Archiwum
21.06.2012

Bohaterowie niedoskonali

Joanna Kursa
Film

 

Skandynawowie chętnie i z sukcesami ekranizują kameralne historie o wszelkiej maści dziwakach i outsiderach. Świetnie udaje się im zwłaszcza opowiadanie o bohaterach jeszcze nieukształtowanych, znajdujących się w trudnej fazie między dzieciństwem a dorosłością. Protoplaści takich filmów, jak „Człowiek, który pokochał Yngvego”, „Król ping ponga” czy „Noi albinoi” są raczej nieatrakcyjni, wycofani z życia, nieprzystosowani, dziwaczni. Do panteonu odmieńców na pewno świetnie pasują również Edith i Jon z „Drapacza chmur” Rune Schjøtta.

Debiutujący jako reżyser Schjøtt (wcześniej odpowiedzialny za m.in. scenariusz do „Zakochani widzą słonie”) proponuje słodko-gorzką historię na temat dojrzewania, inspirowaną własnymi wspomnieniami. Chociaż dwójka głównych bohaterów to dość urodziwi nastolatkowie, nie cieszą się oni zbyt wielką sympatią i zrozumieniem otoczenia. Edith jest od urodzenia niewidoma. Czas spędza głównie z ojcem, pomagając mu w prowadzeniu sklepu. Nie ma znajomych, a wszelkie próby zbliżenia się do rówieśników kończą się fiaskiem (spowodowanym raczej brakiem tolerancji tych drugich niż nieprzystawalnością dziewczyny do reszty). Jon pełni rolę kozła ofiarnego, którego obwinia się o wszystkie nieszczęścia, a jego jedynym przyjacielem jest dziewięcioletni Ben. Edith, która zwróci się do Jona z prośbą, by przeżył z nią jej pierwszy raz, co stanie się katalizatorem pozytywnych zmian w życiu obojga bohaterów.

Schjøtt proponuje ciekawy punkt wyjścia w opowiadanej historii: Jon wydaje się autentycznie zauroczonym Edith, natomiast dziewczyna sprawia wrażenie zainteresowanej czysto instrumentalną relacją, traktując cnotę jak ciężar, którego musi się jak najszybciej pozbyć. Z czasem jednak zaczynamy się zastanawiać, czy cyniczna prośba bohaterki nie stanowi rodzaju zasłony dymnej, skrywającej desperacką potrzebę miłości i będącej wyrazem strachu przed odrzuceniem.

Utrata dziewictwa postrzegana jest przez bohaterów jako moment, który ma wszystko zmienić. Schjøtt pokazuje przewrotnie, że to nie pierwszy raz jest kluczowym elementem w życiu Jona i Edith, a ciąg zmian w ich myśleniu i w relacjach z innymi, zapoczątkowany dążeniem do niego. Miara prawdziwej dojrzałości leży bowiem w psychice i wewnętrznej integracji; same czyny nie wystarczą, jeśli nie będą im towarzyszyć autentyczne potrzeby i przekonania. Robienie czegoś, na co nie jesteśmy gotowi, co nas przerasta, może wywołać dyskomfort, ale raczej nie zmieni niczego na lepsze. Edith dopiero po zauważeniu w Jonie przyjaciela jest w stanie spędzić z nim noc. Z kolei dla chłopaka uniezależnienie się od rodziców i świadome samostanowienie staną się czynnikami wyznaczającymi jego przemianę oraz gotowość do podejmowania nowych wyzwań.

Film Schjøtta nie spotkał się u nas z takim entuzjazmem jak chociażby „Moja łódź podwodna” – a trochę szkoda. Nie jest to pozycja może wybitna, ale warto dać jej szansę. W odróżnieniu bowiem od filmu Richarda Ayoade’a czy „Wyśnionych miłości” Xaviera Dolana, „Drapacz chmur” wydaje się uczciwszy, mniej egzaltowany oraz wyzbyty wszechobecnej ironii i zblazowania. Jon i Edith są niedoskonali, ale dzięki temu budzą naszą sympatię. Zresztą w zasadzie prawie każdy, kogo widzimy na ekranie jest jakby pęknięty, na swój sposób śmieszny i komiczny, ale również naznaczony rysem tragizmu. Reżyserowi udało się zachować równowagę między tymi elementami, dzięki czemu nawet epizodyczni bohaterowie stają się wielowymiarowi.

Budowanie filmu na silnym operowaniu kontrastami łączy „Drapacz chmur” ze „Wszystkimi odlotami Cheyenne’a” Paola Sorrentino. Tworząc smutne, a momentami groteskowe historie, obydwaj twórcy zderzają je z bardzo atrakcyjną warstwą audiowizualną, która nie tyle unieważnia przedstawiane rozterki i dramaty, co bierze je w nawias, pozwala na nie spojrzeć z dystansu. W filmie Schjøtta obserwujemy senne miasteczko, jakich wiele. Dzięki lekko wyblakłym i nieostrym zdjęciom zyskuje ono jednak magiczną aurę. Również muzyka duńskiego singer/songwritera, Jonasa Bjerre’a, pełna jest ciepła i piękna. Taki zabieg to być może sygnał dla widza, by zobaczyć, że w chaosie i przypadkowości życia znajduje się paradoksalna uroda. Jak na film o rozterkach młodzieży, taka konkluzja to wcale nie mało.

„Drapacz chmur”
reż. Rune Schjøtt
premiera: 11.05.2012

alt