Archiwum
15.09.2016

Bogactwo jako cebulactwo

Marek S. Bochniarz
Sztuka

„Bogactwo przekształciło się w uzależnienie, a pożądanie zakupów doprowadza do szaleństwa. Pieniądze są jak żywa istota o zawsze niezaspokojonych potrzebach – zupełnie jak w przypadku biochemicznego uzależnienia. Partycypujący w ekonomiach kapitalistycznych – zwłaszcza ci, którzy nie mieli tyle szczęścia – zostali przez bogatych straceni z oczu, dokładnie jak w przypadku rodzin i przyjaciół osób uzależnionych. Ci, którzy kontrolują kapitał, są postrzegani niczym superbohaterowie, podczas gdy robotnicy zmuszeni do sprzedawania swojej pracy poniżej jej wartości jako towar, zostali uznani za swoich własnych wrogów”.
Curt Cadorette*

Ekspozycja Zachęty „Bogactwo” sprawia wrażenie przygotowanego naprędce zbioru randomowych wypowiedzi grupy błądzących na oślep artystów, którym powiedziano: „ej, może zmontujecie coś na temat hajsu/poszukacie gotowca, co macie w temacie?”. Chaos ekspozycji, pozorna przypadkowość nazwisk i rozwiązania, jakie można by uznać za zgoła banalne (a dzieła sztuki – za zbyteczne), za pierwszym razem nieprzyjemnie drażnią. Za drugim – wywołują rosnącą konsternację. Z kolejnymi wizytami – tak po ludzku smucą, a czasem wręcz przytłaczają. Oto: „bogactwo” nasze, czyli tak naprawdę: bieda po polsku, którym Zachęta wypływa na zimne wody politykowania i bezmiar kiczu. Czyżby zapowiedź zmian działania?

#1: bogactwo jako strefa business lunge

„[…] w poszukiwaniu toalety trafiłem niechcący do miejsca o nazwie „business lounge”. Gdy tylko przekroczyłem próg, dwie panie w toczkach wyskoczyły jak na sprężynie i zapytały o pozwolenie przebywania na tym terytorium”.
Ziemowit Szczerek**

Otwarcie ekspozycji w piątkowy, letni i parny wieczór. Stoję lekko zirytowany na schodach budynku, patrząc na warszafkę, która niecierpliwie czeka, aby nadźgać się winem. Jesteśmy przetrzymywani na zewnątrz. Nie, jeszcze nie można wejść. Pan z grupy Luxus informuje nas, że ci, co chcą godnie przeżyć otwarcie, mogą za uiszczeniem opłaty doświadczyć tegoż w strefie VIP. Jest promocja, a miejsca się kończą. Kto skorzysta? Idzie to opornie, ale nareszcie „bugole” raczą się mieniącym się złotem szampanikiem.

Wspomniana strefa jest zlokalizowana w hallu, łapczywie zajmując większość posadzki, choć mieści zaledwie kilka miejsc – siedzących, rzecz jasna. Ja tłoczę się w ciżbie ludzkiej, popychany i łokciowany przez niecierpliwe starsze panie, które przeciskają się wte i wewte, nie mogąc znaleźć dla siebie miejsce. Strefy VIP pilnują członkowie grupy w jednakowych koszulkach z nadrukami „LUXUS STREFA VIP”, sygnalizujących, że nie przepuszczą niepowołanych.

To klaustrofobiczne poczucie braku miejsca przypominać nam może banalne dramaty w tanich liniach lotniczych, gdy osobniki od all-inclusive zdążyły już zagrabić za dopłatą miejsca z dodatkową przestrzenią na nogi, w której będą wietrzyć swoje napuchnięte kopytka, a my zostaliśmy mimochodem sprowadzeni do kategorii gorszego sortu (pasażera, obywatela, człowieka…).

Kuratorka podczas otwarcia wyjaśnia, że „Bogactwo” nie jest wypowiedzią na temat obfitości, lecz braku. Goście wernisażu zdążyli się poczuć do tego momentu już naprawdę nieprzyjemnie – i są chyba gotowi, by posmakować artystowskiej biedoty. Oczywiście grę szybko się kończy i potem my, motłoch, pijemy szampana aż do przesytu.

#2: bogactwo artystów

„Wolność to kategoria niezwykle ważna w potocznym wyobrażeniu bogactwa. W zmonetyzowanym i utowarowionym świecie, w potocznej wyobraźni istnieją dwie drogi prowadzące do wolności. Z pierwszą jest związana strategia odłączenia od systemu: można wyjechać w Bieszczady i zbudować życie, w którym nie funkcjonuje tradycyjny obieg pieniędzy […]. Drugi wymiar opiera się na zgromadzeniu takiej ilości pieniędzy, że te przestają być przedmiotem zainteresowania”.
Mateusz Halawa**

Wystawiający się na „Bogactwie” artyści bratają się z publicznością – sygnalizując, że nie są eterycznymi aniołkami, jakich zgoła nie interesuje ekonomia. Nie skumulowali kapitału pozwalającego traktować im pieniądze jako rzecz bezwartościową, nie unieśli się do nieba luxusu i pogardy dla mas. Nie chcą – według polskiej tradycji – klepać słodkiej biedy, wstydząc się do tego przyznać.

Możemy tu podziwiać pierwszy dolar zarobiony przez Uklańskiego w USA czy czytać wyznania Zbigniewa Rogalskiego o tym, jak dzięki sprzedaży obrazu „Euro” mógł pozostać artystą: „wyjść na zero” i nie szukać w pośpiechu pracy, która wydobędzie go z długów.

Ci, którzy na wernisażu opłacili chwilowe poczucie bycia VIP-em – dostali okolicznościowo wydrukowany banknot „Hundred Luxus Bill”, który w skali makro można podziwiać na ekspozycji. Zdobi go szyderczy chiński kot z doprawionymi uszami Myszki Miki. To taki trochę sztubacki żart grupy Luxus ze środków płatniczych i komentarz do działalności wybitnego artysty, którego działalność nikomu w tym kraju nie jest obca. Wszyscy macamy jego dzieła. Andrzej Heidrich od ponad pół wieku projektuje polskie banknoty, odznaczenia i inne symbole hajsu czy zaszczytów. NBP urządził mu zresztą niedawno imponującą retrospektywę we Wrocławiu. Tak – wszyscy z nas chcą miętosić tłuste pliki arcydzieł pana Heidricha!

Gorzko można się też zaśmiać nad wideo grupy Azorro, które demonstruje stan niedostatku „heidrichów” w portfelu. Na kuriozalnej „Propozycji” (2002) widzimy, jak czwórka artystów odsłuchuje wiadomość z automatycznej sekretarki. Dostają zaproszenie na wystawę o szumnym tytule (w stylu: wszystko o wszystkim), ale nie mogą liczyć ani na wynagrodzenie, ani zakwaterowanie, ani zwrot kosztów przejazdu. Ba! Nie jest pewny nawet druk katalogu. Artyści eksplodują śmiechem, gdy słyszą informację o prestiżowości ekspozycji. Kuratorki w książce towarzyszącej wystawie przyznają zresztą, że stan niedostatku jest stanem permanentnym w sektorze kultury. Na „odchamianie się” zawsze brakuje w Polsce środków.

#3: bogactwo polityków

„To już nie te czasy, kiedy – pamiętacie? – polscy politycy jak te czereśniaki po Sejmie latali. W malinowych gajerach, z zegarkami na złotych bransoletach, tchnący przaśnym majestatem, ładujący się na królewskie salony z reklamówkami w garści i w różowych kieckach z napisem LOVE, SEXY, PINK, ROMANCE”.
Ziemowit Szczerek**

Gdy obudziliśmy się w 2015 roku w świecie rządzonym przez konserwatywną władzę, cierpiącą na nienawiść do niezrozumiałej dla niej awangardy, a czarne chmury poczęły się zbierać nad polską sztuką współczesną, jedną z instytucji, jakie czekała „kara”, była, rzecz jasna, Zachęta.

Śmiejemy się z prymitywnych gustów polityków, którzy postrzegają sztukę poprzez pryzmat wartości materiałów, z jakich została wykonana i narzucają swój punkt widzenia innym. Jednak dotacje dla Muzeum Bursztynu z Gdańska na zakup współczesnej biżuterii i dla Galerii Sztuki z Legnicy na kolekcję sztuki złotniczej można też postrzegać w taki sposób, że dzieła z „surowców nieszlachetnych” – jeśli nie podejmują treści patriotycznych – są dla nowych ekspertów ministerstwa kultury zgoła pozbawione wartości. Dlatego „Bogactwu” towarzyszy dystrybucja czarnych reklamówek udających słynne BOSSy. Bez nostalgii, a lekkim zatrwożeniem cofamy się do lat 90. Stąd Nicolas Grospierre wciąga nas w swojej instalacji „Bank” w kosmos skrytek bankowych: gdy zajrzymy do otwartego sejfu o lustrzanych ścianach, „odlecimy” w fikcyjnej przestrzeni zajętej przez wielką kulę skrytek, skrywającą #bogactwo.

Patrzymy na wideo „Hologram” Łukasza Jastrubczaka z płonącą sztabką złota – trochę jak złoty pociąg-widmo, który fajnie byłoby w Polsce mieć. W największej przestrzeni ekspozycji dominują ciężkie i monstrualne prace Maurycego Gomulickiego: wielki diament ze stali nierdzewnej i stół „Midas” pokryty tandetną biżuterią w kolorze złotym, a na ścianie bocznej bezustannie pada mural „Złoty deszcz”. Ten złoty deszcz w naturalny sposób kojarzy się z mitologią i perwersyjną erotyką – z Zeusem penetrującym Danae pod płynną postacią; z moczem, który w akcie wyszydzenia oddają współcześni artyści na rozdziawione usta zdezorientowanych polityków, którzy – jak niegdyś urzędnicy PRL-u – nie widzą miejsca dla twórców-marnotrawców, którzy nie pracują, nie produkują, tylko „przejadają cudze”.

Symboliczne reklamówki i towarzyszące im niewybredne marzenia o luksusie powróciły w triumfie, a „Bogactwo” szyderczo celebruje tę chwilę, gdy niepokornym pozostaje skok na główkę – w zaprojektowaną dla nich specjalnie czarną otchłań, znajdującą się też obok wonnej łączki tak zwanej kultury narodowej. Dlatego wizytą w Zachęcie można się zdrowo zachłysnąć, zakrztusić przekazem, a może i złapać lekką depresję, o ile już jej nie mamy, czytając kolejne doniesienia ze świata sztuki?

Źródła cytatów:

* „Poverty and Wealth in Judaism, Christianity, and Islam”, red. N.R. Kollar i M. Shafiq, New York 2016.

** Wszystko to, czego nie wiecie o bogactwie lub wypieracie, a czasem wolelibyście się nie dowiedzieć, znajdziecie w książce towarzyszącej wystawie: „Bogactwo. Wizualne reprezentacje i doświadczenie bogactwa we współczesnej Polsce” pod redakcją K. Kołodziej i M. Komornickiej, Warszawa 2016.
Ta ostentacyjnie kiczowato zaprojektowana książka mieni się złotą okładką i zachwyca grubym papierem niczym z nostalgicznym czasów, gdy „ELLE” wydawano w Polsce na tłuściutkiej celulozie, a Britney Spears była obiektem westchnień na serio. Tom skrywa wiele gorzkich i średnio strawnych prawd o naszych narodowych narracjach o get rich or die tryin’. Oczywiście na łopatki, zwyczajowo już, rozkłada agresywny esej Ziemowita Szczerka.

„Bogactwo”
artyści: Azorro, Ewa Axelrad, Tymek Borowski, Rafał Dominik, Maurycy Gomulicki, Nicolas Grospierre, Łukasz Jastrubczak, Monika Kmita, Luxus, Mister D. i Krzysztof Skonieczny/głębokiOFF, Tomasz Mróz, Witek Orski, Zbigniew Rogalski, Gregor Różański, Jadwiga Sawicka, Janek Simon, Konrad Smoleński, Radek Szlaga, Paweł Śliwiński, Maria Toboła, Piotr Uklański
kuratorzy: Katarzyna Kołodziej, Magdalena Komornicka
Warszawa, Zachęta Narodowa Galeria Sztuki
27.08. – 23.10.2016

Spis ilustracji:
1. Konrad Smoleński, „All for Money”, 2011. Dzięki uprzejmości artysty
2. Zbigniew Rogalski, „Euro”, 2003. Dzięki uprzejmości Fundacji Sztuki Polskiej ING
3. Nicolas Grospierre, „Bank”, widok instalacji w BWA Warszawa, 2011. Dzięki uprzejmości artysty

alt