„Ja byłam drobna, szczupła, blada, z niebieskimi dużymi oczami i czarnymi włosami. Kiedy rodzice i ciotka pytali, co teraz, po skończeniu szkoły, chcę robić, odpowiadałam, że nie wiem. Naprawdę nie wiedziałam. I kiedy pytali, czułam ucisk, jakby metalowa obręcz zamykała się mocno na głowie i na ustach” – mówi bohaterka i narratorka „Serca”, debiutanckiej powieści Radki Franczak.
A chwilę później dodaje:
„Miałam też w sobie dobrze rozbudowany radar ukierunkowany na pragnienia i potrzeby innych, tak jakby całe ciało i myśli skierowane były trochę bardziej na drugich. Z dużym powodzeniem stosowałam przepis babci, która wpajała mi od małego: «Kobieta jest najpiękniejsza, kiedy milczy. Nie mów. Słowa zabierają urodę»”.
Wika ma dwadzieścia lat, gdy wraz z rok starszym narzeczonym wyjeżdża z Polski. Na stopa. Jej historia nie jest zaskakująca, zaskoczeń nie przynosi też sama powieść Franczak. Wika nie zostanie uprowadzona, upokorzona, nie będzie dilerką narkotyków ani tancerką erotyczną. Trafi do Szwajcarii, gdzie zaopiekuje się starszą kobietą, pozna jej córkę i dzięki konfrontacji ze śmiercią kobiety odkryje, „jak złudny i umowny jest ten świat”. Brzmi to banalnie, w dodatku jest tu poważny spoiler fabularny. Ale nawet gdyby go nie było, powieść Franczak nie przyniosłaby zaskoczeń, bo wszystko od początku, od pierwszych stron, na których umiera Shirley, będąca pod opieką Wiki, wskazuje, że stawką tej historii nie jest zaskoczenie.
Wika wyjeżdża z nadziejami na zarobienie pieniędzy i Franczak dba, by te nadzieje współgrały z obserwacjami, które w trakcie podróży autostopem przydarzają się bohaterce. Zachód jest po prostu ciekawszy, nie ma w tym nic zaskakującego. Dla dziewczyny z Polski jest też zwierciadłem, w którym dostrzega swoje kulturowe uwikłania. „Tu, na Prenzlauer Berg, w samym środku dobrobytu białych, sytych młodych Europejczyków, czułam wielką niezręczność całowania chleba, obcość aktu sprzed lat, czegoś, co dla moich dziadków było wciąż i zawsze istotą codziennego życia”. Wika nie potrafi przejść na drugą stronę autostrady, paraliżuje ją myśl o jej nieprzekraczalności. Zachód to rodzaj guilty pleasure – budzi fascynację, a jednocześnie gdzieś w tej fascynacji jest wstyd, poczucie winy, bo choć wszystko, co znajduje się po przekroczeniu polsko-niemieckiej granicy jest staranniejsze, „ładniej zapakowane”, to obywatele Zachodu, uwiedzeni pięknymi opakowaniami, roztapiają się pośród nadprodukcji rzeczy, które konsumują. W tym, jakby się wydawało, dość spolaryzowanym modelu nic jednak nie jest trwale przypisane, bowiem widzeniem rzeczywistości steruje Wika, która rozpoznając swoje emocje, jednocześnie nieustannie destabilizuje właściwości świata, w którym się znajduje lub z którego wydaje jej się, że już wyszła.
W wielu miejscach podróży odczuwa swoje pochodzenie, model wychowania, którego doświadczyła jako coś z innego porządku, jakby nieeuropejskiego, bo widzi Europę, która wyzbyła się przywiązania do pewnych rytuałów; tych, które jej samej, jej rodzinie uzasadniały sensowność życia. Wśród tych rytuałów jest porządny trening kobiecości, taki na przykład à la polonaise, kiedy ważna jest sukienka „dla taty”, bo trzeba być promyczkiem; kiedy decyzję o własnym kolorze włosów pozostawia się ukochanemu mężczyźnie; kiedy wreszcie trzeba walczyć o młodość ciała, bo gdy tylko dotknie go starość, kobiecość zostaje wypłukana wraz z kolejnym myciem puchnącego, zależnego od troski innych ciała.
Gdy Wika trafia do domu Robin i Shirley, matki i córki, Brytyjek mieszkających w Szwajcarii, spotyka dwa różne ciała, dwie kobiecości. Shirley jest magnetyzującą, starszą kobietą, nieco ekscentryczną, ale to ona później wytłumaczy Wice, jak bardzo określił ją model wychowawczy, w którym wyrastała. Robin jest bardziej wycofana, zyska na znaczeniu dopiero, gdy Wika wróci do Szwajcarii podczas kolejnej emigracji. Pomiędzy nimi Wika sprząta w różnych zachodnich domach, w których odbija się swoista krytyka rzeczywistości, dążącej do zamaskowania wszystkiego i podporządkowanych dyktatowi pięknego i pełnego blichtru stylu życia. Po wszystkich doświadczeniach, po kontaktach z paniami domów, które jakby ze wstydem wciskały dziewczynie gumowe rękawiczki sprzątaczki, skrępowane, jak myśli Wika, kłopotliwą sytuacją, kontakt bohaterki z Shirley będzie miał znaczenie szczególne.
Shirley cieszy się życiem, bo obdarzona jest przenikliwą świadomością roli, która w społeczeństwie patriarchalnym przypisana jest kobiecie. I słuchając Shirley, obserwując jej starzejące się ciało, bohaterka zyskuje świadomość, która rozmywa zarysowane na wstępie podziały na Zachód i Wschód, piękno i karykaturę, zachwyt i wstyd. „Shirley mieszała wszystkie puzzle, które poukładała od momentu narodzin, przez całe życie porządkując rzeczywistość, próbując zrozumieć świat, składając go, dostosowując się do wymagań innych, którzy też poukładali, żeby czuć się dobrze, żeby czuć się bezpiecznie, żeby wiedzieć, gdzie co jest, jak co się nazywa, żeby zapanować nad zmiennością i chaosem”. Umierająca Shirley staje się więc figurą zniesienia ustalonych wcześniej podziałów, to w jej śmierci, w jej ciele, dochodzi do połączenia wschodniego wstydu, zachodniej fascynacji, krytyki polskiego patriotyzmu, zdziwienia zachodnią sterylnością. Franczak konstruuje relację Wiki z Shirley tak, że staje się ona uniwersalną figurą wolności, którą zyskuje się poprzez rozpoznanie nieredukowalnego chaosu świata, od czasu do czasu porządkowanego rozpaczliwie schematami zachowań, normami społecznymi, utylizacją śmieci i tym wszystkim, co podtrzymuje iluzję stabilności. Istnieje spore ryzyko w dążeniu do uniwersalizowania figur bohaterów, jednak u Franczak Shirley nie traci na wyrazistości i jednostkowości nawet wtedy, gdy wraz z Wiką wikłają się w dość pretensjonalne i banalnie puentujące rzeczywistość rozmowy. Wydaje się bowiem, że w wielu miejscach „Serca” banał jest czymś zamierzonym, nie po to jednak, by go ironicznie rozmontować, lecz by wskazać, że w świecie porządkowania, przykrawania siebie do innych i iluzorycznego zabudowywania pustki banał jest po prostu jednym ze sposobów radzenia sobie ze swoją pozycją w rzeczywistości.
I choć w kwestii zakończenia „Serce” nie przyniesie zaskoczeń, to z pewnością konstrukcja tej opowieści, jej wewnętrzne rozbicie, a także niewątpliwa empatia Franczak do swoich bohaterek pozwolą na niejedną interpretację – o micie Zachodu, o kompleksie prowincji, zapożyczaniu własnej wolności u innych, o starości kobiecego ciała. Sercem debiutanckiej powieści Radki Franczak jest bowiem pewna emocjonalna intymność, z której promieniują różne, bardziej społeczne wątki. Jednak to właśnie dzięki napędzającej je intymności nie przeobrażają książki w uniwersalną opowieść o emigracji i śmierci.
Radka Franczak, „Serce”
Marginesy
Warszawa 2016