„With the death everything is gone.
You are alone then. First you also want to die. Then you search”
Thomas Bernhard
Niewielu jest pisarzy, którzy pisali o rzeczywistości zastanej tak zdecydowanie szyderczo i makabrycznie jak Thomas Bernhard. Jednocześnie jego poglądy na społeczeństwo oraz zastały aparat społeczny są wycyzelowanym, istnym szaleństwem. Grunt, że krnąbrny radykalizm Austriaka w „Autobiografiach” został poskromiony w słowach.
Klimat Alp Przednich nie służył Bernhardowi. Chronicznie cierpiał na Austrię. Na jej powojenną bytność i trwałą, nieuleczalną hipokryzję. Próbując ją zdyscyplinować, zakazał publikacji i inscenizacji swoich dzieł do 2059 roku. Powodem jego krytyki było zawsze dojmujące poczucie niesprawiedliwości społecznej egzystencji, jaką obserwował najdobitniej na swoim przykładzie. Chory nieuleczalnie na płuca Bernhard desperacko bluzgał i wyrzucał z siebie wartkie słowa, które dziś zachowały się najpełniej w „Autobiografiach”.
Na ile skłonność do literackiego nonkonformizmu jest absolutnym majstersztykiem umysłu i dosadną, dobrze oddaną prawdą? Kiedy zamienia się w bulgot niezrozumiałego, niepoczytalnego maniaka własnej wielkości? Czy wykolejeniec może zawracać urywisty potok rodzącej się powojennej Austrii? Jak traktować osobnika, który „nikogo w życiu nie podziwiał bardziej niż samobójców” (s. 304)?
Czytelnik „Autobiografii” Bernharda uzna za autentyczną, jego niesłychaną wrażliwość na obłudę i nieskończoną ludzką obojętność. W istocie wszystko, co ludzkie, jest zdławione, zgnębione, zaś ujściem w przeżyciach jest bycie wygłodniałym, wiecznie zdumionym i rozczarowanym osobnikiem, takim jak Bernhard. Należy traktować życie bezkompromisowo, bowiem kompromisy są marne i ohydne. Wtedy własna egzystencja będzie bardziej świadoma i najmniej szkodliwa dla nas samych.
„Autobiografie” rozpoczynają się opisem miasta, zwanego „Niemieckim Rzymem”: Seekirchen (Salzburg), gdzie pisarz spędził lata młodości, najpierw w szkole narodowo-socjalistycznej, potem katolickiej. Wyczerpująco opowiada o nieprzystosowanych wychowankach z internatu, zwyrodniałych wychowawcach (Gruenkranz) oraz atmosferze tamtejszej epoki. Wiwisekcja na sobie samym jest dokładna i systematyczna. Bernhard pamięta niemalże każdą myśl, z jaką przyszło mu się zmierzyć w czasach swojego dojrzewania. Czuć swąd powojennej pożogi, po której „wszystko było wyłącznie prowizoryczne” (s. 47). Z dużą dozą szacunku autor opowiada o swoim dziadku, czyniąc z niego katalizator swoich pasji i zamierzeń. Jego „rozpaczliwe próby podejmowane po to, by nie pozwolić zmarnieć mojemu talentowi artystycznemu, nie pozostawić czegoś w tym artystycznym talencie niewypróbowanym” (s. 63) Tylko geografia, „czyli całkiem niepotrzebny przedmiot” (s. 74), była w szkolnych latach ulubioną dyscypliną, w której odnajdywał się przyszły pisarz. Poza tym sam siebie zawstydzał brakiem sukcesów w gimnazjum. Czas młodzieńczy był, jak opisuje, „wypełniony niesamowitością i niepoczytalnością a także nieustanną potwornością i niewiarygodnością” (s. 77).
Stosunki z rodzicielami były mniej niż poprawne, z matką Bernhard miał trudne relacje od zawsze, „w ostatecznym rozrachunku nigdy nie zrozumiała mojego życia i nigdy nie zdołała pogodzić się z życiem, jakie wiodłem” (s. 78), natomiast ojca nigdy nie poznał. To wspomniany dziadek wychowywał Thomasa, wywierając na jego rozwój największy wpływ. Dziadek Bernharda nieraz przestrzegał: „świat jest nieprzychylny, nieubłagalny, zabójczy. Ileż miał racji. Wszystko wyglądało o wiele gorzej niż myślałem. Właściwie chciałem natychmiast umrzeć” (s. 358).
Według Berharda, człowiek nie odnajduje się w życiu stadnym, rodzinnym. „Dzieci wychowuje się dla osławionego zabicia czasu” (s. 145), „a niekompetencja panuje we wszystkich związkach i z czasem w zupełnie naturalny sposób powoduje zobojętnienie” (s. 179). Bernhardowski człowiek nie lubi też wolności, bowiem „ledwie ją uzyskuje, już zajmuje się otwieraniem komód z ubraniami i bielizną, porządkowanie starych papierów, (…) albo biegnie całkiem bez sensu i nazywa to spacerem” (s. 145). Podsumowując, tylko chaos jest ukojeniem i w istocie rzeczy ocaleniem, zaś współczesny człowiek może się uchować jedynie albo na stuprocentowej wsi, albo w stuprocentowej metropolii, reszta miejsc jest zbyt mieszczańska i tworzy sztuczne twory ludzkie, tonące potem nieubłagalnie w systemie.
Następnie Bernhard opisuje wyzwolenie, jakie przyszło wraz z praktyką kupiecką na osiedlu Scherzhauserfeld na przedmieściach Salzburga. Ten okres pozwolił mu się wyrwać z machiny szkolnictwa i zmienić szkolną wegetację na rzecz obserwacji zwykłych, powtarzalnych czynności, jak bowiem twierdzi: „nie wolno poddawać się w decydującym momencie” (s. 164). Pasja, z jaką opisuje kupiectwo, jest wręcz chorobliwa, zważywszy na dokładność w opisywaniu asortymentu, liczeniu rachunków z głowy czy wnoszenie worków z ziemniakami do miejsca praktyki. Zaskoczony własnymi fizycznymi i umysłowymi możliwościami, musi niestety zakończyć ten etap w życiu, oznakowany uporem i dyscypliną.
Młody Thomas Bernhard po rozpoznaniu nieuleczalnej choroby płuc spędza kolejny etap życia w szpitalu, potem zaś w sanatorium przeciwgruźliczym w Grafenhof. Tutaj, w tej machinie medycznej i klinicznej, Bernhardowskie rozmyślania o życiu i śmierci zmierzają do kulminacji. Są niczym rytmiczne policzkowanie osobliwej chęci do życia.
Bernhardowskie „Autobiografie” są jak wzniesienie intelektualnego pozwu. Ma on tę ekstatyczną pasję i przywilej, aby występować w imieniu uświadomionych o trywialnej wygodzie i fasadowości systemu. Bo system w postaci bezpłatnego szkolnictwa, praw i obowiązków obywatela, różnorodnych instytucji, ustawionej roli społecznej w rodzinie to nie nagroda, to pułapka. To piętno pozostawione na naszej indywidualności, a moralność i sumienie to kłamstwo. Nie ma lekko i prosto, żadnych blasków i ludowego opium, tylko otumanienie i spotworniała, zwietrzała machina życia, nie wiadomo, po co i dlaczego, a „melancholia i znudzenie są najbardziej charakterystycznymi cechami ludzkiej natury” (s. 143). Jednak, ku pociesze, Thomas Bernhard umie pisać o „kaprysach losu” (s. 178) szalenie dobrze i dosadnie, z irytacją tylko jemu daną. Chwała Austrii za Nestbeschmutzera najwyższej klasy.
Thomas Bernhard „Autobiografie”
Wydawnictwo Czarne
Wołowiec 2011