1. Inga
Inga Iwasiów może się cieszyć zasłużonym rezonansem czytelniczo-krytycznym. W ciągu dwóch miesięcy od premiery „Na krótko” omówienia tej powieści pojawiły się na kilku forach recenzyjnych, na stronach Feminoteki oraz w ogólnopolskich mediach papierowych i elektronicznych, między innymi w Dwutygodniku.com, „Gazecie Wyborczej” i „Tygodniku Powszechnym”. Przy uwzględnieniu marazmu recepcji literatury rodzimej, powieść szczecińskiej badaczki urasta do miana jednej z najważniejszych premier pierwszej połowy roku. Czy słusznie? Nie wiem, nie objąłem całej konkurencji. Krytyczna reakcja potwierdza jednak, że oczekiwanie na ostatni tom szczecińskiej trylogii było duże.
Śledząc głosy krytyczne, można zauważyć czytelnicze rozbieżności. Interpretacje i analizy tylko częściowo się na siebie nakładają, co oznacza, że Iwasiów dała nam tekst wielokrotnego użytku, tekst, o który można się pokłócić, a przynajmniej o którym można podyskutować, podebatować, nie tylko teoretycznie.
2. Eliza
Eliza Szybowicz włączyła powieść Iwasiów w poczet tekstów o miłości, uczucie to rozpatrując nie psychologicznie, lecz socjologicznie. Jej uwaga koncentruje się na tożsamości głównych bohaterów, na ich przynależności czy też próbach przynależności do określonych klas społecznych. Na wzorcach kulturowych, które świadomie bądź nie wyznaczają im odpowiednie role małżeńskie – w przypadku Tomka i Sylwii, czy rodzinne – w przypadku Ruty i Witka. Te, powierzchownie przykryte psychologią, w lekturze krytyczki wydostają się na powierzchnię, przez co powodować mają mglistość powieści, rozumianą jako jej słabość.
Zastanawiając się nad powyższym zarzutem, nie zamierzam odrzucać socjologicznego odczytania. Wydaje mi się jednak, że uczucie czy raczej poczucie mglistości towarzyszące procesowi czytania „Na krótko”, jest chyba pochodną zazębiania się wątków ilustrujących kłopoty pamięciowe głównej bohaterki Sylwii oraz poetyki powieści mającej owe nieuzasadnione braki z pamięcią oddawać w pozafabularnej płaszczyźnie. Jest coś takiego w konstrukcji tej powieści, czego nie potrafię nazwać teoretycznie, zdefiniować, a co polega na przegapieniu, celowym ominięciu przez narratora/narratorkę jakichś informacji, co ma powodować czytelniczy dyskomfort. Co rusz narratorka wytrąca ze swoich zdań odpowiednie wiadomości, przeskakuje je, tak jakby była pewna, że nie musi nic dopowiadać, że już wszystko wiadomo. Po prostu nie nazywa wszystkiego do końca. W pierwszym odruchu można by to odnieść do celowej gry z czytelnikiem/czytelniczkom, od których wymaga się dużej zdolności komunikacyjnej albo inteligencji, pozwalającej na czas wypełnić miejsca, w których pisarka i czytelnicy rozumieją się „w pół zdania”, zmusi ich do pracy pamięci, do wytężenia umysłu i do poszukiwań, do odpowiedzi na pytanie, czy był już jakiś trop wcześniej, czy nie, czy coś przegapiłem, czy muszę sobie sam dopowiedzieć resztę? Druga myśl uświadamia jednak, że jest to sposób konstruowania płaszczyzny metapowieściowej i splatania jej z fabułą. Przyznać trzeba, że intrygujący. Dzięki temu bowiem doznania cierpiącej na nieuzasadnione zaniki pamięci Sylwii stają się też naszymi doznaniami. W ten sposób wspomniana mglistość staje się technicznym mocodawcą jednego z głównych wątków fabularnych „Na krótko”.
3. Katarzyna
Z kolei Katarzyna Badowska, szeroko zwracając uwagę na świat przedstawiony „Na krótko”, wnioskuje, że autorka nakreśliła grono bohaterów, którzy poprzez niezależne od nich biurokratyczne decyzje polityczne czują się wyobcowani, przez co zmuszeni są do, jak sama pisze, „rozpaczliwej walki o swą tożsamość”. Niewątpliwie świat przedstawiony, choć nienazwany pozbawiony genius loci i przesunięty w czasie, pozostaje bliski czytelnikom, nie można go określić mianem tła ani go unieważnić.
„Miasto ma bruzdy. W kolejnych dniach zaczyna je rozpoznawać. Zdziwiona faktem, że nie czuła ich pod butami, od pierwszej chwili nie wiedziała. Wycięty ostrym narzędziem ślad w murze kamienicy, rowek między kocimi łbami, szpara nad starą okiennicą zasłaniającą okno przy wejściu na podwórko, właz miejskiej kanalizacji z napisem po polsku, złuszczone warstwy tynku położonego na gotyckim fresku. Pod pianką renowacji, zapachem kawy, dostępnością położonych w niewielkich odległościach od siebie zabytkach, kryją się inskrypcje czegoś, co ją niepokoi. Wyjść z hotelu – myśli. Zapuszcza się dalej niż poprzednio, chce patrzeć na gładkie powierzchnie, mimo to widzi tego dnia każdą szczelinę, wyrwę, odprysk. Tak, powinna z kimś porozmawiać. Zatrzeć niedobre uczucia spotęgowane niesłabnącym upałem. Powietrze poza hotelowym pokojem wydaje się nie nadawać do użycia”.
Miasto, polityczną i socjologiczną zmienność jego areałów, cały system ulic i dzielnic, cały urbanistyczny organizm traktować możemy jako równoważnego bohatera. Jego centrum jest jednocześnie muzeum, jest wytrącone z obiegu, opuszczone, zmarginalizowane, więc unieważnione. Staje się atrapą organizmu, jest pozbawione kulturowej pamięci, podlega stylizacji vintage, a więc zasłonięciu. Unieruchomione, staje się antytezą futurystycznego miasta w stanie ciągłej przemiany, w stanie pośpiechu. Staje się pewnym pozatożsamościowym „nigdzie”. Antyutopijną przestrzenią obcości. Wydaje się jednak, że to nikomu nie przeszkadza, że kolejne poczynania bohaterów nie mają na celu oswajania terenu, odszukiwania śladów. Ich odnajdowanie powoduje jedynie niepokój. Wchodzenie czy wgłębianie się (jeśli to w ogóle możliwe) w tak pojęte miasto ma charakter ucieczki, porzucenia tożsamości czy raczej dostępnych tożsamościowych propozycji (wzorców kulturowych?). Niestety, jako takie narzuca inną identyfikację, niewygodną przynależność ujawniającą się w śladach pamięci. A przecież celem ma być niedookreślenie przeciwstawione neo-post-union-colonial-studies. Rozmycie czy raczej unieruchomienie ma być wynikiem zmęczenia, jest ucieczkowe w stosunku do nakazu niekończącej się pracy pamięci, która to z kolei ma być podstawą tożsamości.
Sylwia jako reprezentantka nauki czy, jak chce Eliza Szybowicz, inteligencji doskonale reprezentuje badawcze nastawienie do kategorii lokalności, tożsamości czy pamięci. Odsłania śmieszność i wtórność owych kategorii oraz ich pustkę. Pod piórem Iwasiów ujawnienie zbytku owocuje nie tyle brakiem zgody, ile satyrą na dzisiejszą konwencję naukową i jej przyszłe skutki. Toteż wydaje się, że problemem bohaterów nie jest ciągłe poszukiwanie tożsamości, dążenie do niej na przekór decyzjom rządzących, co raczej ucieczka przed nimi, ich nadmiernym znaczeniem. Absurdalne decyzje polityczne owocują niezamierzoną przez władzę autoalienacją jednostek, która staje się jedyną przeciwwagą antyutopijnej przestrzeni. Problem tylko w tym, że z tożsamości czy pamięci, nawet jeśli ona uwiera, nie można tak po prostu zrezygnować. Niemożliwość jednoznacznego odrzucenia czy kontroli zepchnie bohaterów w melancholię. Stąd potrzask, który kończy narrację, przymus do powrotu, nie wiadomo jednak gdzie, do której przestrzeni, do której z ról.
4. Dariusz
W tym momencie odwołać należy się do interpretacji Dariusza Nowackiego, który przede wszystkim skupia się na kwestii pamięci, na jej niezgodności z polityką poprawności oraz na walczącej z opresywnością (wszechmocnie i wszechwładnie postulowanej) tożsamości lokalnej. Odpowiedź na możliwość istnienia pamięci badacz znajduje na dwóch płaszczyznach, formalnej: możliwość epickiego czasu przeszłego daje potencjał pamięci oraz fabularnej – w kobiecym gadaniu, w zamkniętej przestrzeni salonu fryzjerskiego, w którym dostrzega rewers miejskiej antyutopijności. Gadanina czy paplanina zarówno w wydaniu żeńskim, jak i męskim podniesiona zostaje do rangi ocalającej. Tylko w nocnych bajaniach o przyszłości lub towarzyszących upiększającym zabiegom monologach i dialogach zachowuje się to, czemu nie jest w stanie sprostać żaden sposób archiwizacji i zapisu. Nieważne, czy będzie on sterowany unijnymi dyrektywami, a więc politycznie konstruowany, czy skład(ow)any przez samotnego bibliotekarza, czy też kierowany ręką męża jednej z głównych bohaterek, który najważniejsze chwile uwieczniał przy pomocy kolejnych, doskonalszych nośników kaset, płyt, kart, wszystkiego, co nie przetrwało próby czasu. Jeśli założyć, że bohaterki i bohaterowie „Na krótko” uciekają tylko przed tożsamością narzucaną, to mowa, ta niewymuszona, pozaakademicka, niezbiurokratyzowana staje się antidotum. Tylko w niej zawrzeć można emocje, pragnienia, rozczarowania. Ta mowa nie jest jednak niezawisła. Nawet w zamkniętym, oswojonym salonie czy w zacienionym nocą pokoju podlega regulacjom, które zafundowała nam kultura. W tym momencie skłonić należałoby się ku odczytaniu recenzji Elizy Szybowicz, ujawniającej żywotność wzorców kulturowych, które poprzedzają psychologię postaci. Emocje i pragnienia, nawet wielokrotnie przegadane, nie będą uwolnione, podlegać będą ciągłej regulacji. W przypadku Sylwii idealnie oświetla to retrospekcja ujawniająca jej czytelnicze oraz rodzinne doświadczenia.
5. Maciej
„Na krótko”, dokładnie na tyle można uciec przed myśleniem o nowej powieści Iwasiów. Zamknięcie tylnej okładki nie daje wytchnienia ani odpowiedzi. Pozostaje przymus pracy.
„Miasto było jak kończyna w trakcie amputacji. Najpierw wszyscy skupili się na zaletach protezy, podczas operacji okazało się, że stare trzyma na ścięgnach, mimo stosowania ostrego noża. W dodatku protezy nie dowieźli, jak niegdyś towarów do sklepu. Być może ten niepewny, lecz wyczuwalny zrost przeszłości i przyszłości zatrzymywał ją tu, na wakacjach”.
Być może tożsamość jest potrzebna i możliwa już tylko w muzeum, by przeszłość zachować dla przyszłości. Podobnie może być z pamięcią, która nas męczy. Jest niepraktyczna. Nieważne, czy prawdziwa, czy imputowana, wyobrażona jak uczucie bólu w odciętej już kończynie. Paradoksalnie, choć przecież nie rewolucyjnie, mglistość jest pochodną mocnej teorii, którą konstruuje uniwersytet. To o niej traktują uniwersyteckie wątki „Na krótko”. W tym wypadku im silniejsza konstrukcja, tym mocniejszy obraz słabości jej podstaw.
Po co przywiązywać się do pamięci i tożsamości, skoro powodować może ona uczucie dysonansu? A może dyskomfort nie wynika z braku pamięci, tylko z resztek, które udało nam się ocalić? Z resztek, które uświadamiają Sylwii, że „tu” jest tylko na wakacjach, a więc na chwilę, że tak się nie da na długo.
Po co „tu i teraz” myśleć o przeszłości, po co budować tożsamość, skoro i tak wylądujemy w muzeum? W melancholię spycha nas zarówno próba uzyskania czegoś, czego nigdy nie osiągnęliśmy i co stale jest nam odbierane, jak i próba ucieczki, uchylenia się przed tym. Nawet ucieczka przed ucieczką, powrót, nas nie uchroni. Gorzka obserwacja. Zagracona sypialnia, hotelowy pokój, stylizowany salon fryzjerski to tylko ślepe zaułki, nie upragniony no man’s land. Należałoby zmienić kierunek. Tylko w którą stronę się skierować? Obojętne, to przecież paradoks ucieczki od siebie.
Inga Iwasiów, „Na krótko”
Wydawnictwo Wielka Litera
Warszawa 2012