Dzisiejsze rozważania na temat fotografii coraz częściej powołują się na jej słabą kondycję, a nawet przepowiednię śmierci tego medium. Z jednej strony mamy do czynienia ze zrównaniem statusu fotografii i sztuki, z drugiej – z wszechobecnością zdjęć, których wykonuje się na świecie nieporównywalnie więcej niż kiedykolwiek wcześniej. Ilościowy skok w rzeczywistość obrazową dokonał się między innymi dzięki uwolnieniu się fotografii od ograniczeń analogowych, niemniej tak przyspieszona nadprodukcja obrazów banalizuje ich przekaz. W stuprocentowo wizualnych mediach społecznościowych wszystko wydaje się przetworzone, ustawione i stworzone tak, jakby od początku było przeznaczone do utrwalenia na zdjęciu i natychmiastowego udostępnienia w sieci. Obecnie aplikacje i oprogramowanie mogą automatycznie poprawić kontrast, zadbać o redukcję efektu czerwonych oczu, podkreślić kontury twarzy czy zmatowić nadmiernie błyszczące się czoła. Wydaje się, że fotografia nie pośredniczy w przekazie obrazu rzeczywistości, lecz wraz z szeregiem zaawansowanych technik cyfrowych po prostu go wytwarza. Czy w tym kontekście zdjęcia mogą jeszcze pokazywać prawdziwy świat?
Okazuje się, że mogą, a przynajmniej tak twierdzą twórcy wystawy „The Real World”, która do 10 grudnia jest prezentowana w poznańskiej galerii Arsenał jako centralne wydarzenie drugiej edycji festiwalu książek fotograficznych XPRINT. W ramach ekspozycji prezentowane są zdjęcia skarbu narodowego brytyjskiej fotografii – Martina Parra, a także cykl „Grimaces of Weary Village” Litwina Rimaldasa Vikšraitisa, za który artysta zdobył prestiżową nagrodę Discovery Award. Autorem koncepcji kuratorskiej jest popularyzujący litewską fotografię Gintaras Česonis, natomiast prezentowany w Arsenale projekt miał swoją premierową odsłonę w litewskiej Kaunas Photography Gallery i był dotychczas wystawiony w Kownie, Wiedniu, Mińsku i Tbilisi. Jak piszą organizatorzy, poznańska odsłona ekspozycji „jest ostatnim publicznym pokazem w tej formie”.
Wspólna wystawa obu fotografów już na pierwszy rzut oka wydaje się wizją dwóch zupełnie odmiennych „prawdziwych światów”, choćby ze względu na skrajną różnicę formalną – część ekspozycji zarezerwowana dla Parra przyciąga jaskrawymi barwami pożyczonymi ze świata reklamy, natomiast po drugiej stronie jest zupełnie odwrotnie. Od początku coś tu nie gra, jest chyba zbyt kolorowo, a może zbyt czarno-biało, żeby było prawdziwie? To pytanie miałoby większy sens, gdyby nie znać twórczości żadnego z artystów, ale przecież jednego z nich – Martina Parra – przedstawiać chyba nie trzeba. To dokumentalista posługujący się niepodważalną realnością, którą znamy, ale nie chcemy się do niej przyznawać lub po prostu jej nie zauważamy. Podobne informacje odnajdujemy w tekście kuratorskim na temat twórczości Vikšraitisa, którego zdjęcia „miejscami drastyczne, gdzie indziej przerażające, najczęściej śmieszne i beznadziejne jak gruby pijacki dowcip, robią ogromne wrażenie swoją autentycznością”. Pozostajemy zatem bez złudzeń, że w ramach wystawy da się zobaczyć cokolwiek innego niż właśnie tytułowy „prawdziwy świat”.
W części ekspozycji zarezerwowanej dla Martina Parra znajdują się fotografie, które przyniosły mu międzynarodową sławę, a jednocześnie ogromną sympatię publiczności. Można zobaczyć zdjęcia ze znanego cyklu „The Last Resort” powstałego w latach 1983–1985 w upadającym kurorcie New Brighton w pobliżu Liverpoolu. Ten projekt szczególnie ugruntował pozycję fotografa i zapoczątkował ogólnoświatową karierę. Dzięki jego obrazom przedstawiającym zaniedbaną plażę, opalone ciała i nadpobudliwe dzieci do języka angielskiego wszedł nawet przymiotnik Parr-esque, czyli „parrowski” lub „w stylu Parra”. W świecie fotografa wizja turystycznych kurortów przyciągających błękitnym oceanem i czystymi, osamotnionymi plażami zostaje w brutalny sposób zdemaskowana – na jaw wychodzą nuda, frustracja, sterty śmieci, tłumy ludzi i stragany z kiczowatymi pamiątkami. Jak czytamy w tekście kuratorskim:
złudzenia – gotowe obrazy rzeczywistości dostarczane przez przemysł turystyczny, jakie staramy się zreprodukować własnymi przeżyciami, wyjeżdżając na wakacje, Parr nazywa propagandą. A swoją opowieść o turystyce konstruuje w taki sposób, by świat odarty z propagandowego fałszu stał się bohaterem fotografii.
To jest właśnie jedna z wersji „prawdziwego świata” zaproponowana w ramach wystawy w Arsenale.
W korespondencji do przekolorowanej, plastikowej rzeczywistości z fotografii Parra czarno-biały cykl „Grimaces of Weary Village” Vikšraitisa z wakacyjnych kurortów przenosi nas do małej litewskiej wsi, gdzie alkohol wydaje się jedynym pocieszeniem dla jej ostatnich mieszkańców. Rolnik pochylający się nad martwą świnią z palnikiem i kurczakiem stojącym mu na plecach, młoda dziewczyna patrząca przez okno obok odciętej głowy kozła na parapecie czy pijak, który udaje, że gryzie ucho głowy świni na talerzu – to właśnie humorystyczny, dziwny i przerażający „prawdziwy świat” Vikšraitisa podróżującego przez ojczystą Litwę z aparatem przywiązanym do swojego roweru. Społecznym tłem dla jego obrazów jest schyłek życia wsi od rozpadu Związku Radzieckiego oraz towarzyszący mu rozpad systemu lokalnego rolnictwa. Ludzie piją tak dużo, ponieważ są zagubieni i nie mają tak naprawdę nic lepszego do roboty. Wielu młodych wyjechało do miast w poszukiwaniu pracy, natomiast pozostali znaleźli się w kompletnie beznadziejnej sytuacji. Vikšraitis w prezentowanym cyklu opowiada o życiu odartym z jakichkolwiek złudzeń i robi to z humorem, lecz nie prześmiewczo. Taka postawa jest bliska Parrowi, który zresztą określił jego twórczość jako „nieco szaloną i cudownie surrealistyczną”.
O ile w fotografiach Parra potrafię rozpoznać „prawdziwy świat”, o tyle Vikšraitisowi muszę uwierzyć na słowo i to się nawet udaje. Może właśnie takie zestawienie tej dwójki artystów sprawia, że obrazy z jednej strony społeczeństwa globalnego, a z drugiej – problemów małej, opustoszałej miejscowości wydają się niezwykle prawdziwe i rzetelnie przedstawione. Spojrzenia Martina Parra i Rimaldasa Vikšraitisa to jakby spojrzenia szpiegów, wdzierających się do cudzego życia, aby poprzez fotografię wywołać u odbiorcy specyficzny efekt charakterystyczny dla dokumentu: być w sposób bezpośredni oczywiste i postrzegane jako faktyczność, a jednocześnie poruszać emocje. Okazuje się także, że pozornie znany „prawdziwy świat”, kiedy staje się obrazem, jest bogatszy w detale niż to, co widać gołym okiem. Poza tym dawno nie widziałam tylu trafionych żartów.
„The Real World. Martin Parr & Rimaldas Vikšraitis”
kurator projektu: Gintaras Česonis
realizacja: Michał Sita
koordynacja: Paulina Ząbek
Poznań, Galeria Miejska Arsenał
14.11 – 10.12.2017
organizator festiwalu książek fotograficznych XPRINT: Fundacja PIX.HOUSE