Archiwum
26.01.2012

Cenzura lat 90. i ta, która nadejdzie

Maciek Kasprzyk
Sztuka

Relacja galerii sztuki z jej publicznością może być toksycznym związkiem, w którym galeria musi spełniać oczekiwania, a publiczność ocenia pochopnie, komentuje brutalnie a czasem dopuszcza się przemocy. Na chwilę role się odwróciły. Zachęta zaczęła mówić o publiczności.

Wszystkie aktualne wystawy w Zachęcie Narodowej Galerii Sztuki podejmują temat kontaktu galerii z widzem. Najmocniej robi to Goshka Macuga na wystawie „Bez tytułu”, na której prezentuje między innymi archiwa listów i gazet z lat 90. ubiegłego wieku. Wtedy rzeźba Maurizia Cattelana, przedstawiająca postać Jana Pawła II przygniecioną meteorytem, spotkała się z falą ataków i została uszkodzona, gdy poseł LPR wszedł do galerii i usunął fragment rzeźby. Do Andy Rotenberg, ówczesnej dyrektor Zachęty, przychodziły w tym czasie wulgarne listy, „Ty obsrana Glizdo, spieprzaj z Warszawy i nie obrażaj Polaków […]”. Brak zapału w czytaniu sztuki może być porównany tylko do zapału w jej komentowaniu. Macuga przedstawia krótką historię tego zjawiska i nowoczesnej cenzury.

Wystawa Wolfganga Tillmansa: „Zachęta Ermutigung”, tematycznie nieokreślona, poprzez jedną z prac ciekawie dotyka zobowiązań wobec odbiorcy. Autor uznał, że umieszczanie filmów w galerii nie jest w porządku wobec odbiorców, bo mogą oni nie mieć czasu na ich obejrzenie. Zaproponował więc formę oscylującą między zdjęciem a filmem.

Z kolei „Jestem prawie na każdej wystawie” przedstawia oczekiwania zwiedzających. I obnaża pewną nierealność tych oczekiwań lub metod ich badania. W przeprowadzonej ankiecie powtarzało się życzenie, aby Zachęta przypominała interaktywne muzeum, takie jak Centrum Nauki Kopernik. W tej samej ankiecie 250 osób oświadczyło, że chętnie będzie uczestniczyć w spotkaniu z artystą w jego warsztacie. Ale gdy otrzymali oni zaproszenia, przyszła tylko jedna osoba.

Wystawom w Zachęcie towarzyszyła akcja oprowadzania po galeriach. Miało to miejsce w jeden z poniedziałków. Tradycyjnie, tego dnia zamyka się galerię po pracowitym weekendzie. Wybrano więc najbardziej niedostępny dla zwiedzających dzień tygodnia, by zamienić go w coś zupełnie odwrotnego. Na tle napaści i nierealnych oczekiwań oprowadzanie po przestrzeniach wystawowych jest przykładem wrażliwego odbioru. Spotkanie prowadzili znawcy i kuratorzy wystaw. Aby przybliżyć ten sposób zwiedzania, poprosiliśmy ich o wskazanie po jednej pracy, do której odczuwają szczególny sentyment.

Wolfgang Tillmans, „Cuma”

Oprowadzała: Joanna Kinowska, kierownik działu edukacji.

Film przedstawia śpiącego psa, który oddycha spokojnie, czasem leniwie otwiera oczy, ale w zasadzie nic się nie dzieje. „W pierwszej chwili można uznać, że w «Cuma» nic się nie rusza. Dopiero po chwili widzimy animację. Tillmans mówi, trochę ironicznie: zapraszam do dłuższego wpatrywania się w pracę, ona staje się dzięki temu lepsza, ale nie mam nic przeciwko, jeśli potraktujecie ją jako stały obraz” – mówi Joanna Kinowska, oprowadzając po wystawie.

W kinie widz może się dowiedzieć wcześniej, ile czasu trwa seans. Informacja o długości projekcji na wystawie zaskakuje zwiedzającego, utrudniając odbiór dzieła w całości. Tak powstał pomysł Tillmansa na formę pomiędzy zdjęciem a filmem. Przy „Cuma” możemy się zatrzymać na dłużej i przypatrywać drobnym ruchom, ale niewiele stracimy, jeśli przejdziemy obok nich szybko jak obok zdjęcia.
We wszystkich filmach z tego cyklu obowiązuje jedna zasada: wszelki ruch pochodzi wyłącznie od przedstawionego obiektu. Artysta używa kamery tak, jakby była aparatem fotograficznym, bo umieszcza ją na nieruchomym statywie.

Nie dostajemy podpowiedzi, jak interpretować pracę. „Tillmans, jak zwykle, pokazuje, co go inspirowało, ale na tym koniec. W pewnym sensie podaje piłkę do publiczności. Ona sama musi teraz odszukać swoje znaczenia” – mówi Kinowska.

Goshka Macuga, „List”

Oprowadzała: Maria Brewińska, kurator wystawy.

Technicznie rzecz biorąc, „List” jest fotogobelinem utkanym maszynowo na podstawie zdjęcia. „Ta forma mi się bardzo spodobała. Wychodzą interesujące tkaniny, w dodatku niezbyt popularne. Artyści wracają do pewnych rzeczy, których się już nie praktykuje, choćby do tkaniny artystycznej” – mówi Maria Brewińska.

Gobelin-zdjęcie przedstawia listonoszy, którzy doręczają transparent-list. Widzimy siedmiu listonoszy niosących ogromny list w taki sposób, jakby trzymali transparent. Idą przez ulicę. Nadrukowany adres wskazuje na Zachętę, jest też znaczek pocztowy i numer nadania. Ten ostatni zwraca uwagę z powodu dziwnego, odręcznego pisma. „Szukaliśmy autentycznej koperty, która przyszła do galerii. Na urzędowym piśmie z Ministerstwa Kultury ktoś wykaligrafował fikuśny numer nadania. To zabawne” – mówi Brewińska.

Akcja nawiązuje do happeningu Tadeusza Kantora z 1977 roku pod tytułem „List”. W uwspółcześnionej wersji stała się symbolem dialogu między sztuką a publicznością, między Zachętą a widzami. Dlatego w dialogu z gobelinem-listem pozostają wciąż wulgarne listy do Andy Rottenberg, które leżą obok.

„Szukaliśmy marynarek, spodni i czapek, które były noszone na przełomie lat 1990/2000. Dla siedmiu wolontariuszy wypożyczyliśmy mundury od Orkiestry Poczty Polskiej w Łodzi – mówi Brewińska. W tym samym okresie Daniel Olbrychski poczuł się urażony wystawą „Naziści”, wszedł do galerii i zniszczył zdjęcie, na którym występuje jako hitlerowiec. A w 2000 roku wystawiono wspomnianą już rzeźbę Cattelana.

„Jestem prawie na każdej wystawie”: „Bramka” (Igor Krenz i Tomek Saciłowski)

Oprowadzał: Stanisław Welbel, kurator wystawy (razem z Anną Tomczak).

Pełny tytuł brzmi: „Bramka, urządzenie gimnastyczne”. Eksponat przypomina maszyny do sprawdzania biletów przy wchodzeniu do metra, na wyciągu narciarskim lub na lotnisku. Podobne urządzenia coraz częściej spotykane są też w galeriach, gdzie służą podliczaniu frekwencji. Dzięki nim można ustalić, która wystawa jest bardziej popularna, a która mniej.

Bramka stoi obok wejścia do „Jestem prawie na każdej wystawie” i to ustawienie sugeruje, że pełni tu tę samą funkcję. Ale urządzenie zostało zablokowane. Nie może się obracać, a po jego bokach zostały dodane uchwyty.

„Jest to system do zliczania frekwencji, który z założenia nie może działać. On zmusza do przeskoczenia i właściwie jest urządzeniem gimnastycznym” – mówi Stanisław Welbel, po czym podchodzi do bramki i przez nią przeskakuje.

Tematem „Jestem prawie na każdej wystawie” stała się publiczność i jej interakcja z przestrzenią galerii. Zablokowana bramka zmusza do interakcji w najprostszy, fizyczny sposób. „Interakcja zbyt często sprowadza się do prostych czynności, na zasadzie, że tu się nacisnęło, więc tam się zapaliło, i to wszystko. Nadal jest to tak samo prosty odbiór, jak stanie przed obrazem w ramie” – mówi Welbel.

Warszawa, Zachęta Narodowa Galeria Sztuki
Wolfgang Tillmans, „Zachęta Ermutigung”, 19.11.2011 – 29.01.2012
Goshka Macuga, „Bez tytułu”, 3.12.2011 – 19.02.2012
„Jestem prawie na każdej wystawie”, 10.12.2011 – 12.02.2012

Fot. Maciek Kasprzyk

alt