Archiwum
27.12.2011

Buntownik z powodu (Austrii)

Katarzyna Kozłowska
Literatura

„With the death everything is gone.
You are alone then. First you also want to die. Then you search”
Thomas Bernhard
Niewielu jest pisarzy, którzy pisali o rzeczywistości zastanej tak zdecydowanie szyderczo i makabrycznie jak Thomas Bernhard. Jednocześnie jego poglądy na społeczeństwo oraz zastały aparat społeczny są wycyzelowanym, istnym szaleństwem. Grunt, że krnąbrny radykalizm Austriaka w „Autobiografiach” został poskromiony w słowach.

Klimat Alp Przednich nie służył Bernhardowi. Chronicznie cierpiał na Austrię. Na jej powojenną bytność i trwałą, nieuleczalną hipokryzję. Próbując ją zdyscyplinować, zakazał publikacji i inscenizacji swoich dzieł do 2059 roku. Powodem jego krytyki było zawsze dojmujące poczucie niesprawiedliwości społecznej egzystencji, jaką obserwował najdobitniej na swoim przykładzie. Chory nieuleczalnie na płuca Bernhard desperacko bluzgał i wyrzucał z siebie wartkie słowa, które dziś zachowały się najpełniej w „Autobiografiach”.

Na ile skłonność do literackiego nonkonformizmu jest absolutnym majstersztykiem umysłu i dosadną, dobrze oddaną prawdą? Kiedy zamienia się w bulgot niezrozumiałego, niepoczytalnego maniaka własnej wielkości? Czy wykolejeniec może zawracać urywisty potok rodzącej się powojennej Austrii? Jak traktować osobnika, który „nikogo w życiu nie podziwiał bardziej niż samobójców” (s. 304)?

Czytelnik „Autobiografii” Bernharda uzna za autentyczną, jego niesłychaną wrażliwość na obłudę i nieskończoną ludzką obojętność. W istocie wszystko, co ludzkie, jest zdławione, zgnębione, zaś ujściem w przeżyciach jest bycie wygłodniałym, wiecznie zdumionym i rozczarowanym osobnikiem, takim jak Bernhard. Należy traktować życie bezkompromisowo, bowiem kompromisy są marne i ohydne. Wtedy własna egzystencja będzie bardziej świadoma i najmniej szkodliwa dla nas samych.

„Autobiografie” rozpoczynają się opisem miasta, zwanego „Niemieckim Rzymem”: Seekirchen (Salzburg), gdzie pisarz spędził lata młodości, najpierw w szkole narodowo-socjalistycznej, potem katolickiej. Wyczerpująco opowiada o nieprzystosowanych wychowankach z internatu, zwyrodniałych wychowawcach (Gruenkranz) oraz atmosferze tamtejszej epoki. Wiwisekcja na sobie samym jest dokładna i systematyczna. Bernhard pamięta niemalże każdą myśl, z jaką przyszło mu się zmierzyć w czasach swojego dojrzewania. Czuć swąd powojennej pożogi, po której „wszystko było wyłącznie prowizoryczne” (s. 47). Z dużą dozą szacunku autor opowiada o swoim dziadku, czyniąc z niego katalizator swoich pasji i zamierzeń. Jego „rozpaczliwe próby podejmowane po to, by nie pozwolić zmarnieć mojemu talentowi artystycznemu, nie pozostawić czegoś w tym artystycznym talencie niewypróbowanym” (s. 63) Tylko geografia, „czyli całkiem niepotrzebny przedmiot” (s. 74), była w szkolnych latach ulubioną dyscypliną, w której odnajdywał się przyszły pisarz. Poza tym sam siebie zawstydzał brakiem sukcesów w gimnazjum. Czas młodzieńczy był, jak opisuje, „wypełniony niesamowitością i niepoczytalnością a także nieustanną potwornością i niewiarygodnością” (s. 77).

Stosunki z rodzicielami były mniej niż poprawne, z matką Bernhard miał trudne relacje od zawsze, „w ostatecznym rozrachunku nigdy nie zrozumiała mojego życia i nigdy nie zdołała pogodzić się z życiem, jakie wiodłem” (s. 78), natomiast ojca nigdy nie poznał. To wspomniany dziadek wychowywał Thomasa, wywierając na jego rozwój największy wpływ. Dziadek Bernharda nieraz przestrzegał: „świat jest nieprzychylny, nieubłagalny, zabójczy. Ileż miał racji. Wszystko wyglądało o wiele gorzej niż myślałem. Właściwie chciałem natychmiast umrzeć” (s. 358).

Według Berharda, człowiek nie odnajduje się w życiu stadnym, rodzinnym. „Dzieci wychowuje się dla osławionego zabicia czasu” (s. 145), „a niekompetencja panuje we wszystkich związkach i z czasem w zupełnie naturalny sposób powoduje zobojętnienie” (s. 179). Bernhardowski człowiek nie lubi też wolności, bowiem „ledwie ją uzyskuje, już zajmuje się otwieraniem komód z ubraniami i bielizną, porządkowanie starych papierów, (…) albo biegnie całkiem bez sensu i nazywa to spacerem” (s. 145). Podsumowując, tylko chaos jest ukojeniem i w istocie rzeczy ocaleniem, zaś współczesny człowiek może się uchować jedynie albo na stuprocentowej wsi, albo w stuprocentowej metropolii, reszta miejsc jest zbyt mieszczańska i tworzy sztuczne twory ludzkie, tonące potem nieubłagalnie w systemie.

Następnie Bernhard opisuje wyzwolenie, jakie przyszło wraz z praktyką kupiecką na osiedlu Scherzhauserfeld na przedmieściach Salzburga. Ten okres pozwolił mu się wyrwać z machiny szkolnictwa i zmienić szkolną wegetację na rzecz obserwacji zwykłych, powtarzalnych czynności, jak bowiem twierdzi: „nie wolno poddawać się w decydującym momencie” (s. 164). Pasja, z jaką opisuje kupiectwo, jest wręcz chorobliwa, zważywszy na dokładność w opisywaniu asortymentu, liczeniu rachunków z głowy czy wnoszenie worków z ziemniakami do miejsca praktyki. Zaskoczony własnymi fizycznymi i umysłowymi możliwościami, musi niestety zakończyć ten etap w życiu, oznakowany uporem i dyscypliną.

Młody Thomas Bernhard po rozpoznaniu nieuleczalnej choroby płuc spędza kolejny etap życia w szpitalu, potem zaś w sanatorium przeciwgruźliczym w Grafenhof. Tutaj, w tej machinie medycznej i klinicznej, Bernhardowskie rozmyślania o życiu i śmierci zmierzają do kulminacji. Są niczym rytmiczne policzkowanie osobliwej chęci do życia.

Bernhardowskie „Autobiografie” są jak wzniesienie intelektualnego pozwu. Ma on tę ekstatyczną pasję i przywilej, aby występować w imieniu uświadomionych o trywialnej wygodzie i fasadowości systemu. Bo system w postaci bezpłatnego szkolnictwa, praw i obowiązków obywatela, różnorodnych instytucji, ustawionej roli społecznej w rodzinie to nie nagroda, to pułapka. To piętno pozostawione na naszej indywidualności, a moralność i sumienie to kłamstwo. Nie ma lekko i prosto, żadnych blasków i ludowego opium, tylko otumanienie i spotworniała, zwietrzała machina życia, nie wiadomo, po co i dlaczego, a „melancholia i znudzenie są najbardziej charakterystycznymi cechami ludzkiej natury” (s. 143). Jednak, ku pociesze, Thomas Bernhard umie pisać o „kaprysach losu” (s. 178) szalenie dobrze i dosadnie, z irytacją tylko jemu daną. Chwała Austrii za Nestbeschmutzera najwyższej klasy.

Thomas Bernhard „Autobiografie”
Wydawnictwo Czarne
Wołowiec 2011

alt