wyrasta z niegrzeczności, a kobieta jest ugrzeczniona na całe życie. Ładnie ubrana, prosto stoi, słodko się uśmiecha, ubiera dzieci na różowo, mówi „bileciki” i „kawka”, ogląda serialowe bajeczki, a czasem pokazuje swój różowiutki języczek i wtedy dostaje w pupę.

Duża-dziewczynka-artystka pozwala sobie czasem w takim świecie na galeryjnej ścianie publicznej instytucji wystawienniczej obwieścić: „No, I don’t” (Laura Pawela, „No, I don’t”, 2008). I właściwie nie wiemy, co nie, ale wiemy, że artystka jest niegrzeczna, bo komunikują to kuratorki wystawy zatytułowanej „Niegrzeczne” – ekspozycji zbudowanej z prac 8 artystek. Wszystkie są dorosłe. Dlaczego zatem są niegrzeczne jak małe dziewczynki, które robią coś niewłaściwie (inaczej, niż każą ustalone i zaakceptowane przez dorosłych normy zachowania)? „Jesteś, kochanie, niegrzeczna. Oj, trzeba ukarać takie niegrzeczne dziewczynki”. Podobne słowa skierowane do dorosłej kobiety zaskakują, nawet oburzają. W zakamarkach prywatnej sypialni mogą być częścią seksualnej zabawy, podczas której kobieta przeistacza się w lolitkę. Ale poza nią rażą nieadekwatnością, sprowadzają kobietę do formy niedorosłej rozrabiary, infantylnej lolitki, głupiutkiej laleczki. Czasem kobiety dobrowolnie przeistaczają się w te śliczniutkie, niepoważne kobietki. Wypinają pupeczki w falbaniastych, różowiutkich spódniczkach i proszą się o klapsika. Potem chichoczą i rechoczą.

Takie obrazy zapełniają programy telewizyjne i serialowe sceny, wypełniają wnętrza kawiarni i popkulturowe imaginarium, kształtują aktualne mody i młodzieżowe kontrkultury, pojawiają się na ulicach, w biurze, w teatrach, kinach i w domu. Zdarza się, że dorosłe kobiety z pełną świadomością sięgają po te wyobrażenia, gesty i pozy, aby wykorzystać je w celu demaskacji, aby wyśmiać i pobawić się kulturowymi wzorcami. Maskarada jednak równocześnie obala i utrwala klisze. Zabawa formą powinna być bardzo odpowiedzialna.

Odnoszę wrażenie, że pożądane przez kuratorki w konstrukcji wystawy znaczenie buntu i złości zostało rozmyte i rozmiękczone. Zebrane razem bohaterki artystek są niegrzeczne, bo: pierdzą (Justyna Koeke, „Pierdząca”, 2010), wymazują dziecięce portrety wideo (Lidia Krawczyk, „Me”, 2010), puszczają taśmę filmową od tyłu (Agnieszka Kurant, „Czas apokalipsy”, 1981), dorysowują królewnie z bajki cienie pod oczami (Karolina Kowalska, „Miss White Bluebird of Happiness”, 2007). Trzeba im pogrozić paluszkiem: oj, nie wolno, śliczne dziewczynki tak nie robią! Wtedy panie spuszczą głowę i wrócą do swojego pokoju.

Tylko bardzo odważne albo sfrustrowane pozwolą sobie na demonstrację swojej siły. Na sprzeciw, który nie mieści się w dozwolonych formach okazywania złości, który jest skierowany na zewnątrz, przeciw czemuś lub komuś, a nie przeciwko sobie. Anna Maria Karczmarska sięga nawet po prawdziwą broń. W filmie „Pojedynek” (2008) widzimy kobietę, która wychodzi na ulicę miasta, rozbiera się, oddaje się w ręce asystentów, którzy ubierają ją w specyficzny, zakrywający łono, oczy i wypełniający usta strój bojowy. Staje i strzela, potem przewraca się. Okazuje się, że konstrukcja społeczna nie pozwala kobiecie posługiwać się bronią. Oddając jej w ręce możliwość ataku (i jednocześnie obrony), zatyka się jej usta i zasłania oczy tak, aby ani obrona, ani atak nie mogły być skuteczne, nie wyrządziły nikomu żadnej szkody, nie naruszyły żadnych fundamentów. Aby ten sprzeciw był tylko formą ukazania złości, nad którą można przejść do porządku dziennego. Niech sobie dziewczynka popłacze. Nic jej nie będzie.

Czy kuratorki wystawy chciały pokazać, że kobiety współcześnie to słodziutkie lolitki pierdzące kolorowymi obłokami utkwione w infantylnej kulturze, która nie pozwala na istotny bunt o faktycznej sile rażenia? Czy kiedy już poprzednie fale feminizmów i ich nieujarzmione bohaterki odeszły w niepamięć, jesteśmy, my kobiety, zdolne tylko do zabaw w maskarady, w przebieranki, w żonglerkę kulturowymi kliszami? Jeżeli uda nam się natomiast zrobić gest, który powoduje ciszę i skupi na nas spojrzenia uczestników społecznej gry w normy, wówczas same, przerażone taką niezwykłą reakcją otoczenia, zanosimy się śmiechem. Przecież absolutnie nie jestem poważna. Nie, nie chcę dorosnąć! To było niechcący. Nie chciałam być niegrzeczna.

„Niegrzeczne”
kuratorki: Lidia Krawczyk, Beata Nowacka-Kardzis
Kraków, Galeria Sztuki Współczesnej Bunkier Sztuki
12.01.–27.02.2011



Niegrzeczne dziewczynki biją chłopców, niszczą lalki i krzyczą: „Nie, nie będę jeść tej zupy!”. Ładniutkie córeczki siedzą natomiast w falbaniastych sukieneczkach i zapytane, odpowiadają najczęściej: „tak mamusiu, dobrze tatusiu”.