Archiwum
06.11.2019

Co roku znika jedno polskie miasto

Julia Niedziejko Adam Ziajski
Teatr Rozmowy

Rozmowa z Adamem Ziajskim, scenarzystą i reżyserem spektaklu „Chciałbym nie być” (Teatr Nowy w Poznaniu).

Julia Niedziejko: Według prawa w przypadku odnalezienia zaginionej osoby pełnoletniej, policja nie może nikomu udzielać informacji na temat jej miejsca pobytu i powodów ucieczki, jeśli zaginiony nie wyraża na to zgody. Wygląda na to, że bardzo łatwo jest zniknąć, jeśli tylko tego chcemy.

Adam Ziajski: Policja rejestruje 20 tysięcy zaginięć rocznie. Jeśli przedstawić sytuację obrazowo – można powiedzieć, że w zeszłym roku zniknęło całe Opoczno, Gostyń czy Chełmno. W rzeczywistości zaginięć jest znacznie więcej. Policyjne statystyki nie ujmują porwań rodzicielskich i poszukiwań opiekuńczych. Zaginięcia z własnej woli to tylko część większego zjawiska, ale oczywiście – zdarzają się.

Jakie są przyczyny zaginięć według policyjnych raportów?

Powodów jest tyle, ile przypadków. Przyczyną może być bankructwo, załamanie nerwowe, odkryta choroba, nowa znajomość, depresja. Znikają zarówno osoby starsze, wymagające stałej opieki medycznej, jak i młodzi. W Polsce około 6–7 tysięcy nieletnich ucieka z powodu przemocy w rodzinie albo problemów środowiskowych. Niekiedy w małych miasteczkach takie zniknięcia nie są zgłaszane w obawie przed utratą dobrego imienia rodziny. Są również porwania rodzicielskie… można wymieniać bez końca. Wszystkie powody łączą się tylko w jednym punkcie – traumie najbliższych.

Zanim przejdziemy do tej kwestii, chciałabym lepiej zrozumieć, jak wygląda proces poszukiwania osoby zaginionej. Kontaktowałeś się z organami władzy w tej sprawie?

Tak, badając temat, stykałem się z policją oraz grupami poszukiwawczymi. Pierwsze zgłoszenie zaginięcia traktowane jest bardzo poważnie, ale gdy zdarza się któryś raz z rzędu, wówczas podchodzi się do niego z większa rezerwą. Policja rozpoczyna poszukiwania od badania śladów cyfrowych – śledzi transakcje płatnicze, lokalizuje telefony. Wiele osób nie wie, jak właściwie postępować w razie zniknięcia bliskiej osoby – co niestety może mieć wpływ na przebieg śledztwa. Pokutuje mylne przekonanie, że czyjąś nieobecność należy zgłosić dopiero 48 godzin od czasu ostatniego kontaktu z tą osobą. Błędne jest też założenie, że wyłącznie rodzina ma prawo zgłosić zaginięcie.

W jaki sposób można pomóc w przyspieszeniu śledztwa?

Niestety żyjemy w realiach, gdzie im sprawa jest głośniejsza, tym działania są intensywniejsze. Zaginieni są dla mediów złotym towarem, który łatwo sprzedać. Nasze ekscytowanie się sensacją to nic innego jak usypianie własnych lęków. Z łatwością zapominamy, że za krzykliwymi nagłówkami kryją się dramatyczne historie rodzin osób zaginionych. To dla nich miecz obosieczny, bo rozgłos nie pomaga radzić sobie z traumą.

No właśnie, co z rodzinami zaginionych osób czy mogą liczyć na jakieś wsparcie?

Nie ma systemowych rozwiązań. Rodziny pozostają same. Czasem dopiero po latach niektórzy sięgają po jakiekolwiek wsparcie. Jest oczywiście Itaka, której dwudziestoletnia działalność przyczyniła się do odnalezienia ponad 15 tysięcy osób. To jedyne miejsce, w którym można otrzymać pomoc informacyjną, prawną i psychologiczną. Itaka pomagała mi w kontakcie z wybranymi rodzinami, które podzieliły się ze mną swoimi historiami. Jestem jej za to bardzo wdzięczny.

Spektakl „Chciałbym nie być”, który swoją premierę będzie mieć w poznańskim Teatrze Nowym, jest – o ile się nie mylę pierwszym przedstawieniem bazującym na zwierzeniach rodzin osób zaginionych.

Z tego, co mi wiadomo, to tak – ale nie zależy mi na robieniu z tego faktu sensacji. Przygotowując spektakle, staram się podejmować kwestie, które są ważne dla mnie prywatnie, ale również istotne społecznie. Tematem zaginięć zajmuję się od roku. Od początku zależało mi, aby przerobić problem „zniknięcia” możliwie jak najszerzej. Doszedłem do wniosku, że bardzo osobista i traumatyczna perspektywa rodzin osób zaginionych jest tak naprawdę uniwersalna – bo znamy ją z własnych doświadczeń, na które, być może, w pierwszym odruchu nie zwracamy uwagi. Każdemu z nas przytrafia się ten szczególny rodzaj osobistej niechęci do tkwienia w jakimś położeniu – specyficzny rodzaj zamyślenia, usuwający nas z niewygodnej sytuacji. Nasze „małe zniknięcia” mogą przerodzić się w początek „niebycia”. Jednak kluczowa jest perspektywa rodziny, która też „chciałaby nie być”, by wyzwolić się od traumy, bólu lub uczucia pustki.

Jak rodziny zaginionych reagowały na pomysł zrealizowania spektaklu, który ma opowiadać ich historie?

Za każdym razem były to niezwykle przejmujące spotkania. Odnoszę wrażenie, że ci ludzie mają ogromną potrzebę mówienia o swoim doświadczeniu, bo nikt wcześniej nie chciał ich wysłuchać. Dla wielu było to trudne, ale i wyzwalające przeżycie. Zdarzały się łzy i długie chwile wspólnego milczenia. Dostrzegam, że ludziom tym oprócz traumy towarzyszy również ogromne poczucie winy. Do dziś pytają: jak do tego doszło? dlaczego tak się stało? czy można było temu zapobiec? Najtrudniejsze w tym doświadczeniu jest zaakceptowanie własnej niewiedzy.

A stąd już o krok od pragnienia „niebycia”, zgadza się? Jeśli jednak nie znikać, jak sobie radzić w takiej sytuacji?

Ludzie pozostawieni sami sobie w natłoku niewiadomych, chwytają się wszystkich sposobów, które mogą przynieść ulgę. Kiedy śledztwo nie daje efektów, pojawia się ostatnia deska ratunku – usługi jasnowidza. Na polskim rynku działa 100 tysięcy wróżek. Ich działania bywają okrutne i destrukcyjne. Jesteśmy społeczeństwem, które nie ma zaufania do systemu, bo system nie ma zaufania do nas, więc zmuszeni jesteśmy radzić sobie sami. Ale jak to zrobić, skoro wszystkie metody zawodzą i pozostaje tylko czekanie? Często te poszukiwania trwają dziesięcioleciami. Dla rodziny jest to doświadczenie, które wywraca świat do góry nogami, wyniszczając wszystkich wokół. Wtedy pojawiają się samotność, depresja lub uczucie pustki. Z tym doświadczeniem trzeba nauczyć się żyć na nowo.

Jak wiele zaginionych osób się nie odnajduje?

Policja twierdzi, że tylko 2%, ale z badań Itaki wynika, że nawet 20% zaginionych nie wraca do domu. „Trwale zaginionych” jest w Polsce około 3,7 tysiąca osób. Osobny problem to osoby niezidentyfikowane – NN. Na polskich cmentarzach mamy 4,4 tysiąca bezimiennych mogił. Wiele zakopanych w nich ciał może należeć do osób, których nadal szukamy – Itaka szacuje, że prawdopodobnie znajduje się tam aż 80% zaginionych. Nie mają pewności, bo NN bardzo często leżą zbiorowo, a ich groby są nieewidencjonowane.

Mogę się tylko domyślać, jak trudno rodzinom zaginionych żyć ze świadomością tych informacji. Wygląda na to, że Twoja propozycja stworzenia spektaklu mogła im pomóc wypowiedzieć na głos swoje obawy.

Być może. Kluczowe jednak było to, aby mi zaufali i uwierzyli w moje szczere intencje. Na wstępie przedstawiłem im oczywiście cały zamysł inscenizacyjny. Z naszych spotkań powstał zapis, który stał się scenariuszem. Podczas wspólnego czytania mieli szansę się z nim zapoznać. Było mi bardzo miło, kiedy usłyszałem, że stworzony przeze mnie tekst im odpowiada, bo wiernie oddaje ich historie i uczucia. Próba stworzenia własnego języka do mówienia o traumie jest niezwykle istotna w procesie gojenia ran.

Zakładam, że Twoje doświadczenie pracy z ludźmi, którzy noszą w sobie trudne doświadczenia, pomogło Ci przy tym projekcie. W ostatnich latach pracowałeś z osobami niewidzącymi i niesłyszącymi.

Można tak powiedzieć. Mam za sobą pracę nad „Spójrz na mnie”, gdzie zostałem wręcz przeorany przerażającymi historiami moich bohaterów. Tym razem jednak próby wyglądają inaczej, bo na scenie nie pojawią się prawdziwi bohaterowie. W ich miejscu jest ośmioosobowy zespół aktorski. Ja również pojawię się na scenie, ponieważ moja historia jest częścią spektaklu.

Choć jestem zaintrygowana Twoim pomysłem, mam obawę, że spektakl zapowiada się jako wyczerpujące doświadczenie. Wyczuwam, że nie taka jest Twoja intencja. W jaki sposób przełożysz te bolesne historie na język teatralny?

Chcę przede wszystkim, aby ten spektakl był przyswajalny i prosty. Nie mam intencji, by epatował traumą ani wzbudzał sensację. Chciałbym przedstawić publiczności przejmujące świadectwo naszego istnienia. Zderzam prawdziwe historie z silnymi obrazami, by widzowie zrozumieli istotę „niebycia” i poczuli, jak bardzo jest ono przez nas nieuświadomione. Więcej nie mogę zdradzić.

Twoje poprzednie przedstawienia były bardzo syntetyczne zarówno pod względem treści, jak i formy. Czy tak będzie i tym razem?

Staram się wykorzystywać swoje doświadczenie wyniesione z teatru ulicznego. Przymawiają do mnie silne, proste obrazy. Chcę opowiadać tak, by mnie rozumiano. Zdaję sobie sprawę z kalibru tematu, ale na tym polega moje wyzwanie. Czuję się jednak silny, bo mam wsparcie świetnego zespołu aktorskiego. Przed nami ostatnia prosta. „Chciałbym nie być” ma już wyraźny kształt, który – mam nadzieję – okaże się treściwy.

Spektakl już teraz budzi zainteresowanie mediów. Czy nie masz wrażenia, że staje się towarem, podobnie jak artykuły o zaginionych?

Tak, zaczyna się robić wokół niego gorąco, a przez to nieuczciwie, bo w kontekście naszej premiery media przywołują nazwiska konkretnych osób. To oczywiście napędza klikalność, ale nie o tych osobach jest spektakl. Chciałbym upomnieć się w tym miejscu o zdrowy rozsądek i empatię. Inspiracją do powstania spektaklu jest całe spektrum zjawiska, które dotyka rodzin i ich bliskich. Dlatego wysłuchajmy ich uważnie, bez zbędnych szumów i jakichkolwiek wyobrażeń.

 

Adam Ziajski – kulturoznawca, aktor, reżyser teatralny, aktywista i manager. Założyciel i wieloletni lider Teatru Strefa Ciszy. Twórca oraz kierownik artystyczny Centrum Rezydencji Teatralnej „Scena Robocza”. W ostatnich latach wyreżyserował spektakle „Nie mów nikomu” (Scena Robocza 2016) i „Spójrz na mnie” (Teatr Śląski w Katowicach 2018). 9 listopada w Teatrze Nowym w Poznaniu odbędzie się premiera przedstawienia „Chciałbym nie być”, do którego scenariusz powstał na podstawie prawdziwych historii osób zaginionych i ich rodzin.

źródło: Flickr