„Czas maskowania” to termin Claudii Schoppmann, która opisywała losy homoseksualnych kobiet prześladowanych w okresie narodowego socjalizmu. Ów termin – co podaję za Joanną Ostrowską – doskonale opisuje także życiowe doświadczenie Teofila Kosińskiego, który stał się pierwowzorem Stefana K., głównego bohatera „Cholernie mocnej miłości” Lutza van Dijka. Już w tym jednym zdaniu widać efekt zwielokrotnionej maskarady czy ukrycia. Wskazany ciąg nazwisk należy uszeregować i wyjaśnić. Zacznę od końca. Joanna Ostrowska to badaczka, zajmująca się między innymi opisem sytuacji homoseksualistów i lesbijek w II Rzeszy, kwestią prostytucji jako pracy przymusowej w czasie II wojny światowej oraz zjawiskiem pornografizacji Holokaustu. Polskie wydanie „Cholernie mocnej miłości” opatrzone zostało posłowiem jej autorstwa. Lutz van Dijk to nauczyciel, autor książek dla dzieci i młodzieży, który poszukując tematu do kolejnej książki, przez znajomego trafił na list Kosińskiego adresowany do kanclerza Niemiec. Kosiński domagał się w nim odszkodowania za cierpienia doznane w niemieckich więzieniach podczas drugiej wojny światowej. Powodem jego aresztowania było złamanie paragrafu 175 – czyli podejrzenie o seksualną relację z innym mężczyzną. Van Dijk szybko skontaktował się z autorem wspomnianego listu i choć ten ostatni nigdy nie uzyskał odszkodowania, niemiecki badacz i nauczyciel spisał jego historię. Opublikowana po niemiecku na początku lat 90. XX wieku, przez szereg tłumaczeń, w 2017 roku, w rok po publikacji „Mężczyzny z różowym trójkątem”, ukazała się w Polsce. Sam Kosiński zmarł w 2003 roku. Wcześniej wielokrotnie zastrzegał, że ujawnienie jego prawdziwego imienia i nazwiska nastąpić może dopiero po jego śmierci.
Książka van Dijka nie jest pozycją, którą powinno się opisywać w kontekście estetyki, teorii literatury czy lekturowych przyjemności. Analiza jej poetyki jest zbędna. Należy traktować ją jako (para)dokument. Jako transpozycję słów jedynego polskiego świadka skazanego z paragrafu 175. Porównanie jej z wywiadami-świadectwami, których Kosiński udzielił dla różnych instytucji zajmujących się badaniem nazistowskich zbrodni, wykazuje pewną pretensjonalność „Cholernie mocnej miłości”. Ta jednak mieści się w poetyce opowieści o tragicznym uczuciu. Wydaje się, że w przypadku niniejszej książki można by pokusić się o próby opisu budowy narracji na poziomie Lejeune’owskiego paktu autobiograficznego skorelowanego z autobiograficznym trójkątem Małgorzaty Czermińskiej oraz figurą, którą roboczo nazwać można terapeutą i ghostwriterem à rebours, kim dla Kosińskiego po części stał się van Dijk. Taka obserwacja zasługuje na pogłębiony opis i dokładną lekturę relacji obu mężczyzn. Tutaj zamieszczam ją na prawach marginesu. Jako wskazanie, co można zrobić z historią Stefana K./Teofila K. w wymiarze literaturoznawczym, nie historycznym.
Historia Stefana K. kończy się tuż po wojnie, w 1947 roku, kiedy z nazistowskich więzień wrócił do Polski. Ostatnie dwie strony narracji obejmują okres od końca czwartej do początku dziewiątej dekady XX wieku, czyli pięćdziesiąt lat życia Teofila Kosińskiego ukrywającego się pod pierwszoosobową narracją Stefana K. To czas, w którym odruch ukrycia był silniejszy niż wcześniej, gdy młody Stefan/Teofil budował relację z niemieckim żołnierzem stacjonującym pod Toruniem – Willim G. Powojenne ukrycie wynikać miało z wcześniejszego doświadczenia. Ta część życia Kosińskiego wydaje się równie ważna, szczególnie dla polskiego odbiorcy. W mojej lekturze wspomniany termin Schoppmann pozwolę sobie rozciągnąć na całe życie Kosińskiego, a przynajmniej na jego życie w Polsce. Doświadczenie więzienia, ale też dalsze, nieznane nam losy Kosińskiego doprowadziły go do sytuacji, którą nazwać można rozdwojeniem. Na podstawie światowej recepcji książki van Dijka wiemy, gdzie i kiedy podróżował pierwowzór jego głównego bohatera. Pisząc posłowie do polskiej wersji, Ostrowska pokazała proces uwalniania się Kosińskiego, który w kolejnych podróżach coraz bardziej odsłaniał siebie samego, ujawniał własne nazwisko, a jednocześnie bał się, że informacje odsłonięte poza granicą kraju czy na innym kontynencie dotrą do jego rodziny. Ów lęk sprawiał, że wspomniany proces uwalniania przeplatał się z działaniami kontrolnymi, z autoszantażem – łamaniem wcześniej udzielonej zgody na kolejne wywiady czy z zaprzeczeniem spełniającym się w akcie spalenia zgromadzonych przez lata kolejnych wydań „Cholernie mocnej miłości” i listów od czytelników. Powojenna historia Teofila Kosińskiego to właściwy czas maskowania, to moment, w którym nie obejmował go już – wciąż ważny (do 1994 roku) na terenie dzisiejszych Niemiec – paragraf 175. Mimo tego Kosiński nigdy nie zdecydował się na świadectwo skierowane do polskiego odbiorcy.
Posłowie do polskiego wydania rozpoczyna się od wspomnienia strachu, lęku, przerażenia i przewrażliwienia Kosińskiego, który wciąż obawiał się, że ktoś może rozszyfrować jego nazwisko i wykorzystać opisaną historię przeciwko niemu. Jego przerażenie rosło wprost proporcjonalnie do upływu czasu i rozwoju technologii. Ta pod postacią wirtualnej sieci dawała łatwe i szybkie możliwości połączenia polskiego i zagranicznego życiorysu Kosińskiego. Światło na ostatnie lata życia Kosińskiego rzucają listy, które adresował do van Dijka. Ten ostatni opracował i wydał je po niemiecku w 2015 roku. Z tychże korzystała Ostrowska. Ich lektura potwierdza tezę, według której maskowanie Kosińskiego trwało całe jego dojrzałe życie. Przez lata trwania PRL, przez transformację ustrojową, do wczesnych lat XXI wieku. Mimo nadziei na zmiany po 1989 roku, mimo optymizmu, Kosiński do śmierci ukrywał prawdę o sobie przed rodziną i przed polskimi czytelnikami. Nie dowiemy się, jak toczyło się jego życie w Warszawie w drugiej połowie XX wieku. Nie dowiemy się, czy dotknęła go Akcja Hiacynt:,
Mówił, ale zawsze poza granicami Polski. W „domu” miał pozostać nadal anonimowym starszym panem, który co jakiś czas wychodzi na zakupy po świeże owoce i warzywa. Pilnie śledzi zmiany pogody. Chętnie spaceruje w okolicach parku Morskie Oko w Warszawie i od czasu do czasu wyjeżdża za granicę, co w latach dziewięćdziesiątych XX wieku nie było niczym wyjątkowym [s. 160, posłowie J. Ostrowskiej].
A gdzie podział się mężczyzna między dwudziestym a sześćdziesiątym piątym rokiem życia? Co o nim wiemy, o jego doświadczeniach? Niewiele. O tym czasie, mimo kilku publikacji opisujących życie polskich homoseksualistów, wciąż wiemy za mało. I choć w przypadku „Cholernie mocnej miłości” dalsze losy bohatera są poza kadrem, wydają się równie ważne.
W momencie publikacji wyczekiwanego tłumaczenia często używa się fraz, typu: wreszcie, w końcu coś się ruszyło, zmieniło, idzie w dobrym kierunku. W tym przypadku powyższe frazy wydają się nieadekwatne. Publikacja „Mężczyzny z różowym trójkątem” oraz „Cholernie mocnej miłości” wymagała ogromnego nakładu pracy i samozaparcia wszystkich tych, którzy przyczynili się do efektu końcowego. Głównym problemem nie był jednak fakt, że ich przekład wymagał wielu specjalistycznych konsultacji, ważniejsze wydaje się to, że obie książki wyszły nakładem małych, specjalistycznych oficyn wydawniczych, a proces wydania wsparły środki prywatnych darczyńców. To pokazuje, że poruszany w nich temat wciąż nie znajduje instytucjonalnego – państwowego ani rynkowego – wsparcia. Nie zasługuje na oficjalną pamięć czy badania oraz wydaje się niezwrotną inwestycją dla dużych wydawców. Problematyczna pozostaje także kwestia lektury „Cholernie mocnej miłości” – czy jakaś polska instytucja edukacyjna wesprze zapaleńców i badaczki, dzięki którym młodzież w Polsce może we własnym języku przeczytać historię miłości Teofila Kosińskiego? Odpowiedź jest prosta: dziś nie zrobi tego żadna państwowa instytucja, a jeśli do tego dojdzie, to raczej na prawach tajnych kompletów, dzięki edukatorkom i edukatorom, dla których etyka i pamięć to wystarczające filary działania niezgodnego z państwowym czy raczej narodowym przekazem. Tego wypadałoby życzyć wszystkim, którzy uczestniczyli w korowodzie zdejmowania kolejnych masek. Szerokiej recepcji, wielostronnej lektury i refleksji. Szczególnie w czasach, gdy za wschodnią granicą powstają obozy, do których internowani są homoseksualiści. Tak, to mocna puenta. Najmocniejsza. Niech tak zostanie.
Lutz van Dijk, „Cholernie mocna miłość. Prawdziwa historia Stefena K. i Williego G.”
tłumaczenie: Agata Chmielecka, Filip Fierek
Korporacja Ha!art
Kraków 2017