Na początku chciałbym zaznaczyć, że tekst ten pisany jest całkowicie poważnie i proszę nie doszukiwać się w nim ukrytych podtekstów ironicznych. Wystawa „Strategie buntu”, pokazywana obecnie w poznańskiej Galerii Miejskiej Arsenał, stała się przedmiotem małej burzy prasowej w lokalnych mediach. Rozgłos, jaki uzyskała, jest swoistym sukcesem kuratora i dyrektora galerii, który w rankingach Obiegu kilkakrotnie już zdobywał tytuł obciachu roku i który od początku swojej pracy w galerii nie zaproponował niczego, co warte byłoby jakiejkolwiek głębszej dyskusji. Pierwszy na łamach „Gazety Wyborczej” głos zabrał redaktor Tomasz Nyczka, który ku mojemu zmartwieniu wytoczył przeciwko wystawie wytarty argument używany zazwyczaj przeciwko kontrowersyjnym zjawiskom w sztuce: „nikt nie chce cenzurować, ale proszę u siebie w piwnicy a nie za pieniądze podatnika w publicznej galerii”. Tymczasem jak zauważyli już Sebastian Cichocki i Łukasz Ronduda przy okazji pokazywanej przez nich w MSN w Warszawie wystawy „Polska sztuka narodowa”, prawica już dawno odkryła, że sztuka nie musi się zamykać w platonicznej triadzie: prawda, dobro, piękno i zaczęła sięgać do środków wyrazu przypisywanych dotąd sztuce awangardowej i kojarzonej raczej z lewicą niż z konserwatyzmem. I tak działania performerskie, graffiti, instalacja, strategia szoku i skandalu zostały zaakceptowane i włączone do retoryki narodowej i prawicowej.
Redaktora Nyczka oburza to, że pokazywane w galerii prace przedstawiają treści z jego punktu widzenia oburzające i nie do przyjęcia. Ja także oglądając wystawę, zastanawiałem się nad jej bardziej kibolskim niż intelektualnym przekazem. Wydaje mi się, że wystawa ta nie tyle rzetelnie pokazuje strategie buntu praktykowane w polskiej przestrzeni publicznej, ile stan umysłowy jej kuratora, a to już samo w sobie wydaje się niezwykle interesujące. Odważne hasło: „Feministko! Użyj mózgu przed stosunkiem! …nie pieprz bez sensu!”, można spokojnie określić jako seksistowskie, chamskie i głupie, obrażające wrażliwość wielu odwiedzających galerię kobiet. Hasło: „Jesteś wredna, brzydka i leniwa: zostań feministką albo zgłoś się do psychologa” to zwykły, niewyszukany hejt. Jestem ciekawy, czy przychylność kuratora zyskałby dla odmiany plakat: „jesteś wredny, brzydki i leniwy, idź na Marsz Niepodległości”? Albo plakat „III RP śmierdzi od łba!”… Proszę bardzo, a co na przykład z takim hasłem: „episkopat śmierdzi od łba”? Czy to także mógłby być głos w dyskusji przeciwko zagrożonym wartościom?
Stajemy tutaj przed dylematem, czy w przestrzeni publicznej powinny istnieć tylko przekazy uznawane przez kontrolujących tę przestrzeń, czy powinno w niej być miejsce na to, co kontrowersyjne, budzące opór, niesmak i niezgodę? Chciałbym zostawić na boku dyskusję o jakości artystycznej wspomnianej wystawy, ponieważ jest to domena ocen subiektywnych, ktoś mógłby napisać tekst, który nie zostawiłby na niej suchej nitki, ale jednocześnie wiem, że w innym miejscu mógłbym przeczytać poświecony jej panegiryk. Nie w tym rzecz. Stawka jest o wiele wyższa niż to, czy w galerii miejskiej pokazywane są słabe, czy interesujące prace. Chodzi o granice wolności słowa. Jestem za ich maksymalnym poszerzeniem (by uprzedzić ewentualnych polemistów, dodam, że z wyłączeniem wzywania do przemocy). Są na tej ekspozycji przynajmniej dwie prace, których autorzy powinni być ścigani przez prokuraturę, na wystawie znieważono polskie barwy narodowe, ubierając w nie maciorę z obcięta głową (KK art. 137 par. 1) oraz znieważono przywódcę innego państwa (w tym przypadku chodzi o Władimira Putina), co w Polsce jest czynem zabronionym (KK art. 136 par. 3), a kwestia ta powraca za każdym razem, kiedy obrażany jest papież. W myśl obowiązującego prawa twórcy tych dzieł powinni ponieść konsekwencje prawne, ale jednocześnie, moim zdaniem, kuratorzy, artyści, dziennikarze i intelektualiści powinni stawać w obronie swobody ekspresji twórczej niezależnie od tego, czy zgadzają się z jej przekazem, czy nie. Powinniśmy wszyscy domagać się zniesienia absurdalnych przepisów chroniących uczucia religijne, zabraniających obrażania głów państw i chroniących nasze symbole narodowe. Społeczeństwo, które nakłada knebel na artystów, które dopuszcza tylko poglądy powszechnie uznane, uniemożliwia krytyczną wymianę myśli (nawet za cenę tego, że część tych myśli będzie zwykłymi obelgami). Klasycznym przykładem jest tutaj tragiczna historia pisma „Charlie Hebdo”, które nie stroni od publikacji ostrych, obraźliwych karykatur wszystkich uczestników życia publicznego. Jestem za tym, by bronić prawa do organizowania złych i głupich wystaw, ponieważ różne grupy społeczne definiują inaczej to, co w ich mniemaniu jest złe i głupie. Bardzo ryzykowne jest pragnienie, by to władze samorządowe czy kodeks karny były krytykami sztuki, ta rola powinna być zarezerwowana dla opinii publiczności, krytyków i artystów.
Przy okazji zadaję sobie pytanie, czy wystawa „Strategie buntu” jest zwrotem intelektualnym w myśleniu jej kuratora, który jeszcze niedawno bronił decyzji o zakazie pokazania w Poznaniu obraźliwego dla uczuć religijnych części obywateli spektaklu „Golgota Picnic”. Czy od dzisiaj z równym zaangażowaniem bronić będzie artystów oskarżanych o zniewagę uczuć religijnych? Czy jest tak, że teraz możemy się wszyscy nawzajem znieważać i krytykować, traktując to jako normę i koszty demokracji? A może jednak trzymamy się wersji takiej, że kiedy ja obrażam innych w imię tego, co uznaję za wartości wyższe (np. walka z nihilizmem), to jest OK. – wara natomiast od tego, co święte jest dla mnie? Czy podpieranie się w polemice prasowej pracami Doroty Nieznalskiej i Katarzyny Kozyry oraz poglądami feministki Izabeli Kowalczyk jest tylko retorycznym chwytem konserwatywnego kuratora, czy świadectwem jego nowego otwarcia?
„Strategie buntu”
artyści: Jacek Adamas, Wojciech Korkuć, The Kransnals, Zbigniew Warpechowski, Jerzy „Jurry”, Zieliński
kurator: Piotr Bernatowicz
współpraca kuratorska: Marcel Skierski
Poznań, Galeria Miejska Arsenał
28.08. – 11.10.2015