Kolejna, piąta już edycja festiwalu Bliscy Nieznajomi, odbywającego się w Teatrze Polskim w Poznaniu, przebiegała pod hasłem „Przechodnie”, które wyznaczyło kryteria wyboru 7 festiwalowych przedstawień.
„Tym razem będziemy towarzyszyć bohaterom, którzy przeszli przez życie niezauważeni, pozornie nie dokonując niczego wielkiego, choć ich codzienne wybory miały wielką wagę dla nich i ich bliskich” – zapowiadał jeszcze przed rozpoczęciem festiwalu jego dyrektor, Paweł Szkotak. Mimo że tytułowa kategoria była bardzo pojemna znaczeniowo i niezbyt wyrazista, a przez to podatna na niebezpieczeństwo rozmycia, między wybranymi przez organizatorów spektaklami ujawniły się ciekawe współbrzmienia, które na zasadzie lejtmotywów wytworzyły płaszczyznę refleksji nad kilkoma problemami stanowiącymi echo przewodniego hasła festiwalu.
Kim zatem okazali się „przechodnie”? Przede wszystkim: zwyczajnymi ludźmi, zmagającymi się z codzienną rutyną życia, którzy nie mogą odnaleźć własnego miejsca w świecie i nie potrafią porozumiewać się z innymi – nawet z najbliższymi. Problem niemożności nawiązania międzyludzkiej komunikacji pojawiał się w prezentowanych spektaklach zaskakująco często. Widać go było wyraźnie chociażby w „Mieście”, spektaklu z Teatru Ateneum w Warszawie (reż. Artur Urbański), opartym na dramacie Jewgienija Griszkowca. Sergiej, główny bohater (grany przez Przemysława Bluszcza), od samego początku powtarza, że chce wyjechać, nie tyle jednak dokądś, ile skądś – z miasta, symbolizującego marazm i stagnację, niespełnienie i rutynę. Próbuje wytłumaczyć swój stan żonie (Sylwia Zmitrowicz), jednak powtarzany kilkakrotnie dialog dobitnie pokazuje, że od dawna nie mogą się ze sobą porozumieć – żona martwi się, że Sergiej wyjeżdża na długo i nie wiadomo, kiedy wróci, on z kolei co rusz sentencjonalnie stwierdza, że wcale nie jedzie na długo, tylko po prostu nie kupił jeszcze biletu powrotnego. Zresztą biletu w tamtą stronę też jeszcze nie ma.
Bohater przeżywa kryzys wieku średniego, próbuje dokonać podsumowania dotychczasowego życia, okazuje się jednak, że niczego specjalnego nie dokonał, a i plany na przyszłość rysują się raczej jako seria powtarzanych do znudzenia codziennych czynności, wciąż ograniczonych do tytułowego miasta, w którym przyszło mu żyć. Podobnie odczuwa rzeczywistość jego znajomy, Maks (Arkadiusz Nader), który przychodzi pożyczyć pieniądze na kontynuowanie ciągnącego się od lat remontu, stanowiącego dla niego wyznacznik sensu. Wspomnienia starego ojca (Marian Opania), do którego Sergiej udaje się w odwiedziny, przynoszą podobny obraz rzeczywistości, od której staruszek wyraźnie ucieka, całą swoją uwagę skupiając na karmieniu gołębi. Wszystko to jednak, mimo prób przełamania konwencji traktowanego serio realizmu, niebezpiecznie ociera się o banał, szybko też staje się przewidywalne i nużące.
Przełamanie konwencji serio udało się za to twórcom spektaklu „Blifat” („Odfajkowane”) z Teatru Odeon w Bukareszcie. Historia przeciętnej rodziny z typowymi problemami, w której rodzice nie mogą dogadać się między sobą i z dziećmi, a troje rodzeństwa kłóci się nieustannie, ulega tam załamaniu na skutek intrygi najmłodszego syna. Wyjawiając tajemnice każdego z członków rodziny, odpłaca on pozostałym, mści się za to, że nieustannie jest lekceważony i – w swoim mniemaniu – źle traktowany. Spektakl ten to jednak w istocie dość dobroduszna opowiastka o życiu, chwilami zabawna, jednak niezbyt poruszająca.
Pytanie o sens egzystencji towarzyszyło też bohaterom „Ocalenia” (reż. Maciej Podstawny), najnowszej premiery Teatru Polskiego, zaprezentowanej pierwszego dnia festiwalu. Intrygujący formalnie spektakl – środkową część stanowi film inspirowany „Stalkerem” Andrieja Tarkowskiego, nagrany specjalnie do tego przedstawienia – jest niespieszną medytacją nad kondycją człowieka w sytuacji zbliżającej się zagłady, zarówno ogólnoświatowej (taką się nieustannie sugeruje), jak i osobistej – a więc śmierci. Bohaterowie zadają pytanie o duchowość współczesnego człowieka, próbują dotrzeć do prawdy o własnych uczuciach, badają znaczenie międzyludzkich relacji.
O ile bohaterowie „Miasta” czy „Blifat” przebywali najczęściej w przestrzeni własnych domów, o tyle inne spektakle eksplorowały przestrzeń publiczną. Akcja „Kazimierza i Karoliny” (Teatr Polski we Wrocławiu, reż. Jan Klata), w dramacie Ödöna von Horvátha umiejscowiona w scenerii Oktoberfestu, przeniesiona została przez reżysera do galerii handlowej, jednego z typowych nie-miejsc, z którymi nieustannie mają do czynienia współcześni przechodnie. W tej przestrzeni rozgrywa się historia rozstania tytułowych postaci, wpisana w kontekst ekonomicznego kryzysu, utraty pracy oraz polsko-polskich sporów o historię. Jakkolwiek trudno zaliczyć ten spektakl do największych osiągnięć reżysera, trzeba przyznać, że niektóre sceny, zestawione chociażby z protestami Oburzonych czy niedawną blokadą sejmu przez protestujących związkowców, ujawniły zaskakująco aktualny potencjał, stawiając pytanie o język, jakim swoją dezaprobatę dla rzeczywistości mogliby wyrażać ci, których czynniki ekonomiczne spychają zazwyczaj na margines.
W „Sprawie operacyjnego rozpoznania” (Teatr Wybrzeże w Gdańsku, reż. Zbigniew Brzoza) problem sprzeciwu nie był już kwestią teoretyczną. Spektakl, zakwalifikowany do finału tegorocznego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej, przedstawia epizody z historii zapomnianego dziś raczej ruchu „Wolność i Pokój”, pacyfistycznego ugrupowania opozycyjnego działającego w ostatnich latach PRL-u. Aktorzy wcielają się w poszczególnych jego członków, przedstawiają niektóre akcje i happeningi, opowiadają o procesach za odmowę służby wojskowej. Choć spektakl wpada momentami w dydaktyczny, patetyczny ton, ratują go jednak ciekawe rozwiązania formalne. Na historię „WiP-u” bowiem nałożone zostały sceny z „Płomieni” Stanisława Brzozowskiego, z których część stanowi podstawę projekcji filmowych wykorzystanych w przedstawieniu. Zyskuje ono dzięki temu nie tylko historyczny punkt odniesienia (korzenie buntu są podobne, choć czasy inne), lecz także dynamikę, chroniącą spektakl przed przekształceniem się w wieczornicę „ku czci”.
Wśród prezentowanych spektakli pojawiły się również takie, które podzieliły widownię. Przedstawienie „Christiane F. – My, dzieci z dworca ZOO” (Schaubühne am Lehniner Platz, Berlin) w reżyserii Patricka Wengenrotha, pomyślane jako półnostalgiczne, na pół zabarwione ironicznym dystansem spotkanie ze znaną wszystkim czytelnikom książki atmosferą Berlina tamtych lat, wielu rozczarowało. Rozpisanemu na kilka postaci monologowi głównej bohaterki, przeplatanemu piosenkami, zabrakło przede wszystkim bardziej zdecydowanego nakierowania na problem recepcji książki. W efekcie powstał spektakl nudny, sprowadzający się do kolejnych opowieści o kolejnych imprezach i dawkach coraz mocniejszych narkotyków.
Kontrowersje wzbudziły też „Iluzje” ze Starego Teatru w Krakowie, wyreżyserowane przez autora tekstu, Iwana Wyrypajewa. Reżyserowi zależało, by czworo aktorów (Anna Dymna, Katarzyna Gniewkowska, Juliusz Chrząstowski, Krzysztof Globisz) opowiedziało historię dwóch zaprzyjaźnionych małżeństw z ponadpięćdziesięcioletnim stażem właściwie bez grania, prywatnie. Pomysł ten, z jednej strony, skupił uwagę na opowieści, poruszającej zasadnicze kwestie miłości i jej postrzegania, miejsca w świecie i sensu życia oraz odsłaniającej kolejne iluzje. Z drugiej jednak strony – wymusił dość wysilone zabiegi podkreślające – mimo wszystko – teatralność spotkania. Wprowadzenie przez reżysera piątej postaci – młodej dziewczyny, która rozbija narrację żartami i ostentacyjnie dyryguje światłami i dźwiękiem (Marta Mazurek) – wydawało się pomysłem niezbyt trafionym. Spektakl podzielił więc widzów na tych, których uwiodła opowiadana historia i siła narracji, i tych, którzy dużo bardziej woleliby tę opowieść po prostu przeczytać, nie angażując w to całej teatralnej machiny.
Program tegorocznego festiwalu pozwolił odnaleźć kilka płaszczyzn, na których poszczególne spektakle dialogowały między sobą, choć pewnie można było pokusić się o bardziej wyraziste doprecyzowanie kategorii „przechodnie”, tutaj przede wszystkim związanej z codziennością i zwyczajnością. Szkoda też, że żadne z prezentowanych podczas festiwalu przedstawień jednoznacznie nie zachwyciło.
Europejskie Spotkania Teatralne Bliscy Nieznajomi
Poznań, Teatr Polski, 24–27.05.2012
fot.: „Ocalenie”, reż. Maciej Podstawny, autor zdjęcia: Marek Zakrzewski (źródło: materiały prasowe organizatora)