Do 9 stycznia w berlińskim Martin-Gropius-Bau oglądać można imponującą wystawę „Obok. Polska – Niemcy. 1000 lat historii w sztuce”.
Niedawno o otwartej 23 września wystawie znów zrobiło się głośno z powodu usunięcia z niej po cichu jednego z eksponatów. W filmie „Berek” Artur Żmijewski sfilmował nagie postaci grające w berka w piwnicy i w komorze dawnego obozu koncentracyjnego, co przypominało holocaustowy taniec śmierci i skłaniało do pytań tyleż o codzienność ofiar zagłady, co samopoczucie tych, którzy o nich (nie) pamiętają. Choć zdążyliśmy się już przyzwyczaić, że zawsze znajdzie się ktoś obrażony, cenzurowanie sztuki wciąż budzi sprzeciw. Jednocześnie cenzorski akt udowadnia niegasnącą moc sztuki – jej zdolność do ciągłego renderowania z rzeczywistością pozaartystyczną. Pożytek z kastracji ekspozycji był jeden: nagłośnienie jej na półmetku żywota w Martin-Gropius-Bau. Przypominamy i my: wystawę „Obok”, przyglądająca się ponad tysiącletniej historii polsko-niemieckich wpływów, zobaczyć można jeszcze do 9 stycznia w Berlinie.
Bez obaw – i bez „Berka” ilość eksponatów przyprawić może o ból głowy. Kuratorka wystawy Anda Rottenberg w ciągu 2 lat zdołała wypożyczyć do Berlina ponad 800 eksponatów. Poprzez zróżnicowane tematy i okresy historyczne prowadzą audioguidy, które w cenie biletu odbiera się przed wejściem do sal wystawienniczych. Stanowią one raczej wskazówki, niż wyczerpują temat; bardziej budzą ciekawość, niż ją zaspokajają. Ponadto wystawie towarzyszy bogaty program imprez kulturalnych i program edukacyjny, a w weekendy funkcjonują w muzeum studenckie duety polsko-niemieckie. Wszystko przemyślane, dopięte na ostatni guzik. Nic dziwnego – powierzenie przygotowania ekspozycji Rottenberg od początku stanowiło gwarancję nie tylko rzetelnego i nowoczesnego, ale i niebanalnego podejścia do tematu. W czasach, kiedy brandingowi podlega w ogromnym stopniu także świat sztuki, nazwisko tej niezwykłej osoby ma również wartość marketingową. Za Rottenberg stoją bowiem nie tylko wielkie dokonania kuratorskie i na polu krytyki sztuki, ale też, chcąc nie chcąc, skandale (odeszła z Zachęty w 2001 roku po wystawieniu tam rzeźby Maurizio Catellana, która nie podobała się prawicowym politykom). Stoi też świetna powieść autobiograficzna „Proszę bardzo”, w której odsłoniła się w sposób budzący podziw zarówno w sensie literackim, jak i osobistym.
Rottenberg jest specjalistką od trudnych tematów, a tutaj łatwo być nie mogło. Stosunki polsko-niemieckie nie zawsze były opowieścią o zgodnym, uczciwym, a czasem nawet ludzkim współistnieniu. Rottenberg nie ułatwia sobie zadania, pokazując przede wszystkim nie lata sąsiedztwa (sąsiadów dzieli mur), ale lata, czasem trudnego, współżycia, wzajemnych wpływów artystycznych, naukowych, politycznych. Nie powiela też niebezpiecznych narodowościowych segregacji – na naszych (i waszych) ziemiach tworzyli Żydzi, Rosjanie, Włosi… Pokazuje, że historia sztuki nie może być narodowa i w rzeczywistości nigdy taką nie była. Wybór eksponatów jak najdalszy jest od resentymentu – przypomina jego niszczący wpływ, ale nie rządzi się jego zasadami. Nie chce niczego przemilczeć, ale dąży do koncyliacji. Nacisk położony jest na to, co wspólne – historię Wolnego Miasta Gdańska, Wettinów na tronie polskim, a przede wszystkim dzieje najnowsze, które przyniosły najwięcej krzywd, ale i najwięcej pocieszenia. XX wiek i czasy obecne zajmują największą część wystawy; współczesność wdziera się tu także jako komentarze do dziejów i dzieł dawnych.
Kuratorka twierdzi, że nie opowiada historii. Historia jest jednak w sztuce zapisana tak jak sztuka w historii. Już czasem kaligraficzny podpis aspiruje do rangi dzieła sztuki (wiadomo jak arbitralna to kategoria), innym razem sztukę stanowi sam gest, tak jak decyzja zamknięcia dziedzictwa związanego z zakonem krzyżackim w klatce, przygotowanej przez Jarosława Kozłowskiego. Interpretacje tego gestu są różne. Piotr Szarzyński zastanawiał się, czy „zbyt niebezpieczny to stereotyp, by pozwalać mu hasać na wolności? A może wręcz przeciwnie – przestarzały i zasługujący na muzealny magazyn, a nie wystawowe sale?”. Ja widzę tu tę część historii, do której nikt nie chce się dziś przyznać. Niemcy nie utożsamiają się z dziejami zakonu, w którego estetyce zobaczyć można podobieństwa do tej nazistowskiej, także wypartej przez powojenną niemiecką świadomość. Polacy ochoczo porzucili, dawniej wykorzystywany w machinie propagandowej, kult grunwaldzkiego triumfu oraz podszyty strachem i kompleksami wizerunek Niemca jako Krzyżaka. Sama Rottenberg twierdzi, że klatka Kozłowskiego to muzealny magazyn z eksponatami, które wciąż czekają na odkrycie.
Wystawa kończy się happy endem. Najbardziej współczesne dzieła i dokumenty dowodzą szczęśliwych kolaboracji i życzliwego spojrzenia (oryginał Traktatu o dobrym sąsiedztwie z 1991 roku obejrzeć można w jednej z ostatnich sal). Tuż przed wyjściem z wystawy trzeba jeszcze przejść przez „Chłodnię” Gregora Shneidera. Kiedy pozostajemy chwilę w środku gigantycznej lodówki, rodzi się w nas strach. Cóż może on oznaczać w kontekście wystawy? Może tyle, że chłodnię tę mamy już za sobą i przyszedł czas ocieplenia? A może powstała ona, aby wyplenić demony zamknięte przez Rottenberg w klatce Kozłowskiego? By wyjść z budynku czystym, mądrzejszym o pamięć dramatów nie tylko kolejnych pokoleń i rzeszy jednostek (do chłodni wchodzi się pojedynczo). A może tylko tyle, że trzeba być wiecznie uważnym, bo temperatura wzajemnych relacji będzie taka, jaką sami sobie wytworzymy.
„Obok. Polska – Niemcy. 1000 lat historii w sztuce”
Berlin, Martin-Gropius-Bau
23.09.2011 – 9.01.2012
Fot. „Entartete Kunst Lebt”, Yael Bartana, 2010, © Courtesy Annet Gerlink Gallery, Amsterdam